A A+ A++

“Opowieści ze wsi obok” to książka Mirosława Miniszewskiego, która 25 kwietnia ukazała się jako audiobook w formacie mp3. Autor i czytający jego dzieło Maciej Stuhr zabierają czytelników do świata głębokiej prowincji, gdzie licho nie śpi, a bagna, jak przed wiekami, potrafią pochłonąć niejednego wędrowca. Miniszewski napisał, Stuhr czyta audiobook, a Antoni Pawlicki zajął się jego produkcją. Już w sobotę 30 kwietnia o 19 cała trójka będzie gośćmi Łukasza Kijka, a Maciej Stuhr przeczyta fragmenty “Opowieści ze wsi obok” specjalnie dla użytkowników Gazeta.pl. A my przy okazji polecamy magiczne Podlasie i Suwalszczyznę.

– Jestem Podlasianinem. Sentyment i sympatia do Podlasia wzięły się stąd, że od pewnego czasu nie mam stałej bazy i pomieszkuję sobie w różnych miejscach na świecie. Pewnie stąd wzięło się to podwójne poczucie patriotyzmu lokalnego. Gdy wracam w rodzinne strony, zawsze mówię, że jadę na ‘Podlaśko’ – mówi Filip Turowski, podróżnik i bloger, który prowadzi “najsmaczniejszy blog o podróżach i jedzeniu” – Głodny Świata.

Filip Turowski Archiwum prywatne

Podróżnik przyznaje, że ten patriotyzm, a może – nie bójmy się tego słowa – fascynacja krainą dzieciństwa zrodziła się z biegiem czasu. – Moi dziadkowie mieszkali pod Białymstokiem, w domu w środku lasu, blisko Narwi. Żyli blisko natury i serwowali nam od małego a to sałatkę z młodych listków pokrzyw czy mlecza, a to sok z brzozy. Pamiętam, że wtedy niezbyt chętnie sięgałem po takie cuda, a teraz? Moja ulubiona wiosenna zupa to podczos, czyli polewka z młodych liści. Sam chętnie sięgam po dary lasu i zachęcam do takiego życia blisko natury innych. Jak widać, do pewnych rzeczy człowiek przekonuje się z biegiem czasu – śmieje się bloger.

Kiedy więc tylko może, chętnie i często wraca w rodzinne strony, bo tu jest swojsko i przyjacielsko. To w maleńkiej pasiece między Bielskiem Podlaskim a Białymstokiem można spędzić długie godziny na rozmowach z pszczelarzem, który od czterech pokoleń kontynuuje rodzinną tradycję. W warsztatowni Czerwone korale w Czarnej Wsi Kościelnej uczyć się wypieku chleba czy kiszenia kapusty i w pewnym momencie ściągnąć buty i udeptywać ją w drewnianej beczce. W restauracji zaś Kwestia Czasu w Białymstoku spróbować roślinnych, podlaskich dań. Wprowadziła je do menu szefowa kuchni Anna Drelichowska, która sięga do przepisów pradawnych Słowian.

Opowieści ze wsi obok w Gazeta.plOpowieści ze wsi obok w Gazeta.pl mat. prasowe

– Podlasie zawiera w sobie pewien ładunek tygla kulturowego. Wyznawcy różnych religii przez wieki żyli i nadal żyją obok siebie w zgodzie, pomagając sobie nawzajem i wspierając się w trudnych chwilach. Dla turystów to dodatkowa gratka. Mogą podziwiać magiczną drewnianą architekturę cerkwi, poznać skrawek Orientu w tatarskich wsiach Kruszyniany i Bohoniki czy zobaczyć molennę staroodbrzędowców w Wodziłkach. A poza tym Podlasie i Suwalszczyzna są bogate w aż cztery parki narodowe: Białowieski, Narwiański, Biebrzański i Wigierski. Można więc eksplorować różne zakamarki bez ryzyka szybkiej nudy – opowiada Turowski.

Puszcza Knyszyńska, Polska, PodlasiePuszcza Knyszyńska, Polska, Podlasie Fot. Grzegorz Dabrowski/AG

Bloger poleca Puszczę Knyszyńską i Supraśl. Szczególnie uzdrowisko. – To slow przez duże “s”. Uwielbiam też rozlewiska Biebrzy i Narwi, gdzie flora i fauna wręcz kipią. Można tam miło spędzić czas, jeździć po kładkach edukacyjnych i mieć wrażenie, że oto poruszamy się po wodzie, bo kładki prowadzą tuż nad rozlewiskiem.

SupraślSupraśl shutterstock, Peter Brewer

– Ciężko ominąć też Puszczę Białowieską. Dobrze byłoby tam zajrzeć – zachęca i poleca jeszcze wizytę w Krainie Otwartych Okiennic, szlaku między wsiami Trześcianka, Soce i Puchły w dolinie Narwi z niespotykanymi nigdzie indziej drewnianymi ornamentami i kolorowymi okiennicami domów. Koniecznie wybierzcie się nad Podlasie Nadbużańskie. Tutaj zachody słońca nie mają sobie równych z widokami nad samym Bugiem. A poza tym można zatrzymać się w winnicach, spróbować lokalnej kuchni i planować powrót za rok – śmieje się podróżnik. – Bardzo lubię tu wracać.

Widok na Bug z Góry Zamkowej w DrohiczynieWidok na Bug z Góry Zamkowej w Drohiczynie Fot. Jerzy Nogal

– Lubię też ten moment, gdy z płaskiego Podlasia wjeżdżam na Suwalszczyznę, która jest przebajkowa, odkrywamy tu widoki niczym ilustracje z książki z baśniami. A teren pofałdowany i dość górzysty może dla niektórych miłośników jednośladów stać się wyzwaniem. Zachwyca mnie też rejon jezior augustowskich, wprawdzie ustępują wielkością jeziorom mazurskim, to jest to wspaniałe miejsce, jeśli ktoś lubi pływać łódką czy kajakiem – dodaje podróżnik.

Jezioro Wigry, SuwalszczyznaJezioro Wigry, Suwalszczyzna Curioso.Photography / shutterstock

Jak na Podkarpaciu

Północną Polskę kojarzymy z jeziorami, to prawda. Na Suwalszczyźnie znajdziemy ich pod dostatkiem. Ponad 40. W tym najgłębsze jezioro w Polsce, Hańcza, które uznawane jest za raj dla płetwonurków. Jednak czy wiedzieliście o tym, że jeśli zaplanujecie urlop w tym regionie, będziecie mieli okazję wybrać się także w góry?

– Góry Sudawskie sprawiają, że czujemy się tu trochę jak na Podkarpaciu. A poza tym lasy, rzeki, jeziora i mało turystów – opowiada Daniela Matusiewicz. – Wiżajny, Rutka-Tartak czy Smolniki to tereny mało znane i rzadko odwiedzane przez urlopowiczów, dlatego można się tutaj rozkoszować spokojem i błogą ciszą. Ponoć królowa Bona przyjeżdżała tutaj na polowania i tak ukochała sobie Wiżajny, że nadała im prawa miejskie. Wieść niesie, że na jednej z wysp, która znajduje się na jeziorze Wiżajny za czasów królowej pochodzącej z Włoch, wieszano skazańców, stąd też jedna z nich nosiła nazwę wyspa wisielców. Szkoda, że nasze tereny są zapomniane, a informacje nie są ogólnodostępne.

Na wzgórzach zwanych Górami Zamkowymi stały niegdyś drewniane grody, zamki lub strażnice obronne z dość szczupłą załogą, w sytuacjach zagrożenia chroniła się w nich ludność z okolicznych osadNa wzgórzach zwanych Górami Zamkowymi stały niegdyś drewniane grody, zamki lub strażnice obronne z dość szczupłą załogą, w sytuacjach zagrożenia chroniła się w nich ludność z okolicznych osad Gazeta.pl

Daniela Matusiewicz na co dzień prowadzi gospodę w Wiżajnach, miejscowości, która powstała na miejscu dawnej osady Jaćwingów. W miejscu grodziska stoi obecnie kościół. Jaćwingowie to waleczne plemię, które słynęło z szybkiej szarży konnej, napadało, zbierało łupy i szybko się wycofywało. Swe grodziska budowali zazwyczaj w miejscach trudnodostępnych, na wzgórzach, w otoczeniu moczarów i bagien.

