A A+ A++

Tego rodzaju zarzuty mnożą się bez końca im dłużej swoje rządy będzie sprawował Wiktor Orban, a jego polityczni przeciwnicy nie wygrają wyborów. Wszystkie one mają za zadanie zniszczenie prestiżu Węgier i ich polityczne podporządkowanie. Podobny zabieg stosowany jest od kilku lat wobec Polski.

„W Europie co rusz ktoś ostrzega przed autorytaryzmem. Ale coraz bardziej autorytarnego charakteru Unii Europejskiej jakoś się nie zauważa”

– czytamy w najnowszym numerze krakowskiego dwumiesięcznika „Arcana”.

I to jest największy paradoks!

Wróćmy na Węgry. Autokracja i dyktatura, która organizuje uczciwe wybory raczej nią nie jest. Nikt przy pomocy prawno-administracyjnych środków nie ograniczał opozycji możliwości organizacji, rejestracji kandydatów i prowadzenia kampanii wyborczej. Demokratyczna legitymizacja rządów FIDESZ jest wyraźna. Jednak to Wiktor Orban jest zdaniem liberalnej prasy i lewicy: „wrogiem demokracji”, dążącym do władzy absolutnej „dyrygentem nienawiści”, „choć nie jest faszystą czy nacjonalistą, to skłonny przybrać takie postawy, jeśli mu się to opłaci”, „drapieżnikem wolnej prasy”, który nawet pandemię musiał przysposobić do wzmocnienia swojej władzy i charakteru systemu politycznego.

Systemu w którym opozycja startowała w wyścigu wyborczym mając realne nadzieje na przejęcie rządów. W marksistowskim żargonie opisywany jest on nawet jako „hegemoniczna formacja polityczna i społeczna na tle (…) kryzysu powojennych kapitalistycznych sposobów produkcji”. Głowa boli. Węgierskie rządy poddane są więc pilnej obserwacji, analizie, wiwisekcji, by potwierdzić zakładany obraz autokracji i dyktatury. By stwierdzić jej delegitymizację.

Co jest tego punktem odniesienia? Europa.

Znający Węgry prof. Bogdan Góralczyk niechętny Orbanowi uważa, że ten wyprowadził Węgry z ram demokracji liberalnej, której – w przypadku ładu politycznego UE – kanonem są kryteria kopenhaskie, gdzie obok trójpodziału władzy działają niezależne media i społeczeństwo obywatelskie. Może i nie pozwolił po prostu rozmontowanie i destabilizację państwa np. przez sponsorowane przez Sorosa fundacje i organizacje pozarządowe? Dopełniłoby to uczciwego obrazu.

U każdego trzeźwego obserwatora lęk musi budzić ewolucja Unii Europejskiej w kierunku federacji, niemieckiej strefy wpływów (jak w przypadku Europy Środkowej) i biurokratycznego monstrum. Biurokracji czerpiącej wzorce z jakobinizmu lub sowieckiej nomenklatury. To w istocie kasta anonimowa, przed nikim nie odpowiadająca, nie dysponująca żadna legitymizacją.

„Ideologia i koncepcja człowieka leżące u podstaw nowej Unii Europejskiej (…) doprowadziły do powstania nowej i nie znanej do tej pory struktury politycznej, która w sensie ustrojowym jest tworem postdemokratycznym i postkonstytucyjnym., bez podziału klasycznego trójpodziału władzy” (Hans Magnus Enzensberger).

To cytat z najnowszego numeru dwumiesięcznika „Arcana” w którym problem ten roztrząsa Tomasz Gabiś. W Europie dostrzega on dwa zjawiska, z jednej jej kryzys demograficzny i imigracyjny, „gospodarczą, kulturalną, polityczną i militarną degradację”, które wydają się niemożliwe do rozwiązania przez obecne elity UE. Z drugiej narastającą konsolidację reżimów demokratyczno-liberalnych i ich ewolucję w kierunku autorytaryzmu i nie ma tu na myśli bynajmniej Węgier. Jak podkreśla, Unia staje się interwencjonistyczna, przesuwa się w kierunku gospodarki planowej, regulacji, reglamentacji i unifikacji stając się zagrożeniem dla wolnych narodów. Jest potężną strukturą ewoluującą od systemu pluralistycznego do monideologicznego, cechującego się „coraz węższym spektrum dozwolonych opinii”. I to Unia Europejska staje się dziś czymś na kształt „więzienia narodów”, którego podopieczni znajdują się pod łagodnym, ale ścisłym nadzorem. Parlament Europejski zaludniony przez liczne frakcje, kryje w sobie nieustannie rozbudowujący się aparat urzędniczy i wyalienowaną i najwyżej opłacaną w Europie biurokratyczną kastę „pyszną i żądną władzy”.

No cóż… Z jednej strony, zdaniem liberalnej lewicy, z powodu przegranych przez węgierską opozycję wyborów mamy tam „polityczne piekło nad Dunajem”. A z drugiej – cała unijna konstrukcja wydaje się być projektem coraz wyraźniej utopijnym. Unijny dziennik urzędowy w 2005 roku ważył ponad tonę – tyle co młody nosorożec. A każdego miesiąca pod rządami prezes Europejskiego Banku centralnego Christine Lagrade przybywa 171 miliardów euro nowego „pustego” pieniądza.

„To na tych wyczarowanych z powietrza (…) bilionach euro trzyma się unia walutowa”

– podsumowuje Tomasz Gabiś na łamach najnowszego numeru „Arcanów”. Polecamy!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAntek Królikowski rezygnuje z kolejnej produkcji! Przedstawiciel stacji ujawnia szczegóły!
Następny artykułJohnny Depp i Amber Heard spotkają się w sądzie. Transmisja na żywo