A A+ A++

Ławrow – co także charakterystyczne dla włodarzy Kremla – żywi dwa przeciwstawne uczucia wobec Zachodu. Są to: umiłowanie i wstręt. Wiele lat pracował w zagranicznych przedstawicielstwach dyplomatycznych ZSRR. Płynnie mówi po angielsku, jego córka przyszła na świat w Nowym Jorku, w Europie lokuje pieniądze i kupuje posiadłości. W jego retoryce Zachód jest jednak zgniły, zły. Knuje i montuje spiski przeciwko Moskwie. Ławrow jest też (nie sposób znaleźć adekwatniejszego określenia) zwyczajnym chamem.

Kilka lat temu, podczas konferencji prasowej z udziałem ministra spraw zagranicznych Arabii Saudyjskiej, szef rosyjskiej dyplomacji użył, w odniesieniu do zachodnioazjatyckich partnerów, słowa „debile”. Z kolei Radosław Sikorski, były minister spraw zagranicznych Polski, w opublikowanych nakładem „Znak” wspomnieniach, przywołuje spotkanie z Ławrowem. Podczas publicznej rozmowy, Siergiej Wiktorowicz, swobodnie i bez zażenowania mówił o kupie.

Na jednym pokładzie

Wśród zachodnich analityków trwają spekulacje, kto (z najbliższego otoczenia Putina) znał datę agresji Rosji na Ukrainie. Na liście tej nie figuruje Ławrow. Jednak od początku wojny, w każdym przemówieniu i w każdym udzielonym wywiadzie, szef dyplomacji usprawiedliwia akty terroru dokonywane przez rosyjski reżim w kraju nad Dnieprem. Mówi o „ukraińskich terrorystach” i „banderowcach”.

Niektórzy bliscy współpracownicy Putina odważyli się postąpić inaczej. Publicznie skrytykowali wojnę. Uczyniła tak np. (na forum Rady Federacji) senatorka Ludmiła Narusowa. Pani senatorka (żona byłego mera Petersburga Anatolija Sobczaka, którego Putin był protegowanym) poruszyła nawet kwestię ofiar śmiertelnych (a to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic Kremla) oraz problem niezabierania przez rosyjskie siły wojskowe ciał martwych żołnierzy z pola bitwy.

Sztukę uprawiania dyplomacji i polityki (co ważne: w stylu radzieckim) Ławrow opanował do perfekcji. Potrafi być prostacki (jak Nikita Chruszczow, który przemawiając w ONZ, walił butem w kokpit). Przedrzeźnia interlokutorów, śmieje się pod nosem, kpi. Nie obca mu też przemoc. W przemówieniach – w ślad za Putinem – ucieka się do gróźb. Kilka dni temu, do państw Sojuszu Północnoatlantyckiego skierował następujące słowa: „Wysłanie misji pokojowej na Ukrainę może doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji między Rosją a państwami NATO”. Nie inaczej zachowuje się Maria Zacharowa, rzeczniczka prasowa rosyjskiego MSZ, bezpośrednia podwładna Ławrowa. Zacharowa grozi, „ostrzega” i mówi o „adekwatnej reakcji”.

W ostatnim czasie, Ławrow udzielił kilkunastu wywiadów rosyjskim mediom reżimowym. Odpowiadał m.in na takie pytania: „Jakie państwa zalicza pan do nieprzyjaznych Rosji? Proszę podać listę”. Siergiej Wiktorowicz nie krył, że MSZ, jak i „inne departamenty”, sporządzają (na osobiste polecenie głowy państwa) spis „wrogich” Moskwie krajów. Konkluzja Siergieja Wiktorowicza brzmiała następująco: „Nie będę jednak wybiegać w przyszłość. Nie chcemy by na tej liście znalazły się wszystkie kraje, które wypowiedzą pod naszym adresem jakieś złe słowa.”

Ławrow kieruje rosyjską dyplomacją od 2004 roku. Jego nominacja na ministerialne stanowisko zbiegła się z zaostrzeniem autorytarnego kursu Moskwy (w polityce wewnętrznej i międzynarodowej). Rosja (często ustami Ławrowa) domagała się już nie tylko respektowania „czerwonych linii”, czyli podziału stref wpływów na świecie (terytorium poradzieckie uznając za „swoje”). Zapragnęła więcej: restauracji Związku Radzieckiego w nowej formie.

Z każdym rokiem retoryka Ławrowa przybierała wyraźny antyzachodni ton. Na kilka miesięcy przed rosyjską napaścią na Ukrainę udzielił wywiadu rządowej agencji Ria Novosti. Jego słowa są niczym innym, jak przygotowywaniem społeczeństwa na możliwy konflikt. Pytanie: „Na Donbasie mieszka już pół miliona ludzi legitymujących się rosyjskimi paszportami. Czy wybuchnie wojna?”, Ławrow kwituje: „Jeśli zależałoby to jedynie od nas i naszych stróży porządku, to oczywiście wojny można, a nawet należy uniknąć. Ale jeśli miałbym wypowiadać się w imieniu strony ukraińskiej, Zełenskiego, to nie podejmę się wróżenia. Wszystko wskazuje na to, że jego głównym celem jest utrzymanie władzy. Jest on gotów zapłacić za to każdą cenę. Gotów jest potakiwać faszystom i ultraradykałom, którzy wciąż nazywają obrońców Donbasu terrorystami”.

Słowa te zwierzchnik MSZ kieruje na użytek wewnętrzny. Inaczej „rozmawia” z Zachodem. Kiedy w listopadzie ubiegłego roku wywiady USA i Wielkiej Brytanii informują, że Rosja gromadzi wojska na granicy z Ukrainą i przygotowuje się do uderzenia, Ławrow odpowiada, że „wojna to histeria Zachodu”. Dodaje, że to ciągłe „straszenie wojną go denerwuje”. W rozmowie z Ria Novosti powie: „Otwarcie przyznaliśmy, że przeprowadzamy manewry wojskowe naszych okręgów – południowego i zachodniego. Z niczego nie czyniliśmy tajemnicy. Robiliśmy to na swoim terytorium! I nagle takie krzyki się podniosły: że Rosja lokuje wojska przy granicy z Ukrainą. Sama ta terminologia! My ogłaszamy, że to ćwiczenia południowego i zachodniego okręgu, a oni mówią o rozmieszczeniu wojsk.” Tej wersji o „ćwiczeniach wojskowych”, Ławrow będzie się trzymał do nocy 24 lutego 2022 r.

Wysłannik starszego brata

Ławrow objął urząd szefa MSZ w marcu 2004 r., a już w listopadzie wybuchła na Ukrainie pomarańczowa rewolucja. Przewroty, w których poradzieckie republiki będą próbowały wyrwać się spod panowania Moskwy, staną się zmorą rosyjskich elit politycznych. I za każdym razem wywoływać będą u nich histerię. W swoich przemówieniach Ławrow będzie za każdym razem podkreślał „bliskość kulturową Rosji i byłych republik radzieckich”, „jedność ruskiego miru” i konieczność brania przez Moskwę pod opiekę rosyjskojęzycznej ludności w krajach poradzieckich. Te czynniki miały usprawiedliwiać sponsorowanie prokremlowskich partii w krajach poradzieckich i cerkwi pod przewodnictwem Moskiewskiego Patriarchatu, która de facto jest piątą kolumną rosyjskiego reżimu.

W 2012 r. Rosja rozpocznie krwawą i sprzeczną z normami międzynarodowego prawa „misję”. Chodzi o Syrię. Siergiej Wiktorowicz uda się do Damaszku, na osobiste spotkanie z prezydentem Baszarem al-Asadem. Szef rosyjskiej dyplomacji zapewni, że syryjski tyran może liczyć na poparcie jego kraju. Wkrótce Rosja dołączy do krwawej syryjskiej wojny. Poczynania jej wojsk zostaną uznane za wyjątkowo brutalne – pacyfikacja miast, bombardowanie obiektów użyteczności publicznej. Za każdym razem Ławrow będzie uzasadniał konieczność tych działań pod płaszczykiem walki z terroryzmem.

W 2014 r. (po aneksji Półwyspu Krymskiego) szef rosyjskiej dyplomacji przedstawił plan „neutralności Ukrainy”. Był to gest wyjątkowego cynizmu. Chodziło bowiem o zupełne podporządkowanie sobie państwa nad Dnieprem. Owa „neutralność”, o której mówił dziewięć lat temu Ławrow, jest zresztą zbieżna z postulatami, wysuwanymi pod adresem Kijowa dziś. Otóż (zdaniem Moskwy) Ukraina powinna być państwem niezależnym. To znaczy, że nie może przyłączyć się do żadnego bloku politycznego (chodzi oczywiście o Unię Europejską i NATO). Język rosyjski powinien zostać uznany – obok ukraińskiego – za drugi język państwowy. Zadaniem „nowej ukraińskiej konstytucji” jest uczynienie z kraju nad Dnieprem państwa federacyjnego.

Ławrow powołuje się „na wolę miejscowego społeczeństwa”. Z przemówień i wywiadów, których szef rosyjskiego MSZ udzielił w 2014 r., przebija wyjątkowe grubiaństwo. W dodatku Ławrow jest spadkobiercą radzieckiej szkoły dyplomacji. Kłamie w żywe oczy, ale nawet powieka mu nie drgnie.

Pożegnanie z luksusem

Zanim Ławrow rozpoczął pracę w Rosji, poznał międzynarodowe salony. Jak przystało na absolwenta Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (czyli kuźni radzieckiego korpusu dyplomatycznego), pierwszą pracę otrzymał w MSZ. Zdolność do nauki języków obcych i łatwość adaptacji poza granicami kraju sprawiły, że szybko trafił na placówkę dyplomatyczną (Sri Lanka). Czasy przełomowe dla swojego kraju – czyli wielkiego kryzysu gospodarczego i późniejszej pierestrojki – spędził poza granicami ZSRR. W latach 1981-1988 pełnił funkcję I sekretarza, następnie radcy i starszego radcy w Stałym Przedstawicielstwie ZSRR przy ONZ w Nowym Jorku. Tam też przyszła na świat jego córka. Po upadku ZSRR Siergiej Wiktorowicz bez problemów odnalazł się w nowych czasach. W 1991 r. (kiedy podobne gesty nie miały już większego znaczenia) rzucił o stół legitymacją członkowską Komunistycznej Partii ZSRR.

W burzliwych latach 90. powrócił do służby w MSZ, ale tylko na cztery lata. W 1994 r. znów opuścił Rosję i ponownie objął stanowisko przy ONZ. Miał reprezentować Federację Rosyjską rządzoną przez Borysa Jelcyna.

Ostatnie 16 lat, w których Ławrow przewodzi rosyjskiemu MSZ, było dla rosyjskiej polityki zagranicznej czasem pełnym wyzwań. Ale dla Siergieja Wiktorowicza był to osobiście czas spokojny. Niespokojnie zaczęło się robić dopiero teraz. Zachodnie sankcje personalne w pierwszej kolejności objęły właśnie jego i Putina. Finanse Ławrowa zamrożono, a jego córka (która zajmuje się designem i projektowaniem wnętrz) została wyproszona z udziału w prestiżowej włoskiej imprezie. Niedawno zachodnia „ręka sprawiedliwości” dosięgła także pasierbicę Siergieja Wiktorowicza. Dwudziestokilkuletnia dziewczyna będzie musiała opuścić swój superluksusowy apartament w Londynie (kupiony za gotówkę).

Rodzina Ławrowa, podobnie jak i on sam, utuczyła się na korupcji. Ale jeśli upadnie Władimir Putin, jedna z najbardziej skorumpowanych osób w rosyjskim państwie, to pociągnie za sobą swoich najbliższych współpracowników. Na pewno będzie wśród nich Siergiej Wiktorowicz Ławrow.

Czytaj więcej: Kasjer Putina, na Kremlu nazywany Panem A. Skąd się wziął Roman Abramowicz?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGrzegorz Małolepszy dołączył do grona Ikon Kultury
Następny artykułProblemy z przyznaniem 40 zł za pomoc uchodźcom? Urzędnicy: “Czekamy na jakikolwiek wniosek”