Wracając do idei Europejskiej Wspólnoty Politycznej – nie dziwi mnie, że taki pomysł pojawił się w Paryżu. Wynika z faktu, że po reelekcji na prezydenta Francji, Emmanuel Macron chce odegrać istotną rolę w UE i ma na to nie tylko silny mandat pochodzący z wyborów. Większego zaangażowania się Francji w Europie oczekuje w UE też kilka znaczących krajów. Moim zdaniem Macron traktuje Ukrainę bardzo poważnie i widzi dla niej miejsce w szeroko rozumianej wspólnocie europejskiej. Prasa wychwyciła jego zauważalny sceptycyzm w sprawie szybkiego przyjmowania Ukrainy do UE. Powiedział, że proces integracji tego kraju z Unią może zająć dekady…
… no bo Ukraina nie będzie szybko gotowa wdrożyć całości unijnego prawa, dostatecznie szybko sprostać konkurencyjności na jednolitym rynku, nie mówiąc już o instytucjach i praworządności…
– Najlepszym przykładem na to, jak długo może zająć wchodzenie do UE jest Turcja. Od 1963 roku posiada status członka stowarzyszonego, zaś krajem kandydującym do Unii stała się formalnie w 1999 roku. Rozpoczęła nawet negocjacje, ale dziś nawet nie wiadomo, czy kiedykolwiek wejdzie do UE.
Serce podpowiada, żeby broniącej się przed agresją Ukrainie zaoferować coś więcej, ale z koncepcji Macrona przebija spora doza realizmu.
– Prezydent Francji nie przedstawił szczegółów, ale uważam, że idea utworzenie Europejskiej Wspólnoty Politycznej jest interesująca i wymaga poważnego przemyślenia. Daje historyczną szansę zakotwiczenia w Unii nie tylko Ukrainy, co jest sprawą najważniejszą, ale i Gruzji czy Mołdawii. Wygląda na to, że Rosja nie będzie w stanie „odzyskać” Ukrainy – wojna przekreśliła perspektywę jakiegokolwiek umocnienia tam rosyjskich wpływów. Gruzja została przez Rosję okrojona, ale mocno ciągnie ku Unii. Jeszcze bliższej UE jest mała Mołdawia. Europa nie może odpuścić tego kraju ze względów strategicznych. Propozycja Macrona zakłada, że w pewnych dziedzinach, takich jak energetyka, transport, ochrona środowiska i przepływ ludzi, czyli otwarte granice, UE będzie mogła pogłębić współpracę z tymi krajami. Mówiąc prościej – integracja będzie postępować, choć Ukraina, Gruzja czy Mołdawia nie staną się szybko formalnie członkami Unii. Dostosowywanie prawa tych krajów, w tym ustawodawstwa gospodarczego do tego, co obowiązuje w UE zajmie co najmniej dekadę, a może i dłużej.
Mówiąc o takiej perspektywie czasowej Macron nie przesadza, ale jednocześnie daje Ukrainie coś więcej niż nadzieję. Model, który proponuje jest na razie ogólny, ale w zarysie wydaje się atrakcyjny, więc na miejscu Ukraińców podchwyciłbym go. Uważam, że proces przystępowania Ukrainy do Unii Europejskiej będzie przebiegał inną ścieżką niż wszystkie wcześniejsze rozszerzenia.
Ukraina dostanie status kraju kandydującego do UE?
– Komisja Europejska pracuje nad ukraińskim wnioskiem, a najpewniej w czerwcu zajmą się tym szefowie rządów i państw UE. Sprawa budzi w Europie pewne kontrowersje, nie wszystkie kraje chcą się z tym spieszyć, ale myślę, że decyzja będzie pozytywna. Ukraina bardzo potrzebuje mocnego sygnału politycznego ze strony Europy i kraje członkowskie UE zdają sobie z tego sprawę.
W propozycji Macrona bardzo przebiegła jest próba włączenia w unijną orbitę Wielkiej Brytanii, która wystąpiła z UE, ale jest i będzie ważnym partnerem gospodarczym i politycznym Unii. Francuzi obawiają się, że na skutek wojny w Ukrainie wzmocni się szeroko rozumiany sojusz brytyjsko-amerykański. To już się dzieje, bo zarówno USA jak i Wielka Brytania bardzo zaangażowały się w pomoc wojskową dla Ukrainy.
Czyli koncepcja Macrona to z jednej strony ucieczka do przodu w sprawie Ukrainy, z drugiej próba silniejszego związania z UE Wielkiej Brytanii?
– Tak, a mówiąc bez ogródek, próba „kontrolowania” wciągania do współpracy Wielkiej Brytanii, z którą Francja zawsze konkurowała. Mamy trzeci element układanki – ideę strategicznej autonomii UE, forsowaną przez Macrona i po cichu popieraną przez Niemców. Z perspektywy Polski ambicje, żeby UE stała się globalną potęgą, graczem na miarę USA czy Chin wydają się podejrzane, bo uchodzą za osłabiające więzi transatlantyckie. Na pewno jest w tym część prawdy, ale to przecież Amerykanie zawsze pchali Europę do przodu, naciskali, żeby się głębiej integrowała, także w dziedzinie obronności i zacieśniała współpracę wojskową, zwłaszcza w świetle złych doświadczeń konfliktów na Bałkanach – wojny w b. Jugosławii i interwencji NATO w Kosowie, które pokazały, że Europa nie jest w stanie sprostać wyzwaniom w swoim sąsiedztwie.
