A A+ A++

Choc od zdarzenia mineło ponad dwa miesiace, pan Zenon i jego najblizsza rodzina wciaz nie moga zapomniec koszmaru, który spotkał ich w ostrowieckim Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, gdzie mezczyzna trafił z podejrzeniem udaru.

-Mąż został przywieziony przeze mnie ok. godz. 11 na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Ostrowcu Świętokrzyskim. Wcześniej zadzwonił do mnie, do pracy skarżąc się na złe samopoczucie, zawroty głowy, problemy z widzeniem w lewym oku. Nie był w stanie podnieść się i samodzielnie wykonać sobie pomiaru ciśnienia. Natychmiast skontaktowałam się z lekarzem pierwszego kontaktu, który po opisaniu objawów, wydał skierowanie do szpitala. Udałam się do domu, aby zabrać męża. Pomogłam mu dojść do samochodu i pojechaliśmy na SOR. Tam personel pielęgniarski zajął się mężem, sprawdzając parametry życiowe (EKG, pomiar ciśnienia). Polecono nam czekać na lekarza neurologa. Mąż wciąż skarżył się na złe samopoczucie – relacjonuje zdarzenie pani Maria. Po niedługim oczekiwaniu zeszła na SOR z Oddziału Neurologii pani doktor. Od razu poinformowała mnie mocnym tonem, że Oddział Neurologii jest zamknięty, nie przyjmuje pacjentów i po co ja w ogóle tu przyjechałam oraz, że nie wykonuje się badań tomografi cznych, gdyż urządzenie jest uszkodzone. Pani doktor nie podeszła nawet do mojego męża, nie zapytała, gdzie ten pacjent z podejrzeniem udaru jest, jakie ma objawy. Byłam przerażona. Obawiałam się o życie męża. Pytałam panią doktor: co mam teraz zrobić? Pani doktor nakazała mi szukać miejsca w innych szpitalach
– w Sandomierzu lub w Skarżysku -Kamiennej albo kontaktować  się z koordynatorem wojewódzkim w Kielcach. Byłam w szoku. Nie miałam numerów telefonów. W międzyczasie pani doktor podała mi dokument, który podpisałam. Potem okazało się, że było to poświadczenie wypisania męża na własne żądanie. Pani doktor wróciła na oddział.
W znalezieniu numerów telefonów pomogły mieszkance pielęgniarki. Ona sama próbowała skontaktować się z koordynatorem w Kielcach. 
– Po raz kolejny opisywałam przez telefon zaistniałą sytuację, podczas gdy uciekał cenny czas, a mąż czekał na pomoc lekarską. Osoba koordynująca była zdziwiona, że to ja – żona pacjenta dzwonię, a nie lekarz. Udałam się więc do pani doktor, informując ją, że to nie ja powinnam zajmować się szukaniem miejsca dla męża, lecz ona. Nie zrobiło to jednak na pani doktor wrażenia. Druga z lekarek, która była w pokoju powiedziała do mnie lekceważąco, że na moje żądanie mogą przyjąć męża, lecz będzie leżał na podłodze, na materacu, przy sali covidowej, po czym zwróciła się do pani doktor słowami: zejdź na dół, zrób przyjęcie i zbadaj. Po czym pani doktor odpowiedziała, że jak będzie miała czas, to zejdzie. Było to dla mnie coś niepojętego. Byłam bezsilna. Zbiegłam więc z powrotem na SOR. Przy mężu była pielęgniarka. Czuł się coraz gorzej, wzrosło mu ciśnienie i miał wytrzeszcz gałki ocznej – relacjonuje dalej pani Maria. – Poprosiłam o numery telefonów do szpitali w Skarżysku-Kamiennej i Sandomierzu. Zadzwoniłam do Sandomierza, tam zgłosiła się pani doktor. Od nowa wyjaśniałam całą sytuację. Pani doktor poleciła mi przekierowanie skierowania do szpitala na Sandomierz i dowiezienie tam męża. Transport odbywał się karetką POZ -tu Skontaktowałam się telefonicznie z POZ i otrzymałam kod skierowania do Sandomierza. Mąż trafił tam na SOR i wszystko potoczyło się inaczej. Szybko męża przetransportowano i skontaktowano się z lekarzem Neurologii, który już przez telefon zlecił wykonanie niezbędnych badań.
Zaraz zeszła pani doktor. Mąż miał już ciśnienie 210 na 100. Badająca go lekarka stwierdziła porażenie nerwu wzrokowego, zleciła wykonanie TK, po którym mąż został przyjęty na Oddział Neurologii, na salę udarową, gdzie od razu wdrożono leczenie. Szpitalne leczenie w Sandomierzu trwało blisko miesiąc. Obecnie mąż jest już w domu. Musi być pod kontrolą specjalistyczną. Choć już emocje opadły i udało się uratować życie mojego męża, nie możemy pogodzić się z tym dramatem, który spotkał nas w szpitalu w Ostrowcu Świętokrzyskim. Nie wyobrażam sobie, aby lekarz mógł pozostawić pacjenta w chwili, gdy oczekuje pomocy. Lekarz, którego powołaniem powinno być ratowanie zdrowia i życia ludzkiego, szczególnie w sytuacji, gdzie liczy się każda minuta. W naszym przekonaniu nic nie usprawiedliwia lekceważenia pacjenta oraz jego najbliższych. A tak się właśnie czujemy puentuje relację pani Maria.
Zwróciliśmy się do dyrekcji szpitala z prośbą o wyjaśnienie tej sytuacji. Zadaliśmy pytania, m.in. dotyczące procedur udzielania pomocy osobie, która dotarła własnym transportem, a także procedur związanych z szukaniem szpitali z wolnymi miejscami w celu przewiezienia pacjenta. W przesłanej odpowiedzi czytamy:

„Niestety nie możemy udzielić szczegółowych informacji, gdyż nie jest Pani stroną ani osobą upoważnioną do dostępu do dokumentacji medycznej. W zaistniałej sytuacji prosimy o oficjalne pismo pacjenta lub osoby, która jest upoważniona do otrzymania ww. dokumentacji. Może to być żona, jeśli mąż ją upoważnił do takich uprawnień. Posiadamy wiedzę na temat pobytu pacjenta we wskazanym dniu, która zostanie przekazana po spełnieniu warunków formalnych. Oddział Neurologii nie przyjmował pacjentów z powodu braku miejsc oraz braku możliwości wykonania badań obrazowych. Spowodowane to było awarią tomografu komputerowego (dzień wcześniej był pożar w szpitalu). Decyzję o zamknięciu oddziału podejmuje dyrektor szpitala do spraw lecznictwa, potwierdzona jest ona stosownym dokumentem. Decyzja została przekazana do koordynatora wojewódzkiego oraz dyspozytora pogotowia ratunkowego. Dodatkowo ten fakt został przekazany ww. organom telefonicznie, aby przyspieszyć kwalifi kowaną pomoc. Działania takie wymuszane są szczególną sytuacją, gdzie sąsiednie szpitale, a zwłaszcza szpital w Starachowicach, były niedostępne
dla pacjentów z ujemnym covidem. Szpital w Starachowicach od dwóch lat nie przyjmuje pacjentów na Oddział Neurologii (był szpitalem covidowym), co jest powodem okresowych braków miejsc w naszym podmiocie medycznym. Ustawa o ratownictwie medycznym mówi, że jeśli na Oddział SOR trafi pacjent transportem własnym lub zostanie przywieziony przez Zespół Ratownictwa Medycznego, pacjent powinien być zaopatrzony. Natomiast jeśli nie może otrzymać w danej jednostce kwalifikowanej pomocy, powinien zostać przekierowany do innego podmiotu, po wcześniejszym uzgodnieniu miejsca. W sytuacjach bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia pacjentów przyjmujemy ich bez względu na stan wolnych miejsc. Celem wyjaśnienia zarzutów, zastrzeżeń, nieporozumień, które zgłosiła mieszkanka, sugerujemy złożenie jak najszybciej oficjalnego pisma z zachowaniem wcześniej wymienionych warunków”.
Obecnie rodzina pacjenta ze stosownym upoważnieniem złożyła skargę do NFZ w Warszawie oraz Oddziału NFZ w Kielcach. O sytuacji także została poinformowana starosta ostrowiecki, jako organ prowadzący placówkę. Pan Zenon i jego rodzina nie kryją rozżalenia. Jak mówią, nie może być tak, że pacjent przywieziony do szpitalu nie może doprosić się lekarza o zbadanie i zaopatrzenie. 
– Co by było, gdyby mąż był sam – mówi pani Maria. Ile musiałby leżeć i czekać na pomoc? Nie zgadzamy się z takim lekceważeniem człowieka przez lekarza, od którego oczekuje się pomocy.
PS. Imiona osób w materiale zostały zmienione. 

Print Friendly, PDF & Email
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUkraina wyjaśnia: Sojusznicy nie przekazywali nam samolotów
Następny artykułMłodzi lekkoatleci na start