A A+ A++

Do sześciu wzrosła liczba ofiar potężnego wstrząsu, który w sobotę w nocy miał miejsce w kopalni Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju. O dwóch kolejnych ofiarach tej tragedii poinformował w poniedziałkowy poranek przebywający w Bytomiu w Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego premier Mateusz Morawiecki.

Do sześciu wzrosła liczba ofiar potężnego wstrząsu, który w sobotę w nocy miał miejsce w kopalni Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju. O dwóch kolejnych ofiarach tej tragedii poinformował w poniedziałkowy poranek przebywający w Bytomiu w Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego premier Mateusz Morawiecki. Chwilę po szef rządu informację tą potwierdził Marcin Gołębiowski, dyrektor ds pracy w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. – W godzinach rannych dotarliśmy do dwóch kolejnych pracowników. Nie dają oni oznak życia. Obecnie są transportowani do bazy i na powierzchnię, gdzie będę wykonywane dalsze czynności proceduralne – mówił dyrektor.

W poniedziałek rano, 25 kwietnia, ratownicy mieli do pokonania jeszcze ok 120 metrów do czoła przodka. Akcja ratunkowa prowadzona jest w bardzo trudnych warunkach. W niedzielę mówiono o wysokiej temperaturze, wysokim stężeniu metanu. Ratownicy szukając swoich kolegów są zmuszenie poprawiać, a niejednokrotnie także odbudowywać przerwany lutniociąg.

Przypomnijmy, że akcja ratunkowa w kopalni Zofiówka trwa od sobotniej nocy, gdy o 3.40 w kopalni doszło do wstrząsu – 42 górników uratowało się z zagrożonego wyrobiska, ale 10 zostało na dole – nie było z nimi żadnego kontaktu. Przez cały weekend pod kopalnią zbierali się mieszkańcy.

– Żarliwie się modlę, a nie robiłem tego od lat… – mówił nam w sobotni poranek jeden z emerytów górniczych, który na Zofiówce przepracował ponad 25 lat. – Widziałem sąsiadów, którzy szli do tego biurowca, a podobno tam gromadzą się rodziny zaginionych. Oby się uratowali, oby zdarzył się cud… – mówił nam pan Waldek wskazując budynek na końcu kopalnianego parkingu. Emocje targały wszystkimi, którzy pod kopalnię Zofiówka przyszli. Każdy z nich w jakimś stopniu jest związany z górnictwem. – Ta kopalnia, na którą spoglądamy z okien naszych domów, to ważna część naszego życia. Wie pani, jak te cztery lata temu „rąbnęło” tutaj na Zofiówce, byłem akurat na rybach. Aż mi wędka wypadła z ręki – wspominał pan Janek. Na dole zginęło wówczas pięciu górników.

Niestety, od początku wieści ze sztabu ratowniczego w Zofiówce nie były dobre. Ratownicy którzy zjechali na dół, mieli po pokonania ponad kilometr do czoła przodka, gdzie zaginęli górnicy. – Pierwszy zastęp porusza się tym wyrobiskiem w kierunku czoła przodka, chodnik ma 1160 metrów. Po drodze koncentracja metanu jest duża, dlatego trzeba wchodzić stopniowo i poprawiać lutniociąg, który wtłacza czyste powietrze. Przy wstrząsie lutniociąg został w kilku miejscach zrzucony i rozszczelniony. Zwiększyliśmy ciśnienie w rurociągach sprężonego powietrza, aby przepychać powietrze do przodka. Drugi zastęp jest zabezpieczający, trzeci wyszedł z bazy, a dziewięć jest w bazie – mówił na gorąco w sobotni poranek Edward Paździorko, zastępca prezesa zarządu JSW ds. technicznych i operacyjnych.

Marcin Gołębiowski, dyrektor pracy w kopalni Borynia-Zofiówka spotkał się z rodzinami górników będących pod ziemią. – Duża część z tych rodzin jest na terenie kopalni i czeka na informacje. Wszyscy mają tu zapewnioną opiekę, zarówno psychologiczną, jak i medyczną. Jest nam wszystkim ciężko i modlimy się o to, aby szybko dotrzeć do naszych kolegów – powiedział dyrektor Gołębiowski.

Gdy w sobotnie popołudnie, do kopalni Zofiówka przyjechał premier Mateusz Morawiecki, odległość dzieląca ratowników od górników wynosiła ok. 360 metrów. – Idziemy dalej – zapewniał Edward Paździorko. A szef rządu zapowiadał powołanie złożonej z ekspertów komisji, która wyjaśni przyczyny ostatnich wydarzeń w polskim górnictwie.

– Polskie państwo nie zostawi rodzin górników bez pomocy – powiedział premier. – Poleciłem, żeby wypłacić wsparcie finansowe, nie tylko jednorazowe, rodzinom górników z „Pniówka” – zaznaczał Morawiecki, zaś odpowiedzialny za górnictwo minister Piotr Pyzik, obiecał, że każdy przypadek będzie indywidualnie rozpatrywany.

Kilka godzin później w kopalni pojawił się prezydent RP, Andrzej Duda. Już wtedy ratownicy dotarli do czterech z 10 górników – nie dawali żadnych oznak życia. – Składam wyrazy współczucia wszystkim tym, których bliscy zginęli tutaj w ostatnich dniach na Pniówku i w Zofiówce, bo to jest sytuacja tragiczna. Bardzo trudna jest ta wiosna dla naszego górnictwa i nas wszystkich.
W górnictwie te wypadki niestety się zdarzają, wszyscy górnicy wiedzą, że ryzyko jest i że ono, wcale nie jest małe. Taka jest niestety specyfika tej trudnej pracy – powiedział Andrzej Duda.

– Tak naprawdę wszystko co się stało w nocy w kopalni Zofiówka, dało się przewidzieć. Mamy na kopalniach stacje sejsmologiczne, mamy technologie odwiertów, które mogą wskazać, gdzie i kiedy może dojść do takiego zagrożenia. Ale ta sytuacja pokazuje, że czasem technologia jest bezsilna wobec sił natury. A pamiętajmy, że fedrujemy już kilometr pod ziemią – mówi nam ekspert górniczy Jerzy Markowski. A im kopalnie fedrują głębiej, tym takie zagrożenia są silniejsze – występują naprężenia naturalne górotworu, uskoki tektoniczne.

– Same wstrząsy zazwyczaj nie są groźne dla ludzi , ale groźny jest metan, a wstrząsom towarzyszy naturalny wypływ olbrzymich ilości tego gazu. Niestety kopalnie Jastrzębskiej Spółki Węglowej należą do najbardziej metanowych w Polsce, a w Zofiówce te zagrożenie jest jednym z najwyższych – dodaje Jerzy Markowski. Już dziś 9 na 10 ton węgla pochodzi z pokładów metanowych. W Polsce rocznie z polskich kopalń wydziela się ok. 900 mln m3 tego gazu.

Z samego rana w sobotę jeszcze wszyscy mieli nadzieję, że górników da się uratować. Bo metan nie wybuchł: – To może oznaczać, że mają czym oddychać – zastanawiał się Jerzy Markowski z rana w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim. Ale szybko okazało się, że to płonne nadzieje… Urządzenia elektryczne na dole kopalni automatycznie wyłączają się przy 5 proc. stężenia metanu – ale tej nocy przy “ściśnięciu górotworu” być nawet kilkadziesiąt procent.

Zatrzęsło spągiem – podniósł się pył węglowy, metan wyparł tlen – w efekcie górnicy nie mieli czym oddychać. Siła 2,20 w skali Richtera – mieści się przy górnej granicy niedużych wstrząsów – są ich na Śląsku rocznie setki. Dość powiedzieć, że tej samej nocy w kopalni Sobieski odnotowano wstrząs o sile 2,3 w skali Richtera, odczuło go zaledwie dwóch pracowników, nikomu nic się nie stało, nie doszło nawet do żadnych zniszczeń. 5 lat temu w kopalni Zofiówka wstrząs miał siłę 3,42 w skali Richtera – to skala logarytmiczna, więc tak naprawdę ten z sobotniej nocy był trzy razy słabszy od tamtego.

Był to najsilniejszy wówczas wstrząs zanotowany w kopalni Zofiówka, jednak nie należał do najsilniejszych na Śląsku, gdzie eksploatuje się węgiel. Najsilniejsze wstrząsy zanotowano w 1992 r. w kopalni Czeczott (3,95), rok później w kopalniach Miechowice (3,95) i Halemba (3,79), w 2007 r. w kopalni Bobrek (3,79) oraz 9 lutego 2010 r. w kopalni Piast (4,04).

Wideo

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWielka destabilizacja Eurazji i Afryki
Następny artykułJak wyszukać numer księgi wieczystej?