Po raz pierwszy od dawna w UE jest mowa zarówno o poszerzeniu Unii, na razie politycznym, jak i pogłębieniu integracji. Po zakończeniu Konferencji w sprawie przyszłości Europy, szefowa KE Ursula von der Leyen powiedziała o konieczności odejścia od zasady jednomyślności np. w dziedzinie polityki zagranicznej i o ściślejszej integracji w dziedzinie zdrowia i obrony. Da się te dwa procesy pogodzić?
– Francuzi są przekonani, że przy dzisiejszym zróżnicowaniu Europy Unia jednej prędkości nie będzie dobrze funkcjonować. Uważają, że te dwa procesy – poszerzenie i pogłębienie – muszą iść w parze. O konieczności ograniczenia prawa do weta w dziedzinach, gdzie ono jeszcze obowiązuje, mówi się zresztą w UE od dawna. Idea Europy wielu prędkości to nie jest nic nowego. Swoją drogą jednolity rynek europejski nie powstałby gdyby w sprawach handlowych i gospodarczych nie zaczęło obowiązywać głosowanie większościowe. Macron wychodzi z założenia, że kraje, które chcą pogłębiać integrację gospodarczą czy polityczną powinny móc iść do przodu, zaś ci, którzy sobie tego nie życzą, nie mogą ich zatrzymywać. To kłóci się z interesem obecnie rządzących w Polsce, którzy nie mają nawet zamiaru odpuścić w kwestii sądownictwa, nie mówiąc już o pogłębianiu integracji politycznej. Problem w tym, że PiS straci w końcu władzę, a Europa pójdzie do przodu.
Odejście od weta w dziedzinie polityki zagranicznej jest ryzykowne, ale gdyby o embargu na surowce z Rosji decydowała dziś większość, Węgry i Słowacja nie mogłyby blokować wstrzymania dostaw krwawej ropy.
– W tej kwestii wiele państw członkowskich UE, szczególnie tych mniejszych, zachowa dużą ostrożność. Nie wiem więc, czy to się uda. Być może z szeroko rozumianej dziedziny polityki zagranicznej zostaną wybrane pewne wąskie obszary, gdzie decyzję będą zapadały większością głosów.
Niemcy poprą Francję? Scholz, do którego w poniedziałek pojechał Macron, powiedział ostrożnie, że Europejska Wspólnota Polityczna to „interesująca propozycja”.
– Kanclerz Olaf Scholz nie należy do polityków podejmujących szybkie decyzje. Niemcy muszą dokładnie wszystko przemyśleć, co zajmie trochę czasu, ale Scholz nie może sobie pozwolić na odrzucenie francuskiej koncepcji dalszej integracji.
Tym bardziej, że własnej nie ma…
– Uważam, że Macron nie bez powodu zgłosił tę propozycję właśnie teraz [9 maja obchodzi się Dzień Europy – red.] i że wszystko było doskonale przemyślane i być może nawet uzgodnione z Berlinem. Francuzom zależy na tym, by być inicjatorami reform UE, bo to należy do ich tradycji politycznej. Z kolei Niemcy są w trakcie dostosowywania się do zmian geopolitycznych. Wydarzenia w Europie i na świecie ostatnio bardzo przyspieszyły, a Niemcy, jak wiadomo, słynęły raczej z dalekosiężnego planowania, gdzie podstawą sukcesu była będąca dziś nieosiągalnym luksusem przewidywalność wydarzeń.
Jednym słowem dajmy Macronowi szansę i zróbmy z Francją skok do przodu, tak?
– W większym gronie partnerów, z oczywistym udziałem Francji i Niemiec. Niestety w tej dyskusji o przyszłości UE, która toczy się pomiędzy poważnymi krajami, Polska w ogóle nie uczestniczy. I nie tylko dlatego, że rządzący nie chcą się do niej włączyć – oni po prostu nie mają w tej kwestii nic do powiedzenia. Obecna ekipa nastawiła się na branie pieniędzy z UE, myśląc, że na tym polega członkostwo. To się zemści na nas wszystkich, bo rząd sam nie jest w stanie stawić czoła takim wyzwaniom jak np. migracja. Przecież wojna w Ukrainie jeszcze się nie skończyła i być może za miesiąc czy dwa do Polski znów przyjadą setki tysięcy ludzi. Rzecz w tym, żeby nasze dwustronne relacje z Ukrainą były pochodną roli, jaką Polska odgrywa w Unii Europejskiej. Wygląda na to, że ukraińscy politycy wiedzą doskonale, że to nie Polska decyduje dziś o tym co robi UE, że rządzący w Warszawie nie mają żadnego pomysłu na Europę. Miejmy nadzieję, że sytuacja w niedalekiej przyszłości się zmieni, że wrócimy do grona liderów integracji jak w pierwszej dekadzie naszego członkostwa.
Minister w KPRM i wiceszef Solidarnej Polski Michał Wójcik napisał na Twitterze, że Niemka von der Leyen dąży do stworzenia z UE jednego państwa, w którym Polska nie będzie miała prawa do weta, czytaj – głosu.
– Kryzys gospodarczy w Polsce postępuje w takim tempie, że rządzący szybciej stracą władzę i wcale nie z powodu Unii.
* Marek Grela (ur. 1949) – dyplomata, ekonomista, wiceminister spraw zagranicznych, w latach 2002-2006 ambasador RP przy UE, później wysoki rangą urzędnik Sekretariatu Rady UE w Brukseli, a następnie europejskiej służby dyplomatycznej.
Czytaj też: „Unia mogła obiecać Ukrainie coś więcej”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS