A A+ A++

Czołgi starożytnego świata

Władcy małych hinduskich państewek zbroili swoje wojska tak jak potrafili. Na częściowo podległych mocarnej Persji terytoriach słonie stosowano w boju dosyć powszechnie i stąd trafiły do imperium, stając się ważnym orężem perskiej armii. Nie powstrzymały jednak Aleksandra Wielkiego Macedońskiego. Ojciec wielkiego wodza Filip II przyporządkował sobie większość Grecji, a po przejęciu władzy Aleksander sięgnął po kolejne, zbuntowane greckie polis. Chociaż Grecy wiedzieli o istnieniu słoni bojowych w Persji, którą podbił ich władca, pomysł na możliwość ich bojowego wykorzystania przyniosła dopiero wyprawa Aleksandra Wielkiego na Wschód. Perskie mocarstwo pokonał w wyniku serii wygranych bitew, m.in. w 331 r. p.n.e. w pod Gaugamelą, co rozstrzygnęło o losach wojny. Król Dariusz III posiadał wtedy w swoich zastępach kilkanaście bojowych słoni i to właśnie wtedy Europejczycy zobaczyli je po raz pierwszy. Ze strachu modlili się o odwagę w starciu z ogromnymi stworami. Aleksander szybko zauważył, że to żadne śmiercionośne stworzenia, ale dobrze użyte mogą wspomóc wojujących. Do 327 r. p.n.e. opanował całą Persję.

Wkroczył do Indii, gdzie słonie już od wielu lat brały udział w walkach. Bitwa nad Hydaspesem (326 r. p.n.e.), w której Hindusi wykorzystali blisko 200 słoni, wprawiła żołnierzy Aleksandra w wielki zachwyt nad skutecznością tych zwierząt. Po raz kolejny zwyciężyły wojska Aleksandra, których żołnierze długimi pikami zabijali kornaków (czyli opiekunów słoni) na grzbietach zwierząt. Zdezorientowane słonie zostały przejęte przez Macedończyków, a pokonany król Pendżabu Poros dostarczył Aleksandrowi kolejne zwierzęta. Diadochowie, czyli wodzowie, którzy po śmierci króla podzielili imperium między siebie, mieli w swych wojskach setki słoni. Zwierzęta oprócz militarnego znaczenia niosły ze sobą wyobrażenie o potędze i podnosiły status. Hinduski władca Ćandragupta, któremu podlegało wiele hinduskich państewek i który podbił Pendżab, posiadał podobno aż 9 tysięcy wyszkolonych słoni.

„Bitwa pod Zamą” włoskiego artysty Giulio Romano, obecnie w Luwrze. Bitwa miała miejsce 19 października 202 r. p.n.e. i zakończyła II wojnę punicką


„Bitwa pod Zamą” włoskiego artysty Giulio Romano, obecnie w Luwrze. Bitwa miała miejsce 19 października 202 r. p.n.e. i zakończyła II wojnę punicką

Fot.: Peter Willi / Be&w

Pyrrusowe zwycięstwo słoni

Sławny grecki przeciwnik Rzymu Pyrrus włączył słonie do swoich oddziałów, gdy w 281 r. p.n.e. ruszył na podbój Italii. 20 wyszkolonych zwierząt przetransportowano do Taras, greckiego miasta w Italii, które poprosiło o pomoc w walce. Słonie przepłynęły na ogromnych łodziach, prawdopodobnie skonstruowanych właśnie tylko po to. Opłaciło się – słonie znów zrobiły wrażenie na przeciwniku, który nigdy wcześniej nie widział tak ogromnych zwierząt walczących u boku żołnierzy wroga. Siła słoni polegała m.in. na wydzielanym w stresie zapachu i dźwiękach. Konie w bitwie pod Herakleą w 280 r. p.n.e., spłoszone ostrym i nieznanym smrodem oraz rykiem olbrzymów, uciekały z pola boju, a wojownicy Pyrrusa z łatwością forsowali szeregi wrogiej piechoty i rozproszonej kawalerii.

Sukces Pyrrus odniósł również w roku 279 p.n.e. pod Ausculum. Legioniści ulegli panice, widząc pędzące bestie, co pozwoliło Pyrrusowi również pokonać wroga. Straty w ludziach były jednak ogromne, padła też większość zwierząt.

Tymczasem w Afryce również zaczęto używać do walki słoni. W armiach Kartaginy i egipskich Ptolemeuszy pojawiły się słonie sprowadzone z Indii. Kartagińczycy rzadko używali większych słoni sawannowych, które trudniej było wyszkolić. W bitwie pod Rafią (217 r. p.n.e.) dzięki słoniom leśnym Ptolemeusze pokonali Seleucydów (lud prowadzony przez jednego z wodzów Aleksandra Wielkiego Seleukosa, który w wyniku wojen diadochów opanował ogromne imperium), mimo że wrogowie walczyli przy użyciu potężniejszych słoni indyjskich.

Słynna jest brawurowa przeprawa punickiego wodza Hannibala i jego kilkunastotysięcznej armii kawalerzystów i trzydziestu tysięcy wojowników piechoty przez Alpy. Jedna z najsłynniejszych wypraw w dziejach wojskowości miała początek w 218 roku p.n.e., kiedy wybuch wojny między Kartaginą a Rzymem był już przesądzony. Hannibal postanowił uprzedzić atak wroga. Wyruszył do Italii, zabierając wojsko i kilkadziesiąt słoni bojowych. Po przejściu przez Pireneje ruszył w kierunku serca rzymskiego państwa. Cały marsz z Nowej Kartaginy miał trwać pięć miesięcy, a sforsowanie Alp zajęło prawdopodobnie kilkanaście dni, choć nadal pozostaje to zagadką. Nietrudno się domyślić, że sporo bojowych zwierząt zginęło na skalistych alpejskich szlakach. Hannibal dysponował słoniami w porównaniu ze zwierzętami Pyrrusa, ponadto były wycieńczone po tak długiej przeprawie. Dlatego na doświadczonych już w boju ze słoniami Rzymianach nie zrobiły większego wielkiego wrażenia. Słonie nie wpłynęły na zwycięstwa Hannibala nad Rzymianami, zawiodły pod Zamą, a w bitwie nad Trebią miał ocaleć tylko jeden.

Projekt czołgu Leonarda da Vinci, ok. 1485 r., w zbiorach British Museum


Projekt czołgu Leonarda da Vinci, ok. 1485 r., w zbiorach British Museum

Fot.: Alamy Stock Photo/BE&W / Be&w

Piekło na kołach

Ale i tak wypadało posiadać słonie bojowe – świadczyły o potędze armii. Wciąż zaświadczały o imperialnej potędze. Dlatego w późniejszych latach rzymscy wodzowie także, choć rzadko, używali słoni w walce. Zwierzęta były sprowadzone z Indii oraz dostarczone przez Numidyjczyków z północnej Afryki. Okazały się przydatne w walkach z Macedończykami, a jednego, wyjątkowo wielkiego słonia Juliusz Cezar wziął ze sobą na wyprawę wojenną w 55 r. p.n.e. w Brytanii – zwierzę miało siać panikę. Rzymianie dobrze opanowali też techniki walki ze słoniami i wielokrotnie odnosili zwycięstwa, walcząc z monarchami hellenistycznymi, dysponującymi gorzej wyszkolonym zastępem słoni.

W średniowiecznej Europie słonie były rzadziej używane w walce. Europejczycy zetknęli się z nimi podczas krucjat i niektórzy władcy przywieźli parę tych zwierząt do swoich koszar. Cesarz Fryderyk II użył kilku słoni podczas walk z wrogą mu północnowłoską Ligą Lombardzką w bitwie pod Cortenuova (1237), po czym przeszedł triumfalnie ulicami Cremony na czele pochodu słoni.

Hiszpanie w trakcie rekonkwisty kilka razy walczyli z afrykańskimi słoniami bojowymi, powożonymi przez Maurów. Indyjskie słonie pojawiały się w armiach Khmerów i oczywiście Hindusów. Tych ostatnich nie uratowały jednak przed atakiem okrutnego Timura Chromego (Tamerlana), wpierw mongolskiego watażki, a potem zdobywcy większości Azji Środkowej, Iranu, Iraku i Zakaukazia. W XV w. słonie bojowe zaczęły odchodzić do lamusa – rozwój broni palnej sprawił, że płochliwe zwierzęta były mało przydatne na polu bitwy. Kosztowne było również ich utrzymywanie.

Siedemdziesiąt lat przed odkryciem Ameryki przez Kolumba na polu bitwy pojawił się taktyczny protoplasta dzisiejszego czołgu. Był to pojazd osobliwy i prymitywny, jednak w 1422 r. koncepcja pojazdu opancerzonego i rażącego kulami była nowatorska.

Artyleria, pistolety i inna broń prochowa były znane w Europie od stulecia, ale ich wpływ na taktykę nie był spektakularny. Armaty wciąż były montowane na niezgrabnych drewnianych saniach. Husyci, czeski zakon religijny, założony w 1419 roku przez Jana Žižkę wśród zwolenników Jana Husa, zastosował w walce ruchomy tabor ze sprzężonych wozów, wyposażony w artylerię. Wóz-fort husytów był konnym pojazdem pancernym, skoordynowanym z innymi uzbrojeniem i używany zarówno do ataku, jak i obrony. Siejący spustoszenie stał się powodem oskarżeń o sprzymierzenie husytów z diabłem.

W czasie I wojny światowej czołgi były wzorowane na ciągnikach gąsienicowych zbudowanych przez Ruston Hornsby Lincoln i używanych w Anglii w 1902 roku


W czasie I wojny światowej czołgi były wzorowane na ciągnikach gąsienicowych zbudowanych przez Ruston Hornsby Lincoln i używanych w Anglii w 1902 roku

Fot.: Hulton Archive / Getty Images

W 1420 r. papież Marcin V ogłosił krucjatę całego chrześcijaństwa przeciwko heretykom. Zygmunt, król Czech i Węgier oraz cesarz rzymski, poprowadził pierwszą armię inwazyjną. Umiarkowanie radykalna frakcja husytów, złożona głównie z chłopów, znalazła przywódcę w Janie Žižce. Drobny szlachcic praski okazał się geniuszem militarnym całego Wieku Prochu.

Žižka miał ok. 15 tysięcy ludzi, armię złożoną z piechoty, kawalerii, artylerii i prymitywnych czołgów. Wykazując swoje preferencje dla strategicznego ataku połączonego z taktyczną obroną, w grudniu pomaszerował na północ od Taboru i zajął pozycję obliczoną na zmuszenie do ofensywy.

Siła najeźdźców, szacowana na 200 tysięcy i prawdopodobnie o połowę mniejsza, składała się z kontyngentów austriackich, niemieckich i węgierskich.

Zygmunt zaczął gwałtowny atak od północnej granicy – pierwsze starcie miało miejsce 6 stycznia 1422 r. w pobliżu miasta Kutna Hora, kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Pragi. Taboryci zostali umieszczeni w formacji, która musiała nieźle zdziwić niczego niepodejrzewających krzyżowców. Przez pole bitewne ciągnął się rząd wagonów opancerzonych blachą i połączonych ze sobą łańcuchami. Każdy pojazd osłaniał kilku strzelców z pistoletami lub kuszami. Jako kolejną innowację Žižka wprowadził armaty na kołach, chroniąc ogniomistrzów pancernymi wozami. Ciężka kawaleria krzyżowców nie miała szans, ponosząc klęskę.

Czytaj też: Jeże przeciwczołgowe. Ta prosta konstrukcja może zatrzymać rosyjskie wozy bojowe

Czołg Leonarda

Leonardo wykonał wiele szkiców i rysunków z pomysłami na maszyny, z których tylko niektóre były praktyczne, jednak większość nie. Kreatywna wyobraźnia Leonarda zawsze majstrowała w myślach nad przeróżnymi wynalazkami. Jednakże projekty machin oblężniczych i wojennych były jednymi z rzeczy, o które mógł zostać poproszony przez władców, m.in. dla Ludovico il Moro, księcia Mediolanu, dla którego wykonał sporo prac inżynieryjnych.

W 1485 r. Leonardo da Vinci przedstawił projekt pojazdu przypominającego żółwia, dookoła otoczonego armatami. Pojazd na czterech kołach dzięki różnym mechanizmom i trybom mógł poruszać się w dowolnym kierunku. Pancerz czołgu stanowiły metalowe płyty od bombarda multipla. Odnaleziono ją w 1986 r. podczas prac budowlanych w nadmorskim mieście Livorno. Robotnicy pracujący na terenie zamku fortecznego dostali się do nieznanej wcześniej piwnicy. Podczas eksploracji podziemi dokonali sensacyjnego odkrycia. W podziemnych pomieszczeniach ujawniono dziesiątki belek i desek oraz 20 żeliwnych armat odtylcowych owiniętych płótnem i niezliczoną ilość innych drobnych części.

Była to legendarna bombarda multipla”z „Codex Atlanticus”, 12-tomowego zbioru rysunków i pism Leonarda da Vinci.

Minęło wiele lat, zanim masywna i niezwykła bombarda multipla mogła zostać pokazana publiczności, ponieważ ratowanie i renowacja okazała się trudniejsza niż oczekiwano. Miniaturową czołgu Leonarda wprowadziła też do sprzedaży włoska firma Italieri, produkująca modele pojazdów militarnych do składania.

Leonardo na zaprojektowaniu bombardy multipli nie poprzestał. Obmyślił również pojazd zaprzężony w kilka koni, które mogłyby ciągnąć machinę wraz z 8-osobową załogą. Pomysł ten spełzł na niczym, ponieważ ryzyko szybkiej utraty koni na polu bitwy, a co za tym idzie unieruchomienia czołgu, było zbyt wysokie.

Wraz z wynalezieniem prochu malała skuteczność broni siecznej. Coraz bardziej zaczęła się liczyć broń cięższa, którą posługiwano się przede wszystkim w XIX wieku. Przyznał to sam Napoleon, który, będąc na zesłaniu na Wyspie Świętej Heleny, powiedział, że „artyleria rozstrzyga dziś o losach armii i narodów”.

Końcówka XIX wieku przyniosła więc kolejne innowacje wojenne. Rewolucja przemysłowa, która przyniosła skonstruowanie m.in. silnika parowego, wzmocniła także przemysł wojenny. Powstały pierwsze parowe ciągniki artyleryjskie i zaopatrzeniowe. Olbrzymie pojazdy używane były głównie przez Brytyjczyków w trakcie wojen burskich w Afryce Południowej do holowania ciężkich dział. Wadami pojazdów były duże koła utrudniające jazdę w trudnym terenie oraz wymagające uważnej obsługi parowe silniki. Były też podatne na atak, dlatego inżynierowie z Francji i Zjednoczonego Królestwa zaczęli pracować nad i opancerzeniem ciągników (nigdy nie zostały wdrożone).

Ale w końcu nastąpił przełom. Pracujący w Wielkiej Brytanii Amerykanin Edward Joel Pennington w 1896 r. naszkicował pojazd o kształcie elipsy, z dwoma działkami w niezależnych wieżyczkach. Trzy lata później francuski konstruktor Frederick Richard Simms zbudował i zaprezentował, napędzany już silnikiem spalinowym, uzbrojony pojazd pancerny: motocykl na czterech kołach z tarczą i karabinem na kierownicy. Kolejnym pomysłem tego samego konstruktora był już prawdziwy czterokołowy pojazd pancerny napędzany silnikiem benzynowym. „Wóz wojenny” Simmsa był pierwszym w historii wozem pancernym. Pojazd ważył 5,5 tony i posiadał otwarty od góry przedział bojowy osłonięty pancerzem, w którym umieszczono dwa karabiny maszynowe.

Pancernie i na gąsienicach

Przełom w konstruowaniu maszyn wojennych wykorzystujących gąsienice zaczął się jednak w USA. W 1901 r. amerykański kowal Alvin Orlando Lombard wykazał geniusz inżynieryjny: zaprojektował ciągnik na gąsienicach, który mógł swobodnie poruszać się po grzęzawiskach i lesie. Pojazd o nazwie Lombard Steam Log Hauler zrewolucjonizował ruch, dając swobodę przemieszczania się każdemu przyszłemu skuterowi śnieżnemu, czołgowi i spychaczowi. Do końca I wojny światowej Lombard zaprojektował i zbudował ponad 80 takich ciągników. Pomysł Lombarda w 1904 r. podchwycił Benjamin L. Holt. Najpierw opracował pojazd półgąsienicowy, a następnie wykorzystujący wyłącznie gąsienice (1908 r.).

