A A+ A++

Nie trzeba czekać do końca „procesu dekady”, aby wiedzieć, że najważniejszy wyrok już zapadł. Opinia publiczna na nowo zakochała się w Johnnym Deppie i jego romantycznym wizerunku bad boya. Dla Amber Heard to pożegnanie z wiarygodnością i koniec kariery w Hollywood.

„Ona prosi się o globalne upokorzenie” – napisał w 2016 r. do swojego byłego agenta Johnny Depp, kiedy jego ówczesna żona wniosła o rozwód i zakaz zbliżania się.

Dziś aktorka ma regularnie otrzymywać groźby śmierci. Strona internetowa psycholożki, która w trakcie procesu zeznawała na jej korzyść, została zbombardowana negatywnymi recenzjami (i w końcu zamknięta). W kawiarniach Starbucksa w Kalifornii wystawia się ostatnio dwa słoiki z napiwkami – jeden z nazwiskiem Heard, drugi Deppa – aby klienci mogli głosować na swojego faworyta. Tiktokerzy wyprodukowali pod hasztagiem #AmberTurd tyle treści, że obejrzano je już ponad 2,5 mln razy. Nazwisko aktorki zamieniono na „Turd”, czyli „łajno”, „kupa”, „gówno” (stało się tak, kiedy na jaw wyszło, że była żona Deppa zostawiła w ich wspólnym łóżku własne ekskrementy). Zaatakowano też profil Heard na portalu IMDb, największej internetowej bazie danych na temat filmów i ludzi z nimi związanych. Wreszcie ponad 3,5 mln osób podpisało się pod apelem, by wyrzucić Heard z filmu „Aquaman i Zaginione Królestwo”. „Niezależnie od tego, czy zdecydujemy się jej uwierzyć, czy nie, to, co się dzieje, przypomina publiczny pręgierz. Z jedną różnicą: memy zastąpiły kamienie” – pisze dziś felietonistka „New York Timesa” Jessica Bennett.

Do Deppa płyną głównie wyrazy wsparcia. Na stronie change.org powstało kilka petycji żądających przywrócenia go do serii „Piraci z Karaibów” – podpisało się pod nimi ponad 800 tys. i 700 tys. osób. Pod hasztagiem #JusticeforJohnnyDepp (ponad 5,5 mld wyświetleń i wciąż rośnie) można się przekonać, jak łatwo odtworzyć za pomocą makijażu siniaki aktorki, z fragmentów jej zeznań robi się krótkie skecze (idea jest taka, żeby do jej słów dograć scenkę, która ośmieszy jej wersję wydarzeń), rozpowszechnia teorie spiskowe. Ostatnio np. o tym, że Heard miała wciągać w sądzie kokainę. Zaskakująco wielu „dostarczycieli” tych treści to młode kobiety w wieku zbliżonym do 36-letniej aktorki.

Ta historia się nie klei

Proces jest z pewnością najgłośniejszym z cyklu tych, które wydarzyły się w konsekwencji akcji #MeToo. Podobnej analizy – kłamstw, metod manipulacji czy systemu przemocy – transmitowanej na żywo i bez cięć nie doczekali się obaleni giganci przemysłu amerykańskiego rozrywkowego: ani Harvey Weinstein, ani Bill Cosby czy ostatnio Ghislaine Maxwell, partnerka Epsteina. Ta w istocie medialna pornografia daje dostęp do nagrywanych przez byłych małżonków wielogodzinnych kłótni, nieskończonej listy dowodów przemocy czy sekswiadomości, które do siebie wysyłali. Przedziwne uczucie zaglądać do tak intymnych szczegółów czyjegoś życia.

Technicznie sprawa dotyczy zniesławienia. Heard po rozwodzie z Deppem napisała dla „Washington Post” sugestywny felieton o życiu ofiary przemocy domowej. W tekście nie padło konkretne nazwisko, ale wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi. Aktor domaga się od byłej żony odszkodowania w wysokości 50 mln dol. Ona wystąpiła z kontrpozwem z żądaniem 100 mln – oba roszczenia są rozpatrywane w ramach jednego procesu. To na Deppie spoczywa ciężar przekonania ławy przysięgłych, że Heard kłamała, nazywając siebie ofiarą, i że nigdy nie był wobec niej agresywny.

O tym, jak się ten medialny spektakl rozwijał przez pierwsze tygodnie, pisaliśmy na początku maja. W czwartym tygodniu procesu swoją wersję wydarzeń zaczęła przedstawiać Heard. Ten punkt, zamiast stać się najmocniejszym wsparciem dla jej sprawy, w dużej mierze ją pogrążył. Heard wciąż ukrywa swój udział w spirali przemocy, która miała miejsce w związku, nie bierze za nią odpowiedzialności, obstaje przy czarno-białej wersji historii z mężem oprawcą i żoną ofiarą, choć większość zeznań i dowodów wskazuje, że prawdopodobnie aktorka tę przemoc także inicjowała.

Wiele rzeczy się tu ze sobą zwyczajnie nie klei. O incydencie, do którego doszło w Australii, kiedy aktorka miała rzucać w męża butelkami wódki i uszkodzić mu palec – Heard zeznała, że Depp skaleczył się sam, a wcześniej zgwałcił ją przy użyciu butelki. Zdjęcia, na których aktor ma podbite oko (zeznał, że przez eksżonę) – jej zdaniem musiały zostać przerobione w Photoshopie. Ekskrementy w łóżku – Heard zeznała, że miał je pozostawić jej pies. Nie przekazała też 7 mln dol., które otrzymała w ramach ugody rozwodowej, do organizacji charytatywnych – bo deklaracja wpłaty to w jej ocenie mniej więcej to samo co sama wpłata. Niestety wypieranie się każdego po kolei przypisanego jej i następnie uwiarygodnionego sposobu postępowania zamyka drogę do tego, by uwierzyć w cokolwiek, co mówi. Lub powie w przyszłości.

Ofiara się tak nie zachowuje?

Transmitowany z Wirginii proces może posłużyć jako case study do analizy stereotypów wykorzystywanych do dyskredytowania kobiet. Każdego dnia reakcje na to, co ma na sobie w sądzie, są dwie: „wygląda jak mężczyzna”, bo nie założyła sukienki, albo ubrała to co Johnny poprzednia dnia – wisienka na torcie i ostateczny dowód jej szaleństwa. Każdy jej ruch ma być dobrze wyreżyserowany i zagrany (mimo że aktorką jest przecież słabą, a udział w „Aquamanie” miał jej załatwić mąż). W czasie zeznań Heard według wielu tiktokerów miała robić sobie kilkusekundowe przerwy, żeby, po pierwsze, odpowiednio ustawić się do zdjęć, a po drugie, wciągać kokainę. Bo ofiara przemocy, nawet jeśli była też jej inicjatorem, nie zachowuje się, nie mówi, nie wygląda, nie płacze, nie porusza się, nie uśmiecha, nie zadaje pytań, nie podnosi butelki z wodą tak, jak to robi Amber Heard.

Nie trzeba czekać do końca tego procesu, żeby wiedzieć, że najważniejszy wyrok już zapadł. Dla Amber Heard to pożegnanie z wiarygodnością i koniec kariery w Hollywood. Opinia publiczna na nowo zakochała się w Johnnym Deppie i jego romantycznym wizerunku uroczego bad boya z problemami z alkoholem i narkotykami. Nawet informacja o tym, że spóźnia się z tego powodu na plan i nigdy nie pamięta scenariusza, dlatego w kontrakcie zawsze ma zapewnionego suflera i słuchawki, przez które podpowiada mu się tekst, wywołuje jedynie uśmiech współczucia. Odpowiedź na pytanie o to, jaka aktorka przetrwałaby w biznesie z reputacją nadużywającej alkoholu i nieprzygotowanej do pracy, a wciąż inkasowała ponad 20 mln dol. za rolę, jest dość oczywista.

Wspólna terapeutka pary twierdzi, że oboje mają na koncie nadużycia. W czasie procesu wyszło na jaw, że Depp wysłał przyjacielowi SMS, wspominając, że chce zabić Heard, a potem uprawiać seks z „jej spalonymi zwłokami, aby upewnić się, że jest martwa”. Zaprezentowano nagranie, na którym przyznaje: „Uderzyłem cię w czoło (…) To nie łamie nosa”. Aktor tłumaczył, że powiedział to, bo próbował udobruchać Heard, powtarzając jej wersję wydarzeń. Przypomniano mu, jak pisał krwawe wiadomości na ścianie i innych przedmiotach w 2015 r., gdy Heard miała zranić go w palec. Między innymi o tym, jak „łatwą” kobietą jest jego żona. Aktorka napisała w dokumentach sądowych, że używanie narkotyków i alkoholu przez pana Deppa było centralnym elementem cyklu znęcania się: „Johnny stawał się niestabilny i gwałtowny, gdy był pod wpływem narkotyków i alkoholu, a następnie skruszony i przepraszający, gdy wytrzeźwiał”.

Rozczarowanie „przebudzonym pokoleniem”

Z szansy na globalną lekcję o zawiłościach i formach przemocy domowej, jaką mógł stać się ten proces, została tylko nadzieja na minimalizację szkód, które będą ponosić osoby doświadczające przemocy i wychodzące ze swoimi historiami publicznie. Z kiełkującej dyskusji o przemocy wobec mężczyzn zostało tylko ślepe zapatrzenie w znaną postać, która też wcale nie spieszy się z wzięciem odpowiedzialności za swój udział w niej. Hasło „wierzcie kobietom” – które jeszcze niedawno niosło w sobie moc i miało podkreślić, jak rzadko kobiety kłamią, zgłaszając nadużycia i przemoc – obracane jest coraz częściej w żart.

„Mam wrażenie, jakbyśmy cofali lata pracy. Kontaktują się ze mną ofiary, które są głęboko zrozpaczone doniesieniami z Wirginii, które zadają sobie pytanie: Czy jestem warta tego, by mi wierzono? Czy chciałabym się ujawnić i spotkać się z taką reakcją?” – zwraca uwagę w rozmowie z „Guardianem” Claire Waxman, londyńska komisarz ds. ofiar przemocy. TikTok w swoim regulaminie zakazuje treści, które „promują, normalizują lub gloryfikują skrajną przemoc lub cierpienie”, ale każdego dnia w serwisie przybywa ośmieszających ofiary przemocy klipów. „Wszystkie należałoby natychmiast usunąć. (…) Wyrządza się w ten sposób krzywdę ofiarom, które powinny być traktowane sprawiedliwie i ze współczuciem” – przekonuje Maureen Curtis z organizacji pomagającej ofiarom przemocy Safe Horizon.

„Martwi mnie humorystyczne podejście do przemocy” – powiedziała z kolei dla „Guardiana” Ruth Davison, dyrektor naczelna organizacji charytatywnej ds. przemocy domowej Refuge. Żarty serwuje to rzekomo „przebudzone pokolenie”, które pierwszą lekcję o przemocy miało przerobić cztery lata temu. Co z tego zostało? Czy rzeczywiście tylko kolejna forma niewyszukanej rozrywki? Jeśli tak, to jest to fatalna wiadomość dla nas wszystkich, nie tylko dla Amber Heard.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSiemoniak chwali prezydenta Dudę za wizytę w Kijowie
Następny artykułTelewizor nie odbiera programów? Przyczyną mogą być te zmiany