Dziś o obecności plemion bałtyjskich na Suwalszczyźnie przypomina Izba Pamięci Jaćwieskiej w Szurpiłach. Można tu dowiedzieć się o ich historii i zwyczajach, podziwiać ozdoby wykopane przez archeologów. Choć Jaćwingowie zostali nieco zapomniani, pozostawili swój ślad w języku. Szurpiły, Wiżajny, Wigry, Jezioro Szeszupy to nazwy, które mają rodowód jaćwieski. Według językoznawców niektóre do dziś spotykane na Suwalszczyźnie “egzotycznie” brzmiące nazwiska, takie jak np.: Kolendo, Magalengo, Krejpcio, Skrunda, Waraksa, Możdżer, Skinder mają właśnie pochodzenie jaćwieskie.

– Lubię dzikość, skóry, nie boję się zimna. Myślę, że płynie we mnie krew Jaćwingów, jak w każdym, który utożsamia się z tym terenem – mówi Daniela Matusiewicz.

Koniecznie wyruszcie do Wigierskiego Parku Narodowego, aby podziwiać… suchary. – To małe śródleśne, dystroficzne jeziora, które lokalnie nazywane są sucharkami – tłumaczy Adam Januszewicz z Wigierskiego Parku Narodowego. – Geolodzy mówią, że z roztopionej bryły lodowca powstała kałuża wody otoczona wokół pokładami torfu. Zresztą na ich dnie też ten torf spoczywa. Woda w nich jest brązowa, kwaśna, nieodpowiednia dla ryb. Za to tuż przy ich brzegach można napotkać rosiczkę okrągłolistną, bagno zwyczajne czy żurawinę błotną – opowiada.

Jeden z sucharówJeden z sucharów Gazeta.pl

Suwalszczyznę można przemierzać na piechotę, ale także na dwóch kółkach. – Przyroda jest tu nie tylko piękna, lecz także harmonijna. Myślę, że każdy, i ten, kto lubi wyzwania, i ten, który chce poznać naszą krainę w rekreacyjny sposób, znajdzie coś dla siebie – opowiada pan Adam. – Północna Suwalszczyzna jest bardziej wymagająca, a to dlatego, że tereny te zostały ukształtowane przez lodowiec. Można oczywiście poznawać je pieszo, w sposób umiarkowany, a można także wsiąść na rower i pokonywać trasy po 40, 50 km. Na rowerzystów czekają tu strome zjazdy czy wymagające wzniesienia, a wszystko to w przepięknej scenerii jezior i wzgórz pokrytych lasem.

W Wigierskim Parku Narodowym łączna długość szlaków rowerowych i pieszych wynosi blisko 200 kilometrów, mamy więc w czym wybierać. – Osoby, które nie chcą bić rekordów, tylko wolnym rytmem wolą przemierzać Suwalszczyznę, powinny wybrać się nad jezioro Wigry i ruszyć w trasę wokół niego. Jest wprawdzie kilka trudniejszych podjazdów, ale ogólnie jest to trasa dosyć łatwa i jednocześnie bardzo ciekawa. Z kładki w Cimochowiźnie można podziwiać widok na klasztor wigierski, z wieży widokowej w Kruszniku rozciąga się najbardziej rozległy widok na południową część jeziora Wigry, a po drodze można wstąpić do Muzeum Wigier. Latem nasz przejazd można uatrakcyjnić, wsiadając do kolejki wąskotorowej, która regularnie trzy razy dziennie kursuje na trasie. Wsiadasz z rowerem do pociągu, przejeżdżasz 10 km, wysiadasz i kontynuujesz jazdę wokół jeziora Wigry – tłumaczy przewodnik.

Klasztor nad Wigrami, Suwalszczyzna/ Fot. ShutterstockKlasztor nad Wigrami, Suwalszczyzna/ Fot. Shutterstock Klasztor nad Wigrami, Suwalszczyzna/ Fot. Shutterstock

Mekka Tatarów

Chcecie spróbować kibinów (pierogów) czy pierekaczewnika (przekładanego ciasta z mięsem lub serem)? Wybierzcie się do Kruszynian i odwiedźcie Tatarów. Mieszkają na polskich ziemiach od ponad 600 lat. Zatracili swój język, nazwiska uległy spolszczeniu, ale spoiwem, które scala społeczność, jest religia – islam. W Bohonikach i Kruszynianach mieszczą się zabytkowe, drewniane meczety, wpisane na listę Pomników Historii, czy mizary (cmentarze) z napisami na nagrobkach w językach arabskim, rosyjskim i polskim.

Meczet w Bohonikach, PodlasieMeczet w Bohonikach, Podlasie &Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Wyborcza.pl

W Kruszynianach przewodnik Dżemil Gembicki podczas oprowadzania po meczecie tworzy spektakl, opowiadając o historii i zwyczajach swoich przodków, a Dżenneta i Mirosława Bogdanowiczowie przychylą nam nieba w Tatarskiej Jurcie.

Dżenneta Bogdanowicz do Kruszynian przyjechała pod koniec lat 70. Wieś była w opłakanym stanie. Wydawało się, że jest to miejsce bez przyszłości. Mimo wszystko przekonała męża Mirosława i córki (Dżemilę, Elwirę i Tamirę) do przeprowadzki. –  Od samego początku poczułam, że Kruszyniany to miejsce magiczne. Mają bardzo pozytywną aurę. Trzeba to poczuć – mówi Dżenneta Bogdanowicz. – Z żalem serca obserwowałam, gdy przed laty ludzie stąd wyjeżdżali. Tylko ja poszłam pod prąd i zapragnęłam zapuścić tu korzenie, bo zakochałam się w tym miejscu.

Meczet w Kruszynianach, Podlasie / fot. ShutterstockMeczet w Kruszynianach, Podlasie / fot. Shutterstock Meczet w Kruszynianach, Podlasie / fot. Shutterstock

Bo Kruszyniany nie są przypadkowym miejscem. To tutaj w marcu 1679 r. osiedleni zostali tatarscy wojownicy, którzy przyczynili się do zwycięstwa króla Polski Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Co więcej, pułkownik Samuel Murza Krzeczowski podczas bitwy pod Parkanami uratował życie władcy i fakt ten przypieczętował ich przyjaźń na całe życie. “Spłukany” król nie miał jak zapłacić im za wojaczkę, a skarbiec świecił pustkami. Wpadł więc na pomysł, aby podarować im ziemię. I oto 45 rodzin zamieszkało na Podlasiu.

Dżenneta z mężem MirosławemDżenneta z mężem Mirosławem fot. Facebook.com / Tatarska Jurta

Tatarzy zyskali w ten sposób Ojczyznę. Gdy pytam Dżennetę o jej tożsamość, bez wahania odpowiada, że jest Polką. Tatarka pada na drugim miejscu. A Dżemil Gembicki podkreśla: “My się Polakami nie czujemy, my Polakami jesteśmy”. – Kiedyś, w dzieciństwie, w ogóle nie utożsamiałam się z tatarskością. Byłam Polką tak jak moi rówieśnicy, nie zauważałam różnic. Kiedy zaczęłam dorastać, zaczęłam zagłębiać się w ten temat. Kiedy urodziły się dzieci, dotarło do mnie, że trzeba to miejsce, naszą tradycję i tożsamość Tatarów zachować dla następnych pokoleń. Pomyślałam sobie: jeżeli nie ja, to kto? – opowiada Bogdanowicz.

SabantujSabantuj Archiwum prywatne Dżennety Bogdanowicz

W Tatarskiej Jurcie spróbujemy pierekaczewnika, czyli wielowarstwowego ciasta z mięsem (nigdy wieprzowym), cebulką i masłem, a także kołdunów tatarskich, mant (pierogów przyrządzanych na parze) oraz potraw jednogarnkowych: azu, katłama, kryszonka. W Kruszynianach odbywa się także festiwal Sabantuj, tradycyjne święto pługa. Na scenie występują tatarscy artyści z całej Europy na czele z polskim zespołem taneczno-wokalnym Buńczuk. Nie brakuje gier, zabaw tatarskich i oczywiście dobrego jadła.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułProkurator: Milczenie Stefana W. to taktyka procesowa
Następny artykułBasenowa kompromitacja burmistrza Karolczuka PREMIUM