Silnik spalinowy jeszcze bardziej usprawnił pojazdy, jednak z początku wozy pancerne nie cieszyły się jednak szerszym zainteresowaniem. Powód: zawodność silników, przekładni i zawieszenia. Silniki tego okresu wymagały fachowej obsługi i były słabe. Mimo to wiele europejskich krajów pracowało nad obudowaniem ciągników na gąsienicach w kuloodporny pancerz.

W 1908 r. Brytyjczyk major W.E. Donohue zaproponował wykorzystanie ciągnika na gąsienicach do użycia w boju, doposażonego o armatę w pancernej obudowie. Jego pomysł z początku nie chwycił.

Dopiero wraz z wybuchem I wojny światowej pojazdy gąsienicowe zdobyły szerszą popularność w wojsku. Z początku używano ich do holowania ciężkich dział. Czołgi weszły do walki nad Sommą w 1916 roku. Przyczynił się do tego Ernst D. Swinton, który po analizie działań wojennych pierwszych miesięcy wojny zaczął szukać wcześniejszych wynalazków, które usprawniłyby poruszanie się pancernych aut po polach bitewnych. Tak w 1914 r. powstała koncepcja gąsienicowego pojazdu bojowego. Nie pochodziła wyłącznie od Swintona, który powrócił do pomysłu majora Donohue’a jeszcze sprzed wybuchu wojny. Zainteresowany pomysłem minister marynarki wojennej Winston Churchill w lutym 1915 r. ustanowił Landship Committee (komitet ds. okrętów lądowych). Cel: doprowadzenie do zbudowania „okrętów lądowych”. Do tego potrzebny był prototyp ciągnika gąsienicowego, który Anglicy zaczęli sprowadzać z USA. Projekt był utrzymywany w tajemnicy przed wrogami, a pracującym przy produkcji sugerowano, że budują maszyny do transportu wody na pola bitwy. Najpierw nazywano je water container, a w końcu tank, co oznacza zbiornik lub cysternę (polska nazwa czołg pochodzi od sposobu przemieszczania się maszyn przypominającego czołganie).

6 września 1915 pierwsza z nich, czyli czołg Number 1 Lincoln Machine o pseudonimie Little Willie, zjeżdża z linii montażowej w Anglii.

Przełom na wojnie

Mały Willie miał słabą moc, był powolny i nie radził sobie z forsowaniem okopów – ważył 14 ton. Dlatego postanowiono zwiększyć jego gabaryty. W 1916 r. wyprodukowano pojazd o nazwie „Big Willy”, który zadebiutował w bitwie pod Sommą 15 września 1916 r. jako Mark I „Mother”, wyposażony w karabiny maszynowe. Pojazd miał większą możliwość pokonywania szerokich okopów i przeszkód terenowych. Ale nie był to komfortowy pojazd dla załogi. Silnik spalinowy umieszczony wewnątrz sprawiał, że spaliny i dym z prochu wypełniały jego wnętrze. Konstruktorzy poszli jeszcze dalej. Zaprojektowali odmianę „męską”, uzbrojoną w dwa działa okrętowe kalibru 57 mm.

Pod Arras w 1917 roku wroga ostrzeliwały kolejne modele czołgu Mark, ale dopiero zwycięstwo pod Cambrai na dobre wprowadziło je do arsenału wojskowego. Kolejne ulepszenia i zwiększona produkcja dały efekt w postaci 400 czołgów Mark IV walczących w zwycięskiej dla Brytyjczyków bitwie pod Cambrai w 1917 r. Ta wygrana na dobre wprowadziła je do arsenału państw. Mówiono wtedy o nich jako o broni, która pozwoliła wygrać wojnę.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPiknik Wojskowy w Puławach
Następny artykułPrzemysław Piotrowski – spotkanie autorskie w Oleskiej Bibliotece Publicznej