Ukraiński artysta Wołodymyr Mełymuka, który od wielu lat mieszka w Warszawie, uważa, że sztuka powinna być mocna, a nie piękna. Pierwszego dnia namalował ogromny portret Władimira Putina – krwiożerczego mordercy. Drugiego dnia stworzył „Pocałunek węża” Putina i Łukaszenki. Stale pojawia się ze swoją sztuką na wiecach antywojennych w Warszawie. Wiele z nich jest następnie sprzedawanych, a dochód z nich przeznaczany na potrzeby ukraińskich sił zbrojnych. O tym, skąd czerpie energię i inspirację, artysta opowiedział w programie rosyjskojęzycznego serwisu Biełsatu Vot Tak.
– Nie byłem na Ukrainie od ośmiu lat, ale uważam się za Ukraińca. Bardzo przejmuję się losem mojego kraju i chcę go wspierać. Nie umiem wojować. Ale mam inny rodzaj wojny – wojnę informacyjną. Staram się przekazać ludziom to, co widzę i czuję… Można się martwić, można nie spać po nocach, ale w ten sposób nikomu nie pomogę – muszę działać – mówi Wołodymyr Mełymuka.
Artysta opowiada, że 24 lutego, w pierwszym dniu wojny, pobiegł do ambasady rosyjskiej w Warszawie, aby zaprotestować, ale nie mógł tam stać. Poszedł do sklepu w poszukiwaniu dużego płótna na obraz, ale go nie znalazł, więc zaczął malować na gotowym obrazie. Kilka godzin później pojawił się portret Władimira Putina z napisem „Murderer” (pol. Zabójca).
Następnego dnia powstał „Pocałunek”.
– Kiedy rząd białoruski pozwolił wojskom rosyjskim wkroczyć na swoje terytorium, zrozumiałem, że te dwie szumowiny, przepraszam, połączyły swoje wężowe języki i całują się. A słowo „miłość” jest przekreślone, bo to oczywiście nie jest miłość. Chodzi o to, że wywołują chaos, wojnę i cierpienie… tak właśnie narysowałem to, co czułem drugiego dnia wojny – dzieli się artysta.
Jak twierdzi, na murze berlińskim kiedyś zobaczył napis „Panie, pomóż mi przetrwać”. Napis ten został kiedyś namalowany przez białoruskiego artystę.
Kiedy Rosjanie przejęli elektrownię atomową w Czarnobylu, Mełymuka na odwrocie „Pocałunku” stworzył coś, co w zasadzie jest współczesnym „Krzykiem” Edvarda Muncha.
Jak mówi artysta, na początku ludzie na wiecach antywojennych tylko patrzyli na jego obrazy i robili im zdjęcia. Potem zaczęli oferować pomoc. Obrazy są przecież bardzo ciężkie i nie da się ich długo trzymać w rękach.
– Kiedy ludzie zaczęli mi pomagać, zdałem sobie sprawę, że robię coś właściwego i że muszę tworzyć więcej obrazów… Ludzie mówią, że to fajne wsparcie – mówi.
Kiedy cały świat zobaczył następstwa masakry w Buczy twórca zdał sobie sprawę, że całej tej grozy nie da się uchwycić w obrazach na płótnie. Zorganizował więc performance.
– To, co zobaczyłem w Buczy, zabiło mnie. I pokazałem, jak wygląda wojna. Zrobiłem to, aby każdy mógł poczuć i zobaczyć, jak to wygląda. Kupiłem wiele arkuszy, pociąłem je na kawałki. 15 osób leżało na ziemi w pobliżu ambasady, a ja przykryłem je zakrwawionymi prześcieradłami… – mówi Wołodymyr.
Wyglądało to bardzo przerażająco – przyznaje. Mówi, że wiele osób po prostu płakało.
– Dla mnie sztuka to nie tylko piękne kwiaty na obrazie, ale to, co czuję i przekazuję. Uważam, że sztuka powinna być silna. A piękne rzeczy mogą tworzyć ludzie beze mnie. Sztuka jest silna – inne rzeczy. I pracuję nad tym – mówi Wołodymyr.
Pieniądze ze sprzedanych prac są przekazywane na konto Sił Zbrojnych Ukrainy. Ponadto Wołodymyr jako wolontariusz pomaga uchodźcom z Ukrainy.
Jednym z ostatnich dzieł Wołodymyr Mełymuki jest „Gruz-200”: cynkowa trumna z napisem „Rosyjski żołnierz wraca do domu” wykonanym czerwoną farbą. W ten sposób artysta apeluje do rosyjskich matek, by nie pozwalały swoim synom iść na wojnę, bo wrócą stamtąd tylko w takich trumnach.
Cały materiał o twórczości Wołodymyr Mełymuki, z polskimi napisami, można obejrzeć poniżej.
zk, lp/ belsat.eu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS