– Zdecydowaliśmy się poddać pod rozwagę wystąpienie do Komisji o skorzystanie z takiej możliwości, by na czas trwania tej kryzysowej, spektakularnej, bezprecedensowej, historycznej sytuacji napływu blisko trzech milionów uchodźców do Polski, Komisja Europejska zechciała rozważyć w imię wzajemnej współpracy i solidarności zawieszenie, jeśli nie całej, to przynajmniej istotnej części składki, którą Polska płaci do budżetu unijnego – mówił we wtorek Zbigniew Ziobro.
Wcześniej minister Wójcik z Solidarnej Polski zapowiedział, że na najbliższym posiedzeniu rządu zgłosi w imieniu swojej partii wniosek o zawieszenie płacenia przez Polskę składek do unijnego budżetu. Uzasadnił to tym, że Unia Europejska nie była w stanie uruchomić mechanizmu finansowego, zdolnego realnie pomóc Polsce w przyjęciu uchodźców z Ukrainy. Nasz kraj przyjął najwięcej uchodźców, Unia zostawiła go samemu sobie, w odpowiedzi konieczne jest sięgnięcie po radykalne środki – można streścić propozycję Wójcika.
Gdyby rząd przyjął ten pomysł, polski konflikt z Unią Europejską wszedłbym na poziom eskalacji, która – gdyby w kraju po wyborach nie zmieniła się władza – pewnie musiałaby w końcu doprowadzić do jakiejś form polexitu. Nawet bez polexitu pomysł Wójcika oznaczałby problemy polskiej gospodarki nieznane w obecnym stuleciu.
Ile możemy stracić?
Państwo nie może sobie tak po prostu przestać płacić składek do unijnego budżetu, powołując się na nawet najbardziej realne zaniedbania unijnej polityki. Konsekwencje byłyby natychmiastowe i surowe. W najgorszym, całkiem prawdopodobnym wypadku, Unia odpowiedziałaby wstrzymaniem wszelkich wypłat ze wspólnotowego budżetu dla Polski. Co w wypadku państwa, które jak my, było jednym z kluczowych beneficjentów unijnych środków będzie oznaczać wymierne straty.
Jak wielkie? Do budżetu UE w obecnej perspektywie budżetowej wpłacamy 6,5 miliardów euro rocznie. W sumie do 2027 roku uzbiera się z tego kwota 45 miliardów euro. W tym samym czasie możemy otrzymać z unijnych środków 125 miliardów euro. Rocznie 18 miliardów. Jak więc łatwo policzyć, pomysł ziobrystów może nas rocznie kosztować 11,5 miliarda euro, po obecnym kursie 53,36 miliardów złotych. Trochę ponad 10 proc. zaplanowanych w budżecie państwa na 2022 roku wydatków – mających zamknąć się w kwocie 521,8 miliarda złotych. Wszystko to nie licząc kwot z Funduszu Odbudowy, zablokowanego z powodu niezdolności rządu do likwidacji tzw. Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
Wstrzymanie europejskich środków dla Polski mogłoby oznaczać, że unijnych dopłat nie dostaną rolnicy – swoją drogą elektorat kluczowy dla PiS. Dla wielu gospodarstw mogłoby to oznaczać problemy nieznane od unijnej akcesji – dopłaty zmieniły polską wieś, dały jej stabilność, rolnicy od dawna prowadzą swoje kalkulacje, uwzględniając unijne pieniądze. Na pieniądze z Unii liczą zresztą nie tylko rolnicy, ale też cały szereg innych podmiotów, prywatnych i publicznych. Bez środków z Unii nie domknie się ileś zaplanowanych już infrastrukturalnych inwestycji.
Państwo nie może przy tym łatwo wyłożyć środków, które moglibyśmy stracić niepłacąc składek z własnej kieszeni – nawet biorąc pod uwagę środki zaoszczędzone na wpłaty do Brukseli. Nie w sytuacji, gdy rosną koszty obsługi polskiego długu, gdy wojna i epidemia zmuszają do zwiększenia wydatków na obronność i służbę zdrowia, gdy mamy problemy z drożyzną.
Solidarna Polska kołysze łodzią w najgorszym momencie
Jak więc widać, pomysł Solidarnej Polski to propozycja, która zaszkodzi głównie nam samym. Pomysł, by próbować wymusić na Unii Europejskiej większą pomoc dla przebywających w Polsce ukraińskich uchodźców, uruchamiając scenariusz, realnie zdolny nas zrujnować, zasługuje na coś w rodzaju politycznej Nagrody Darwina.
Tym bardziej że Solidarna Polska nie mówi do końca prawdy: nie jest tak, że Unia w ogóle nie zauważyła, że takie państwa jak Polska nie potrzebują materialnej pomocy w stworzeniu uchodźcom wojennym z Ukrainy godnych warunków do życia na swoim terytorium. W kwietniu, między innymi na wniosek Polski, uproszczono zasady wykorzystania unijnych środków na sfinansowanie pobytu uchodźców z Ukrainy. Konkretnie to kwoty rzędu 40 euro tygodniowo na uchodźcę. Kwoty pochodzą z niewykorzystanych przez dane państwo środków z polityki spójności UE z 2014-20. Ile tych niewykorzystanych środków mogłaby uzyskać na uchodźców Polska? Jak podała w czwartek „Rzeczpospolita”: „Jakaś niewielka kwota jest niewykorzystana, ale ile dokładnie, nie wiadomo, bo Polska nie przekazała takich danych do Komisji Europejskiej”.
Warto też przypomnieć, że Jarosław Kaczyński, w wywiadzie dla „Polska The Times” z 25 marca, zadeklarował, że choć unijna pomoc Polsce się oczywiście należy, to „nie będziemy chodzić po prośbie”, gdyż jesteśmy krajem „w dobrej kondycji”. Problem z tym że unijne środki nie płyną dziś do Ukraińców w Polsce, może więc leżeć po stronie polskiej – wynikać z tego, jak sprawę zdecydowało się rozegrać kierownictwo PiS.
Choć propozycje ziobrystów zaszkodziłyby głównie Polsce, sam fakt odmowy płacenia składek przez państwo członkowskie byłby też odczytywany jako kryzys Unii Europejskiej. To ostatnie czego Polska potrzebuje w momencie, gdy w obliczu wojny w Ukrainie jedność Zachodu i nasze zakorzenienie w zachodnich strukturach stają się dosłownie kwestią przetrwania państwa. Solidarna Polska huśta łodzią w najbardziej nieodpowiednim momencie. Jedyną stolicą, gdzie ucieszono by się z realizacji postulatu Solidarnej Polski, byłaby Moskwa – to Putinowi zależy dziś bowiem najbardziej na każdym możliwym rozbijaniu jedności Zachodu.
Jak długo mamy tolerować szantaże mikropartii?
Solidarna Polska nie po raz pierwszy w polityce europejskiej gra na podział, konflikt, osłabianie wspólnoty i związków Polski z Europą. Obserwując całą historię udziału tej partii we władzy, można spokojnie powiedzieć, że jak nikt inny ponosi ona odpowiedzialność za fatalny stan naszych relacji z Unią. Nie ma żadnego, nawet najgłupszego antyeuropejskiego hasła, którego ziobryści nie byli w stanie wziąć na sztandary, gdy tak im wyniknie z kalkulacji politycznej.
Gdy negocjowano obecną perspektywę budżetową, Ziobro i jego ludzie nawoływali rząd do użycia opcji atomowej – weta. Wszystko z powodu reguły praworządnościowej, która – jak obawiała się Solidarna Polska – mogłaby ostatecznie pogrzebać ich plany „dokończenia reformy sądownictwa” – co miałoby polegać na jak najdalszym podporządkowaniu trzeciej władzy ministerstwu sprawiedliwości. Następnie to Solidarna Polska odrzucała Fundusz Odbudowy – wielki solidarnościowy projekt Unii, powstały w reakcji na pandemię i pandemiczny kryzys. Politycy tej partii najgłośniej, poza Konfederatami, mówią o konieczności rewizji naszych relacji z Europą i sporządzenia bilansu polskiej obecności we wspólnocie. Blokując likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, Solidarna Polska uniemożliwiała nam sięgnięcie po środki z FO – podczas gdy codziennie za niewykonanie wyroku TSUE w sprawie Izby, Polsce naliczana jest kara miliona euro.
Trudno powiedzieć, czy ziobryści sami wierzą w to, co mówią o Europie, czy grają antyunijną kartą, wiedząc, że ich propozycje nie mają szans na realizację. Czy chcą rozbić Unię i wyprowadzić z niej Polskę, czy po prostu sprzedać się wyborcom jako twarda, ideowa prawica, tak, by Kaczyński uznał, że mniejszy będzie miał z nimi problem w środku własnego obozu, niż na zewnątrz niego i znów wziął ich na listy w przyszłych wyborach. Albo czy szykują się do antyeuropejskiej koalicji z Konfederacją.
Jakie nie byłyby motywy Solidarnej Polski, jej polityka przynosi nam wyłącznie szkody. A w momencie wojny u naszej granic, testującej jedność i determinację Zachodu, jest zwyczajnie niebezpieczna z punktu widzenia polskiej racji stanu. Latami polska polityka tolerowała szantaże mikropartii Ziobry. W konflikt z Unią wpędziła nas formacja samodzielnie najpewniej niezdolna nawet przekroczyć progu 3 proc. poparcia, upoważniającego partię do finansowania z budżetu.
Wojna nic nie zmieniła w polityce ziobrystów. Czy przekona PiS, że pora w końcu powiedzieć dość tej ekipie? Choć nie było do tego lepszego momentu niż obecny, można się niestety spodziewać, że Kaczyński znów uzna, że lepiej męczyć się z Ziobrą niż wyjść ze skrajnie polaryzacyjnego modelu uprawiania polityki i zacząć realnie rozmawiać z opozycją.
Czytaj więcej: „Utłucz jakiegoś kaściaka”. Jak „dobra zmiana” polowała na niezależnych sędziów
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS