Zakupy są bowiem efektem impulsu politycznego: „O, mamy za mało czołgów, to kupmy Abramsy”. Konkretnie 250 sztuk za 23 mld zł.
Potem okazuje się, że któryś z kolejnych ministrów obrony, takich jak Macierewicz, wysyła je gdzieś pod samą wschodnią granicę, żeby w pierwszym uderzeniu wojny zostały nam zabrane albo zniszczone. To, że stały w Żaganiu koło niemieckiej granicy, to nie był przypadek. To jest bowiem broń, która rusza w kontrofensywie, a nie w pierwszym uderzeniu.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS