A A+ A++

Człowiek przeniesiony z szarej codzienności wypełnionej pracą w komfortowy świat luksusu, w którym dolce far niente ma się stać jego sposobem na życie, wykrzyknie: „Żyć nie umierać!”. Jest to całkiem zrozumiałe, gdyż każdy potrzebuje wczasów oraz odpoczynku i każdy ma prawo poczuć się zmęczonym. Mało kto jednak wie, że jeśli unikanie wysiłku stanie się receptą na 365 dni w roku, to owoce słodkiego nicnierobienia pozostawią gorzki smak.

Wielkanocny wysiłek Boga

„Co się stało?” – zapytał autor najsłynniejszej starożytnej homilii paschalnej, odczytywanej w wigilię Zmartwychwstania Pańskiego. „Król zasnął” – odpowiedział, dodając: „Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań. Idzie, aby odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę. Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni w cieniu śmierci; aby wyzwolić z bólów niewolnika Adama, a wraz z nim niewolnicę Ewę, idzie On, który jest ich Bogiem i synem Ewy”.

Dużo w tej homilii napisano o śnie. Dokonujący najważniejszych rzeczy Bóg jednocześnie śpi, a metafora snu dotyczy rzecz jasna Jego śmierci. Sen Tego, który „zasnął” na krzyżu, potrzebny był po to, by w otchłani praojciec Adam mógł w końcu usłyszeć: „Powstań, wyjdźmy stąd!”. To wyjście człowieka z otchłani, do której zstąpił Chrystus, jest spełnieniem obietnicy danej mu w raju, zaraz po tym, jak popełnił pierwszy grzech. Nie mógł jednak wówczas przypuszczać, że jak on sam zasnął, by z jego wnętrza Stwórca mógł wyprowadzić nowe życie, tak i Bóg zaśnie, bo zapragnie wybudzić go ze snu śmierci. Tak właśnie spełnia się zapowiedź Zachariasza. Z wysoka Wschodzące Słońce w Wielkanoc oświeca tych, którzy w mroku i cieniu śmierci mieszkają.

Brat śmierci

Sen kojarzymy ze śmiercią i nie jest to nowość, bo motyw ten pojawia się w literaturze od starożytności. W sztandarowej polskiej lekturze, „Panu Tadeuszu”, pod koniec Księgi VIII szlachta pomimo ambitnych planów „przepicia nocy” nie daje rady, bo – jak napisał Mickiewicz – „Oko gaśnie za okiem, i cała gromada/ Kiwa głowami, każdy, gdzie siedział, tam pada:/ Ten z misą, ten nad kotłem, ten przy wołu ćwierci./ Tak zwycięzców zwyciężył w końcu sen, brat śmierci”.

No cóż, jest i taki grzech na liście głównych, który najbardziej kojarzy się ze śmiercią. Jest w tym pewna sprzeczność, bo zawsze wybieramy go dobrowolnie, aczkolwiek nie do końca świadomie. Umierając tą śmiercią, człowiek nie jest w stanie podjąć jakiegokolwiek wysiłku. Siedzi – jak Adam i Ewa – zupełnie pogrążony w jej cieniu. Lenistwo. Może stać się chorobą przewlekłą, przypomina depresję, aczkolwiek nią nie jest. I też można na nie umrzeć. Życie to suma wysiłku i odpoczynku, przyjemności i trudu, jeśli zatem wybiera się tylko jedną jej składową, umiera się, nie wiedząc nawet kiedy. Zasadniczą cechą lenistwa jest, że nie zabija od razu. Robi to powoli, jakby z rozmysłem, ale bez zbędnych ceregieli. Nie przedstawia się, nie ujawnia rozumowi swojego imienia i swojej roli w destrukcyjnym procesie rozwalania ci życia. Przywiązuje cię do siebie z przymilnym uśmiechem i zapewnieniami o życzliwości: pomogę ci znieść trudy i niepokoje, dam ci wytchnienie, jeśli tylko oddasz mi kawałek siebie, swojego czasu, swoich pasji i swoich miłości. Pozwolę ci zapomnieć, pomogę ci nie pamiętać, stanę na straży twojego świętego spokoju. Tak to się zaczyna. Kończy wedle logiki powolnego zabójstwa. Trudno nie kojarzyć lenistwa ze śmiercią.

Nuda czy rozpacz?

„Stary jak świat grzech lenistwa polega, jak wiadomo, na poddaniu się skłonności do unikania wysiłku” – napisała Joanna Petry-Mroczkowska w „Siedmiu grzechach głównych dzisiaj”. To najprostsza i najbardziej komunikatywna ze wszystkich możliwych definicji. Chodzi o to, że człowiek się poddaje. Zwycięża go pewna wewnętrzna skłonność, która powoduje, że wysiłek jest mu nieprzyjemny, więc go unika. Sformułowanie „nieprzyjemny wysiłek” jest tu bardzo ważne. Człowiek odkrywa bowiem wysiłek jako nieprzyjemny na różnych płaszczyznach swojego życia, choć często nie potrafi ich rozróżnić. Kiedy w starożytności nie identyfikowano lenistwa jako takiego, lecz mówiono o „acedii”, czyli duchowym znużeniu mnicha w godzinach popołudniowych, chodziło bardziej o rozproszenia i brak uwagi na modlitwie, czyli o zaniedbanie pewnych powinności wobec Boga. Warto wspomnieć, że w dalszej kolejności była „anomia”, czyli poczucie bezsensu, co przydałoby się przypomnieć nam, duchownym, dzisiaj tak bardzo narażonym na coś, co nazywamy „wypaleniem”!

Smutek i acedia – Ewagriusz z Pontu łączył je (lenistwo było czymś w rodzaju produktu ubocznego), i słusznie. Bo człowiek, który najpierw męczy się teraźniejszością, a następnie ucieka w przeszłość, z całą pewnością skazuje się na smutek, ba – nawet na rozpacz. Święty Jan Chryzostom przeniósł te dotyczące mnichów rozważania również na tych, którzy żyli w świecie, co więcej – powiązał z samobójstwami, które jego zdaniem miały być skutkiem tego duchowego kryzysu. Święty Tomasz zaś w swojej „Sumie” idzie dalej – jego zdaniem smutek spowodowany acedią nie trwa zbyt długo, ale powoduje skłonność do ucieczki w przyjemności. Stąd już krok tylko do tego, co nazwano… nudą. I co w obecnej kulturze, zwłaszcza w literaturze francuskiej, pod postacią „ennui” jest po prostu chorobą duszy człowieka, który właściwie już niczym nie jest w stanie się zainteresować. Poczucie pustki – to w uproszczeniu największy sukces diabła, który kusząc do lenistwa, nie uprzedza, że to się źle skończy.

Dokonało się

Powróćmy na chwilę do… otchłani. Ten, który do niej zstąpił, by przebudzić śpiącego praojca ludzkości, niedługo przedtem wypowiedział z krzyża swoje ostatnie słowo. „A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: »Wykonało się!«. I skłoniwszy głowę oddał ducha (J 19,30). W ostatnim pokłonie wobec Ojca, oddając Mu swoje życie, Jezus stwierdza, że to, co miał wykonać, wykonał. „Nie powiedział: »Umieram«, ponieważ śmierć nie przyszła, by Go zabrać” – skomentował abp Fulton Sheen. I dodał: „On wyszedł jej naprzeciw, by ją pokonać. Ostatnia kropla z kielicha odkupienia została wysączona; ostatni gwóźdź w Domu Ojca przybity; ostatnie pociągnięcie pędzla wykonane na płótnie zbawienia! Jego dzieło zostało skończone!”. Zdaniem arcybiskupa Sheena to ostatnie słowo wypowiedziane z krzyża było zadośćuczynieniem za grzech lenistwa. On również połączył moment śmierci Jezusa z Jego modlitwą w Ogrójcu: „Tak całkowicie i w najmniejszych szczegółach wypełnił sprawy swego Ojca, że w noc swej agonii, w ogrodzie, w obecności apostołów, podniósł oczy ku niebu i modlił się: »Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania« (J 17,4). Następnie, kolejnego dnia po południu, gdy jako cieśla ponosi śmierć od własnej profesji, Jego donośny głos z krzyża jest zadośćuczynieniem i pieśnią triumfalną: »Dokonało się!«”.

Uczniowie i panny

Scenę z Ogrójca warto przypomnieć. Jezus zabrał bowiem ze sobą apostołów, następnie ich rozdzielił, zapraszając ze sobą jedynie trzech najbliższych (tych samych, którzy mieli problem z zaakceptowaniem Jego zapowiedzi, że musi cierpieć i umrzeć), i poszedł się modlić. Mateusz napisał: „Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: »Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!«. I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: »Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty«. Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: »Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe«. Powtórnie odszedł i tak się modlił: »Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!«. Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: »Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca«” (Mt 26,37-46). Senne oczy bywają przekleństwem, a panny nieroztropne z przypowieści Jezusa przekonały się o tym na własnej skórze, gdy zamknięte drzwi weselnej sali oznaczały nieuchronność utraty szansy. Z rozleniwieniem zawsze tak jest, że prowadzi do strat. Większość się z nimi godzi, aczkolwiek niechętnie, mało kto jednak wie, że straty te robią się coraz większe w miarę przywykania do unikania wysiłku. I że człowiek w końcu traci całego siebie.

Nowomowa o starym

„Prokrastynacja” to słowo, które zrobiło furorę w naszych czasach. Oznacza skłonność do odsuwania na później obowiązków, które powinny zostać wypełnione. Iluż to nowych guru się urodziło, którzy uczą ludzi, jak jej nie ulegać! Ileż wysiłku ci współcześni personalni trenerzy wkładają w to, by na eleganckie, angielskie zwroty przełożyć starą mądrość polskiego porzekadła, wedle którego bez pracy nie ma kołaczy. Świat, z którego wyrugowano Boga i Jego słowo, na nowo usiłuje odkryć i nauczyć się tego, co już było. „Do mrówki się udaj, leniwcze, patrz na jej drogi – bądź mądry: nie znajdziesz u niej zwierzchnika ni stróża żadnego, ni pana, a w lecie gromadzi swą żywność i zbiera swój pokarm we żniwa. Jak długo, leniwcze, chcesz leżeć? A kiedyż ze snu powstaniesz? Trochę snu i trochę drzemania, trochę założenia rąk, aby zasnąć: a przyjdzie na ciebie nędza jak włóczęga i niedostatek – jak biedak żebrzący” (Prz 6,6-11). Trudno stwierdzić, czy mrówka zasługuje na przydomek pracoholiczki. I nie o propagowanie pracoholizmu chodzi, gdy krytykuje się lenistwo (bo i pracoholizm może być jego objawem, jeśli spowodowany jest pragnieniem ucieczki od innych obowiązków). Sen, drzemanie, założenie rąk – iluż z nas, zmęczonych wielogodzinną pracą, chciałoby sobie na to pozwolić. To normalne. Ale jeśli taka postawa staje się sposobem na całe życie, w którym na motto wybiera się: „Przewróciło się, niech leży”, to nie może to być życie piękne. Bo, jak napisał Norwid: „Piękno na to jest, by zachwycało/ Do pracy – praca, by się zmartwychwstało”.•

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułIzraelska turystyka wychodzi z covidu. Wyjazdy rosną szybciej niż przyjazdy
Następny artykułRzuciła wszystko i wyjechała na Teneryfę sprzedawać mieszkania. Na brak klientów nie narzeka