A A+ A++

Patrick Mouratoglou miał trudne początki. Zaczynał od trenowania mniej znaczących tenisistów, którzy notowali niezłe, ale nie spektakularne wyniki. Wszystko zmieniło się, kiedy w 2012 roku wkradł się w łaski Sereny Williams. Francuz w poprzedniej dekadzie stał się czołowym szkoleniowcem globu, a teraz stanie przed kolejną misją – sprawieniem, żeby Simona Halep wróciła na szczyt. A więc zrzuciła z niego Igę Świątek.

Wielu trenerów tenisa woli pozostawać w cieniu. Jest to w końcu dość naturalne, mówimy o sporcie indywidualnym, w którym szkoleniowcy nie mogą nawet komunikować się z zawodnikami w trakcie meczów. To zatem nawet nie kwestia wyboru – tylko po prostu trudno wyróżnić im się w realiach, w których na korcie tenisista zawsze pozostaje sam. A jego opiekun zamienia się wtedy w jednego z tysięcy kibiców.

Istnieje jednak niewielkie grono trenerów, którzy zawsze wyróżniają się z tłumu. A Patrick Mouratoglou bez wątpienia do niego należy. To człowiek, który w czasie ważnych turniejów równie często prowadzi pogawędki z tenisistami, co przeróżnymi celebrytami. To trener, który niby od lat jest kojarzony przede wszystkim z Sereną Williams, a jednak znalazł czas, żeby napędzić kariery Stefanosa Tsitsipasa czy Cori Gauff. To też właściciel jednej z największych akademii tenisowych na świecie, zlokalizowanej w Nicei.

Francuzowi zdarza się dawać darmowe rady „studentom tenisa” na Instagramie, czy komentować najnowsze wydarzenia w świecie sportu za pośrednictwem Twittera. Niektóre jego komentarze wzbudzają zresztą kontrowersje – w ubiegłym roku powiedział, że Novak Djoković, kiedy znajduje się w najwyższej formie, jest najlepszym tenisistą świata nawet… na kortach ceglanych. Co oczywiście szczególnie uraziło fanów Rafaela Nadala. Mouratoglou często wypomina się też, że jego relacje z Sereną wychodziły poza ramy profesjonalizmu.

Wobec francuskiego szkoleniowca zwyczajnie trudno pozostać obojętnym. Ale trudno też mieć zastrzeżenia, co do jego tenisowej wiedzy oraz kompetencji. A także pasji – bo Francuz przyznał, jak bolały go ostatnie miesiące, podczas których, z powodu problemów zdrowotnych Williams, nie mógł w pełni realizować się w roli trenera. Okres „laby” dobiegł jednak końca. Bo parę dni temu Amerykanin ogłosił, że został szkoleniowcem Simony Halep.

To kolejna przygoda na jego tenisowej drodze. Drodze, która początkowo była bardzo wyboista. Młody Mouratoglou absolutnie nie przypominał bowiem osoby, jaką jest dzisiaj.

Nauczył się patrzeć

Człowiek, który prowadził do sukcesów najsłynniejszą tenisistkę świata, był niegdyś niezwykle wstydliwym chłopakiem. Panicznie bał się momentów, w których musiał się odezwać. Szkolne korytarze pokonywał niezauważony. A kiedy w młodym wieku trafił do psychologa, przez pierwszy rok terapii nie udało mu się… wykrztusić z siebie żadnego słowa.

Musiały minąć lata, zanim Francuz pozbył się problemów z komunikacją. W międzyczasie jedno miejsce sprawiało jednak, że jego demony traciły znaczenie. Był nim oczywiście kort tenisowy.

Patrick po raz pierwszy podniósł rakietę, kiedy przebywał na wakacjach z rodzicami. To była miłość od pierwszego wejrzenia. – Tylko na korcie czułem się silny. Kiedy dorastasz i brakuje ci pewności siebie, potrzebujesz czegoś, co da ci wytchnienie. To magia. Tak więc spędzałem całe weekendy grając w tenisa. Rywale się zmieniali, ale ja nie chciałem wracać do domu – tłumaczył Francuz.

Mouratoglou nie tylko kochał tenisa, ale i faktycznie miał do niego talent. Należał do czołówki zawodników w swoim roczniku we Francji. W przedostatniej klasie liceum musiał jednak podjąć decyzję, wchodząc w program dla młodych sportowców, w którym miałby łączyć regularne treningi z nauką. On wątpliwości nie miał. Ale jego rodzice sprzeciwili się temu pomysłowi. Nie chcieli, żeby nie traktował szkoły priorytetowo.

– Jeśli chciałem coś osiągnąć, musiałem trenować dwa razy dziennie, musiałem podróżować, potrzebowałem zatrudnić trenera – wspominał. Wiedział, że musi się w pełni poświęcić tenisowi, aby zrobić karierę. Ale nie było to w jego przypadku możliwe. Postanowił zatem, że w ogóle nie będzie uprawiał tego sportu. Skończył szkołę, a potem trafił do biznesu ojca. Prowadził księgi rachunkowe, wynajmował nieruchomości. Mówił, że zarabiał w okolicach 1500 franków miesięcznie. I generalnie nie narzekał – ale wiedział, że to nie jest życie dla niego.

Wciąż w głowie siedział mu bowiem tenis. – Myślałem, że rodzice mnie nie rozumieją, albo nie chcą mnie usłyszeć. Pewnego dnia zrozumiałem, że ich podejście było uzasadnione. To nie oni nie chcieli mnie słyszeć, tylko ja nie potrafiłem sprawić, żeby inni mnie słyszeli. To był ważny moment. Obiecałem sobie, że coś takiego nigdy się nie powtórzy – tłumaczył Francuz.

Postanowił, że w przerwach od pracy będzie się szkolił, doskonalił swoje tenisowe umiejętności, a także dbał o formę – choćby biegając w nocy po paryskich parkach. W końcu, wraz ze swoim personalnym trenerem, stworzył projekt dotyczący akademii tenisa. Początkowo wynajmował parę kortów trzydziestoletnim amatorom. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy w wizję Francuza uwierzył Bob Brett.

Mowa o australijskim trenerze tenisa, który trenował takich zawodników jak Boris Becker czy Goran Ivanisevic. Postanowił firmować akademię Mouratoglou swoim nazwiskiem. To był pierwszy przełomowy moment dla Patricka. Drugi miał miejsce, kiedy pod jego skrzydła trafił Marcos Baghdatis. Filigranowy tenisista z Cypru nie miał fizycznego talentu, nie był wybitnym atletą. Ale mimo tego zaczął robić błyskawicznie postępy. A Patrick w międzyczasie dostrzegł w sobie szczególną cechę – dzięki temu, że w dzieciństwie milczał, nauczył się obserwować ludzi i wyciągać wnioski. Potrafił „czytać” swoich zawodników, rozumieć ich zachowania.

W 2003 roku prowadzony przez niego 17-letni Baghdatis wygrał juniorski Australian Open. Natomiast trzy lata później zaszedł do finału seniorskiej edycji tego turnieju. Szans z będącym wówczas na szczycie Rogerem Federerem oczywiście nie miał, ale i tak odniósł wielki sukces. Jako dwudziestolatek został finalistą turnieju wielkoszlemowego. Parę miesięcy później natomiast awansował do półfinału Wimbledonu. W krótkim czasie nastukał tyle punktów, że znalazł się w najlepszej dziesiątce światowego rankingu.

Wydawało się, że świat tenisa jest świadkiem narodzin nowej gwiazdy. Ale niedługo po pierwszych sukcesach kariera Baghdatisa drastycznie wyhamowała. Co prawda w 2007 roku znowu zaliczył świetny występ w Wimbledonie (ćwierćfinał, porażka z Novakiem Djokoviciem po pięciu setach), ale po nim już nigdy nie pokonał czwartej rundy zawodów wielkoszlemowych.

Mouratoglou mówił, że Cypryjczyka zabiło to, iż nie chciał ciężko pracować. Choć traktował go jak syna, wiedział, że ta współpraca musi dobiec końca. To było smutne i niespodziewane zakończenie pewnego rozdziału, ale jedna rzecz miała znaczenie – CV niemal czterdziestoletniego Patricka Mouratoglou wreszcie zaczęło robić wrażenie.

Jest tylko jedna Serena

W kolejnych latach Francuz trenował Anastazję Pawluczenkową (w ciągu roku awansowała o ponad dwieście pozycji w rankingu WTA), Aravanę Rezai, Jeremy’ego Chardy’ego, Grigora Dimitrowa (długo przed tym, jak ten zyskał formę życia, wygrywając ATP Finals) czy Yaninę Wickmayer. Sporo tenisistów przewijało się też w jego akademii, korzystając ze znakomitych warunków i ponad trzydziestu dostępnych kortów.

To oczywiście nie wiązało się z tym, że Mouratoglou nawiązywał z kimś bliższą współpracę. Swego czasu ośrodek w Nicei (akademia została przeniesiona tam z Paryża) odwiedziła nawet… Iga Świątek z Piotrem Sierzputowskim. Generalnie – Francuz od zawsze chętnie przyjmował w swoje włości przeróżnych zawodników. I właśnie z tego postanowiła skorzystać 31-letnia Serena Williams.

W 2012 roku Amerykanka nie mogła dojść do siebie po kontuzji stopy. Doznała olbrzymiej porażki, odpadając w pierwszej rundzie French Open. To był dla niej najgorszy występ w zawodach wielkoszlemowych… w całej karierze. Bo od kiedy jako nastolatka zadebiutowała w turniejach tej rangi, zawsze potrafiła wygrywać przynajmniej jeden mecz. Ta seria w końcu została jednak przerwana.

Następnego dnia Serena napisała SMS-a do Patricka Mouratoglou. Zapytała się, czy może wpaść do jego akademii. Niewykluczone, że nie miała z tyłu głowy żadnego większego planu. I po prostu wybrała kontakt z Francuzem i trening na jego kortach ze względu na wygodę, bo akurat przebywała w jego kraju. Tak się jednak ułożyło, że francusko-amerykański duet błyskawicznie złapał chemię.

W serialu dokumentalnym „Playbook” Mouratoglou dokładnie opisał ich pierwszą interakcję. Serena miała zapytać się, co sądzi o jej grze, jak mogłaby się poprawić. – Pomyślałem, że mam jedyną szansę, aby pracować z najlepszą tenisistką w historii. Jeśli nie rzucę czegoś idealnego, to koniec – podkreślał Francuz, który postanowił powiedzieć Amerykance, że… ta mogła osiągnąć więcej w swojej karierze.

„Zamiast trzynastu turniejów wielkoszlemowych, stać cię było na wygranie dwudziestu sześciu” – te słowa dotarły do Sereny. Bo nikt nigdy nie rozmawiał w nią w ten sposób. Nawet jej ojciec, który przecież słynął z bycia surowym nauczycielem. On jednak miał inne podejście. Wpajał w nią pewność siebie. A Mouratoglou zwrócił uwagę na jej słabości.

Niespełnione marzenie?

Efekty współpracy Francuza z Sereną przyszły błyskawiczne. Jeszcze w 2012 roku Amerykanka zdominowała Wimbledon (miała więcej asów od wszystkich tenisistek oraz tenisistów biorących udział w rywalizacji singlowej!), wygrała też US Open, a także – po raz pierwszy w karierze – sięgnęła po upragniony złoty medal olimpijski w grze pojedynczej.

Kolejne sezony były mniej lub bardziej udane, ale generalnie Amerykanka poniżej pewnego poziomu nie schodziła. – Myślę, że to był okres, w którym rozpoczęła się jej niezależność. Po raz pierwszy znajdowała się w miejscu poza kontrolą swojego ojca. To miało wpływ na jej ewolucję, jako niezależnej jednostki i zawodniczki – oceniała Chris Evert, wybitna amerykańska tenisistka.

Co ciekawe, relacja Sereny i Patricka prawdopodobnie wyszła poza sfery zawodowe. Ani trener, ani zawodniczka nigdy nie przyznali się do tego, że mieli ze sobą romans. Ale zdjęcia, które krążyły po sieci (Serena obejmującą Francuza w pasie czy spędzająca z nim czas na jachcie w pobliżu Mauritiusu), mogły sugerować coś innego. Dziwnym przypadkiem Mouratoglou w 2013 roku rozwiódł się też ze swoją żoną.

To zresztą swego czasu wykorzystała Maria Szarapowa: – Jeśli chce wejść na poziom personalny, może powinna opowiedzieć o relacji ze swoim chłopakiem, który był żonaty i miał dzieci – odpowiadała na zaczepki Amerykanki w trakcie konferencji podczas Wimbledonu.

Niezależnie od tego, czy Mouratoglou i Serena byli sobie bliscy, i tak mówimy o przeszłości. Od 2017 roku Amerykanka jest żoną Alexisa Ohaniana, współzałożyciela serwisu Reddit. To z nim doczekała się córki Olympii, co wpłynęło oczywiście na jej kilkumiesięczną przerwę od tenisa. Tak jednak jak była zawodniczką Mouratoglou, tak pozostaje nią – w teorii – do dzisiaj.

Łącznie pod okiem Francuza wygrała dziesięć turniejów wielkoszlemowych. Ale zabrakło tego szczególnie istotnego, jedenastego. W 2018 roku miała szansę sięgnąć po upragniony, dwudziesty czwarty triumf, który pozwoliłby jej wyrównać rekord Margaret Court w liczbie trofeów wielkoszlemowych. W finale US Open musiała jednak uznać wyższość Naomi Osaki.

Mówimy oczywiście o pamiętnym, głośnym pojedynku, w trakcie którego sfrustrowana Serena pokłóciła się z sędzią Carlosem Ramosem. Otrzymała aż trzy ostrzeżenia, między innymi za nazwanie arbitra „złodziejem”. Jedno z nich wzięło się jednak z winy Mouratoglou, który próbował dawać rady Amerykance z perspektywy trybun. Co oczywiście jest niedozwolone.

Serena przegrała z Osaką 2:6, 4:6. W kolejnym sezonie dwukrotnie miała jeszcze szansę dogonić Margaret Court. Zatrzymały ją jednak Bianca Andreescu (finał US Open) oraz… Simona Halep (finał Wimbledonu).

Ruszał się jak pięćdziesięciolatek, teraz jest maszyną

Ostatni mecz Serena Williams rozegrała w czerwcu zeszłego roku. Musiała przerwać rywalizację w pierwszej rundzie Wimbledonu z powodu kontuzji. W ciągu ostatnich kilku miesięcy była przede wszystkim skupiona na promocji filmu o jej rodzinie, czyli „King Richard” (który przyniósł Willowi Smithowi Oscara). Na łamach magazynu „Elle” przyznała też, że od czasu narodzin córki tenis w jej życiu zszedł na dalszy plan.

To niby nic odkrywczego, ale jednak może sugerować, że Amerykanka powoli zbliża się do końca kariery. Z drugiej strony – w ostatnich dniach spotkała się na konferencji „Bitcoina” ze znanym zawodnikiem NFL Aaronem Rodgersem, który postanowił z tej okazji wrzucić relację na Instagrama. Nagrywana Amerykanka przyznała, że myśli o powrocie do tenisa. Po chwili Rodgers skwitował cały filmik słowami „ona powróciła”.

To oczywiście jest trochę sprzeczne z tym, co wydarzyło się w życiu zawodowym Mouratoglou. Francuz od lat pełnił rolę „pełnoetatowego” szkoleniowca Amerykanki. W związku z tym nie mógł oddawać się w pełni pracy z innymi tenisistkami oraz tenisistami. A teraz właśnie to zrobi, tworząc duet z Halep.

Inna sprawa, że w ubiegłych latach Francuz nie kręcił się wyłącznie wokół Sereny. To on jako pierwszy poznał się na talencie Cori Gauff. Kiedy Amerykanka miała dziesięć lat, zaprosił ją na treningi w Nicei. Tuż po tym, jak rozmawiał z nią po raz pierwszy, powiedział swoim współpracownikom, że ta dziewczyna „jest wyjątkowa”. – Już jak miała czternaście lat była bardziej dojrzała niż dwudziestopięcioletnie kobiety – wspominał Francuz.

Mouratoglou wychwycił też Stefanosa Tsitsipasa. Przypadkowo obejrzał jego mecz na Youtube, po czym poprosił o opinię jednego ze swoich współpracowników. Ten odparł, że Grek wygląda na wolnego, że brakuje mu dynamiki. I podobno – nie było w tym nieprawdy. Francuz postanowił jednak odezwać się do Stefanosa i jego ojca, głównego trenera nastolatka.

– Kiedy pierwszy raz go spotkałem, był bardzo młody i nie wyróżniał się w tenisowym świecie. Ale od razu zyskał moją sympatię. Imponowała mi jego mentalność wojownika. Sam podejmował ryzyko na korcie, nie polegał na pomyłkach rywali – oceniał Patrick. Innym razem mówił, że kiedy Tsitsipas trafił do jego akademii, grał jak…. pięćdziesięciolatek. Ale udało się stworzyć z niego maszynę.

Co z tego będzie?

Najlepsza tenisistka ery Open, jedna z najbardziej wyróżniających się zawodniczek młodego pokolenia oraz być może największy talent w męskim Tourze urodzony pod koniec lat dziewięćdziesiątych – to zawodnicy, którzy w ciągu poprzedniej dekady zaufali Patrickowi Mouratoglou. W 2022 roku sprawa jest już jasna – Francuz to trener gwiazd.

Nic zatem dziwnego, że kiedy 19-letnia Emma Radacanu, która wypłynęła na szerokie wody po wygraniu US Open, rozstała się pod koniec ubiegłego roku z trenerem, od razu pojawiły się plotki łączące ją z Mouratoglou. Ostatecznie Brytyjka oraz Francuz współpracy nie nawiązali – ale trenerowi widocznie zależy na budowaniu dobrych relacji. Ostatnio mówił, że młoda tenisistka, która od dłuższego czasu nie radzi sobie na kortach, jest na dobrej drodze, żeby wygrywać kolejne trofea.

Co natomiast przyniesie jego współpraca z Halep? Cel jest jasny – francuski szkoleniowiec chce sprawić, żeby Rumunka wróciła na pozycję liderki rankingu WTA.

– Nie uważam, żeby powinna stawiać sobie jakieś limity. Była pierwszą rakietą świata, wygrywała turnieje wielkoszlemowe. Nie ma powodu, przez który miałaby tego nie powtórzyć. Chcę, żeby pod koniec swojej kariery pomyślała: dałam z siebie absolutne maksimum. A myślę, że jeszcze wiele lat gry przed nią. Ma potencjał, żeby poprawić się w wielu aspektach swojej gry. To bardzo ekscytujące – komentował.

Kariera Igi Świątek nie trwa oczywiście na tyle długo, żeby z jakąkolwiek zawodniczką miała stoczyć kilkanaście, zaciętych pojedynków. Trzeba jednak przyznać, że mecze Polki z Simoną Halep zapadły nam w pamięci. Wszystkie były bowiem rozgrywane na wysokim poziomie, wszystkie miały miejsce w ważnych turniejach.

W 2019 roku Rumunka zmiażdżyła Igę w czwartej rundzie Roland Garros. Ale już w kolejnym sezonie – jak pamiętamy – doszło do zamiany ról. Bo to Polka z łatwością ograła na mączce bardziej doświadczoną zawodniczkę. Z Halep nasza tenisistka mierzyła się też w czwartej rundzie Australian Open (przegrała) oraz niedawnym półfinale Indian Wells (wygrała).

Kolejne etapy tej rywalizacji być może będą miały miejsce jeszcze w tym roku. Z tym, że w boksie Halep będzie znajdował się już Patrick Mouratoglou. Zobaczymy, czy pod jego skrzydłami trzydziestolatka wróci do światowej czołówki.

KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl

Czytaj więcej o tenisie:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSonic 2 w błyskawicznym tempie zarobił miliony dolarów
Następny artykułJulian Nagelsmann pewny swego przed rewanżem z Villarreal