Papież Franciszek nie uda się z wizytą do Kijowa. To przygnębiający sygnał, który wskazuje, że głowa Kościoła katolickiego nie zamierza być motorem zmian w naszej części Europy i wywierać presji na rosyjskiego agresora. Franciszek, podobnie jak dyplomacja watykańska, ma poważny problem z nazywaniem zła po imieniu. W dodatku zaczyna coraz śmielej oskarżać NATO, wpisując się w machinę kremlowskiej propagandy.
Od początku inwazji Rosji na Ukrainę postawa papieża Franciszka wobec tej wojny jest co najmniej niezrozumiała, a w istocie z każdym dniem budzi coraz większe zdumienie, by nie powiedzieć – zgorszenie.
„Trochę tak; trochę nie” zamiast „Tak, tak; nie, nie”
W jednym, niestety, głowa Kościoła zdaje się konsekwentna – rozmydlaniu pojęć: tego, kto jest winny tragedii tej wojny, a kto jest jej ofiarą. Papież sprawia wrażenie, jakby zupełnie nie rozumiał dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazł się napadnięty naród. Jakby nie znał politycznych realiów Europy Środkowo-Wschodniej, nie interesował się imperialną polityką Kremla od przejęcia władzy przez Władimira Putina nabierającej w ostatnich latach wyraźnie rysów neostalinowskiego totalitaryzmu.
To o tyle zaskakujące, że przecież Jorge Bergoglio był pod wrażeniem swojego mentora z czasów młodości, jednego z księży grekokatolickich z Ukrainy. Poza tym dyplomacja watykańska uznawana jest za jedną z najbardziej kompetentnych na świecie. A jednak od 24 lutego Stolica Apostolska w żadnym wezwaniu, homilii czy wpisie na Twitterze nie nazwała Rosji „okupantem” lub „agresorem”. Nie wezwała do natychmiastowego opuszczenia ziem Ukrainy, brutalnie zaatakowanych i systematycznie niszczonych.
Co prawda, z ust Franciszka padły już słowa „zbrodnia” i „ludobójstwo” po ujawnieniu dramatycznych scen z Buczy, gdzie odkryto masowe groby bestialsko pomordowanych mieszkańców, jak również ciała pozostawione na ulicach i pod domami – ale to zbyt mało. Świat, nie tylko wierni, oczekuje jednoznacznych i stanowczych słów, nazywania rzeczy po imieniu i działań na miarę możliwości papieskiej dyplomacji.
Przeszkoda na drodze do Kijowa
– Nie mogę zrobić czegoś, co wystawiłoby na ryzyko wyższe cele, jakimi są zakończenie wojny, rozejm albo przynajmniej korytarz humanitarny. Jak przysłużyłoby się to, gdyby papież pojechał do Kijowa, a wojna byłaby kontynuowana następnego dnia? – wyznał Franciszek w wywiadzie dla argentyńskiego dziennika „La Nacion”.
Innymi słowy papież uważa, że pielgrzymka do Ukraińców naraziłaby na szwank możliwość zawarcia pokoju i podważyłaby autorytet głowy Kościoła rzymskiego. Choć w czasie wojny wyjazd papieża do stolicy zaatakowanego kraju nosiłby znamiona podwyższonego ryzyka, to jest ono nieporównywalnie mniejsze, niż gdy udali się tam choćby premier Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński.
W zupełnie innych kategoriach od papieża myślą nie tylko europejscy przywódcy, którzy odwiedzają Wołodymyra Zełenskiego i członków rządu Ukrainy, ale także księża wyjeżdżający z misjami humanitarnymi do różnych miast i wiosek w trakcie inwazji.
Wina NATO
Z każdym kolejnym wywiadem postawa Franciszka coraz bardziej zadziwia. We wtorkowym „Corriere della Sera” wyjawił, że oto „szczekanie NATO pod drzwiami Rosji” mogło przyczynić się do agresji. – To złość, nie wiem, czy została sprowokowana, ale może tak ułatwiona – dodał.
Obrońcy papieża od początku wojny stracili właśnie podstawowy argument – dotychczas tłumaczyli, że o sytuacji na Ukrainie głowa Kościoła katolickiego wypowiada się w duchu Ewangelii, unikając politycznych deklaracji. Stąd brak nawiązań w publicznych wystąpieniach do postaci Władimira Putina i wydawałoby się oczywistego nazwania państwa rosyjskiego agresorem.
Szokuje ta niczym niepoparta krytyka NATO, gdy żadne zachodnie mocarstwo nie daje zielonego światła do wejścia Ukrainy w struktury Paktu. Nikt z zewnątrz nie sprowokował agresji, ale jeśli papież czerpie wiedzę z rosyjskich tub propagandowych, to można spodziewać się wkrótce powielanych przez nich sensacji o ukraińskich neonazistach i „misji specjalnej”, chroniącej ludność w Donbasie.
Uniki Franciszka wyglądają dodatkowo fatalnie, gdy uświadomimy sobie, że od końca lutego podejmował on próby kontaktu z otoczeniem Władimira Putina. Mało tego, w rozmowie z włoską prasą ponownie zadeklarował chęć wyjazdu do Moskwy, ale nie do Kijowa. Watykański sekretarz stanu rozmawiał bezpośrednio z Siergiejem Ławrowem, szefem rosyjskiego MSZ. Franciszek zaś tuż po wkroczeniu rosyjskich wojsk na Ukrainę bez wahania udał się do ambasady rosyjskiej, by apelować o pokój.
A z Cyrylem relacje są bardzo dobre
Tymczasem o podobnych krokach w stosunku do strony ukraińskiej nic nie wiemy. W tle Stolica Apostolska rozgrywała swój plan przełomowego spotkania z patriarchą Moskwy i całej Rusi Cyrylem, które miało odbyć się w czerwcu na neutralnym gruncie w Jerozolimie. Papież potwierdził w rozmowie z „La Nacion”, że spotkanie nie dojdzie do skutku, jednak stosunki z kremlowską agendą propagandową – bo tak trzeba traktować rosyjską Cerkiew – „są bardzo dobre”. – Nasze spotkanie w tym momencie mogłoby wywołać wielkie zamieszanie – dodał Franciszek.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS