Zamach majowy podzielił Polaków i polską armię. Część wojskowych stanęła po stronie Józefa Piłsudskiego. Część pozostała wierna przysiędze złożonej prezydentowi i konstytucji. Nie jest przesadą twierdzenie, że 12 maja 1926 roku wybuchła w Polsce wojna domowa. Doszło do walk, po obydwu stronach zginęli ludzie. Pojawiły się także ofiary wśród cywilów. Gdyby nie postawa prezydenta Stanisława Wojciechowskiego ofiar byłoby znacznie więcej.
Piłsudski wraca do gry
Od chwili, kiedy Polska odzyskała niepodległość rządy zmieniały się bardzo często. 28 maja 1923 roku Wincenty Witos utworzył swój drugi rząd (tzw. rząd Chjeno-Piasta). Niedługo później Józef Piłsudski postanowił wycofać się z życia politycznego i zamieszkał w Sulejówku. Do władzy zamierzał kiedyś wrócić – nigdy tego nie ukrywał. Nikomu nie przyszło jednak raczej do głowy, w jaki sposób to nastąpi. Marszałek Piłsudski konsekwentni sprzeciwiał się „sejmokracji” i osłabianiu armii poprzez uzależnieniu jej od aktualnie panujących „układów” i rządów.
Na przełomie kwietnia i maja 1926 roku miał miejsce kolejny kryzys gabinetowy. 10 maja, już trzeci raz, rząd utworzył Wincenty Witos. Ponownie była to koalicja Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej i PSL „Piast”. Większość ta nie była stabilna. W każdej chwili mogło dojść do rozpadu kruchego układu i następnego kryzysu.
Dzień przed objęciem rządu Witos, pytany w wywiadzie o Piłsudskiego, mówił jeszcze, że Naczelnik powinien „wyjść z ukrycia” i sam wziąć odpowiedzialność za państwo:
Niechże wreszcie Marszałek Piłsudski wyjdzie z ukrycia, niechże stworzy rząd, niech weźmie do współpracy wszystkie czynniki twórcze, którym dobro państwa leży na sercu. Jeśli tego nie zrobi, będzie się miało wrażenie, że nie zależy mu naprawdę na uporządkowaniu stosunków w państwie.
Była to odpowiedź na serię wywiadów, jakich w ostatnich tygodniach udzielał Piłsudski. W jednym z nich, 29 kwietnia w „Nowym Kurierze Polskim” mówił on o potrzebie stworzenia silnego rządu, niezależnego od sejmu.
Prawdopodobnie 11 maja Piłsudski podjął decyzję o powrocie do władzy. Sądził zapewne, że samo jego pojawienie się w Warszawie na czele zbrojnego oddziału skłoni Witosa do ustąpienia ze stanowiska, a prezydenta Wojciechowskiego do powołania rządu reprezentującego szerszą koalicję.
„Polityczne zaplecze Piłsudskiego stanowiła grupa żołnierzy i oficerów z czasów jego bojów o niepodległość. Byli to przede wszystkim legioniści i peowiacy. W trakcie wojny polsko-bolszewickiej za sprawą Piłsudskiego wielu z nich objęło ważne stanowiska w wojsku. Grupa ta, nazywana obozem belwederskim, swoją karierę zawdzięczała Piłsudskiemu, którego jednocześnie uważała za jedynego prawdziwego wodza i gwaranta stabilności państwa. Autorytet Piłsudskiego w tej grupie był niepodważalny, a sam Piłsudski w sposób autorytarny, ale niejednokrotnie instrumentalny zażądał zapatrzonymi w niego żołnierzami.
O ile w obozie belwederskim Piłsudski rządził niepodzielnie i co do zasady nie był poddawany krytyce, to w parlamencie nie mógł liczyć na taryfę ulgową. Opozycyjne wobec niego partie polityczne nie szczędziły krytyki, na którą Piłsudski reagował nerwowo. Jego standardową odpowiedzią była replika, w której demagogicznie oraz wulgarnie odpowiadał na zarzuty. Walka polityczna pod płaszczem idei walki z „partyjniactwem” przysparzała Piłsudskiemu zwolenników w społeczeństwie, o czym Piłsudski wiedział i co skrzętnie wykorzystywał zwłaszcza w okresie poprzedzającym zamach majowy”. (Wojciech Duch; historia.org.pl)
Lucjan Żeligowski, minister spraw wojskowych w rządzie Aleksandra Skrzyńskiego (jego rząd poprzedzał trzeci rząd Witosa), mający wiedzę o planach Piłsudskiego, na pierwszą połowę maja zaplanował duże ćwiczenia wojskowe w Rembertowie. Jego następca, generał Juliusz Tarnawa-Malczewski (minister rządu Witosa) 11 maja odwołał te ćwiczenia i zarządził powrót do koszar. Wówczas Piłsudski nakazał żołnierzom zignorować ten rozkaz.
„Obok ułanów Stamirowskiego do akcji mieli dołączyć strzelcy konni z Garwolina, 22. pułk piechoty z Siedlec oraz stacjonujący w Rembertowie Baon Manewrowy. Stanowiłyby one oddziały, pozostające bezpośrednio pod rozkazami Marszałka. Z kolei te stacjonujące na Pradze (m.in. 36. pułk piechoty oraz 1. pułk szwoleżerów), miały wymówić posłuszeństwo gen. Józefowi Malczewskiemu. Jak oczekiwał Piłsudski, miało to wystarczyć do przekonania prezydenta, że wojsko nie akceptuje gabinetu Witosa, dając pretekst do jego zdymisjonowania”. (Włodzimierz Suleja; IPN)
Rano 12 maja 1926 roku Józef Piłsudski ruszył do Warszawy. W Rembertowie tymczasem koncentrowały się siły podporządkowane Piłsudskiemu. Po stronie Marszałka stały także bojówki PPS oraz komuniści, którym również nie podobał się rząd Witosa.
Sztab Generalny ani Ministerstwo Spraw Wojskowych nie zareagowało od razu, nie mając rozeznania w całej sytuacji. Dopiero około godziny 9:30 pojawiły się pierwsze decyzje, m.in. wstrzymano wszelkie urlopy w wojsku, odwołano służbowe wyjazdy do Warszawy, wezwano też dwa pułki piechoty z Dowództwa Okręgu Korpusu VII Poznań i DOK IV Łódź wyposażone w ostrą amunicję. Poinformowano także, że Piłsudski „nie jest w służbie czynnej”, a więc nie ma żadnego prawa wydawać wojsku rozkazów. Jednocześnie prezydent Wojciechowski wezwał zbuntowane oddziały do „opamiętania się i poddania prawowitej władzy”:
Honor i Ojczyzna, to hasła pod którymi pełnicie szczytną służbę pod sztandarami Białego Orła. Dyscyplina i bezwzględne posłuszeństwo prawowitym władzom i dowódcom, to najwyższy obowiązek żołnierski, na który składaliście przysięgę. Wierność Ojczyźnie, wierność Konstytucji, wierność legalnemu rządowi jest warunkiem dotrzymania tej przysięgi.
W Warszawie i województwie warszawskim oraz w dwóch powiatach województwa lubelskiego wprowadzono stan wyjątkowy. Szefem Sztabu Generalnego został generał Stanisław Haller, a dowódcą obrony Warszawy generał Tadeusz Rozwadowski.
Wielu wojskowych stanęło jednak przed dramatycznym dylematem. Pułkownik Mieczysław Więckowski, nie potrafiąc wybrać między lojalnością wobec Piłsudskiego a złożoną przysięgą wojskową, odebrał sobie życie. Próbę samobójczą podjął także generał Kazimierz Sosnkowski.
Zamach majowy
Prezydent Stanisław Wojciechowski, który tego dnia przebywał jeszcze w Spale, natychmiast wrócił do Warszawy. Nie zamierzał on przystać na żadne żądania Piłsudskiego, tym bardziej takie, „doprawione” swoistym wojskowym szantażem.
Tymczasem do stolicy zbliżał się Piłsudski. Do spotkania Naczelnika i prezydenta Wojciechowskiego doszło na Moście Poniatowskiego około godziny 16:00 12 maja.
Przebieg rozmowy zapisał później Wojciechowski. „Oto prezydent powitał wychodzącego z auta Piłsudskiego słowami, że: »stoi na straży honoru polskiego wojska«. Na to zirytowany Piłsudski złapał Wojciechowskiego za rękaw i powiedział mu: »No, no! Tylko nie w ten sposób.« Na to Wojciechowski odpowiedział, że reprezentuje Rzeczpospolitą i żąda dochodzenia swoich pretensji na drodze legalnej. Piłsudski skwitował, że dla niego legalna droga jest już zamknięta”. (Wojciech Duch; historia.org.pl)
Spotkanie zakończyło się fiaskiem. Piłsudski zrozumiał, co być może do tamtej chwili do niego w pełni nie docierało, że o władze będzie musiał walczyć zbrojnie.
Generał Rozwadowski, który dowodził obroną Warszawy wobec wojsk wiernych Piłsudskiemu wystosował ultimatum: do godzony 18:30 miały się one wycofać ze stolicy, w innym razie strona rządowa przystąpi do natarcia.
Ogień otwarto jednak wcześniej, zaczęło się na Nowym Zjeździe. Atak rozpoczęły wojska rządowe. Do starć dochodziło w różnych częściach miasta. Istniała poważna obawa, że walki rozleją się poza Warszawę, a nawet na całą Polskę. Zdawano sobie sprawę – i było to jasne dla obydwu stron – że kryzys w Polsce mogą chcieć wykorzystać wrogowie zewnętrzni.
Walki toczyły się ze zmiennym szczęściem dla jednej i drugiej strony. Zarówno po stronie rządowej, jak po stronie piłsudczyków opowiadały się kolejne oddziały. 14 maja wojska Piłsudskiego zaczęły nacierać na Belweder. Prezydent oraz rząd zostali ewakuowani do Wilanowa. Wieczorem tego samego dnia premier Wincenty Witos podał swój rząd do dymisji. Stanisław Wojciechowski ogłosił zaś rezygnację ze stanowiska prezydenta.
Wojciechowski podjął te decyzję wbrew woli generałów. Wojsko chciało walczyć. Nie wiadomo, jak zamach majowy by się skończył, gdyby nie decyzja prezydenta. Do Warszawy nadciągały już posiłki z innych części kraju, które miały szansę zdławić przewrót Piłsudskiego. Czy tak by się stało? Dzisiaj nie sposób to stwierdzić. Z pewnością, gdyby walki były kontynuowane, zginęłoby jeszcze więcej ludzi.
I tak bilans zamachu majowego jest tragiczny. Zginęło 379 osób, w tym 164 cywilów. Rannych zostało niemal tysiąc osób.
Obowiązki głowy państwa, po rezygnacji Wojciechowskiego, przejął marszałek Sejmu, Maciej Rataj. 15 maja 1926 roku walki ustały. Komisja Likwidacyjna, na czele której stanął generał Lucjan Żeligowski, zajęły się „uporządkowaniem” spraw w wojsku. Tego samego dnia na stanowisko premiera został powołany Kazimierz Bartel. W jego rządzie Józef Piłsudski objął stanowisko ministra spraw wojskowych. Stronnictwo Piłsudskiego chciało uczynić go prezydentem, lecz Marszałek godności tej nie przyjął. Jako minister miał, wbrew pozorom, dużo większą swobodę działania. Tak naprawdę to on rządził Polską przez kolejne lata.
Czytaj też:
Front Morges. Antysanacyjny układ na wysokim szczebluCzytaj też:
Wierny i zapomniany. Gen. Kazimierz Sosnkowski i jego droga do wolnej PolskiCzytaj też:
Konstytucja kwietniowa. Prezydent „wobec Boga i historii”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS