24 lutego nad ranem Wiktorię w jej mieszkaniu w Kijowie obudził rozpaczliwy telefon od brata. – Szybko! Pakuj swoje rzeczy. Zaczęła się wojna – powiedział. Zalana łzami zdążyła zabrać ze sobą jedynie dwa małe plecaki. Uciekła do rodziców do Borodzianki. Była przekonana, że wybuchy skończą się po paru dniach i będzie mogła wrócić do stolicy.
– To było przerażające. Wszyscy w panice opuszczali miasto. Oprócz mnie do miasteczka uciekło jeszcze kilku członków rodziny. Było nas w sumie dziewięcioro: tata, mama, babcia, ciocia i jej syn, mój chłopak, brat, jego dziewczyna i ja. Mimo że panowała panika, na początku wydawało nam się, że jesteśmy bezpieczni. Mieliśmy w sobie ogromne pokłady nadziei na koniec tego horroru – opowiada Wiktoria.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS