Przeszło rok temu trener Michał Kurek z przyczyn zdrowotnych musiał rozstać się z drużyną Vulcanu Wólka Mlądzka. Pod koniec rundy jesiennej jednak wrócił do zespołu, by ratować go przed spadkiem. O tym, czy ta misja się powiedzie i kto ją może pomóc zrealizować, rozmawialiśmy z obecnym szkoleniowcem zespołu znad Świdra
Wygląda na to, że dostaliście – biorąc pod uwagę jeszcze przymusową pauzę z poprzedniej kolejki – dodatkową przerwę zimową. Taka sytuacja jest Ci na rękę, bo można coś jeszcze poprawić, nadrobić czy wolałbyś, skoro zaczęliście już rundę wiosenną, normalnie grać?
– Mieliśmy przerwę, ale staraliśmy się nie wypaść z rytmu meczowego. W poprzednim tygodniu udało nam się załatwić sparing z Urzeczem Gassy, natomiast teraz mieliśmy zaplanowany na szybko mecz kontrolny z juniorami SEMP–a Ursynów. Niestety pogoda z nami wygrała. Na boisku w Otwocku było tyle śniegu, że nawet maszyny, które zostały wysłane do odśnieżania murawy miały duży problem przygotowaniem boiska i musieliśmy odwołać grę. Trochę szkoda, ale z drugiej strony podobne problemy miała większość drużyn, które chciały grać. Ten czas można było zatem wykorzystać na podleczenie urazów czy łapanie świeżości po zimowych przygotowaniach.
Po pierwszym meczu z Kamionkiem Warszawa nie byłeś specjalnie zadowolony ze stylu gry jaki zaprezentowali w tym meczu Twoi zawodnicy. Czy biorąc pod uwagę sytuację Vulcanu w tabeli ten styl jest tak ważny skoro zespół zdobywa trzy punkty?
– Rozmawialiśmy wtedy na gorąco zaraz po ostatnim gwizdku i na tamten moment faktycznie nie byłem zadowolony z tego jak graliśmy. Później jednak – na spokojnie – przeanalizowałem sobie całe spotkanie z Kamionkiem i moja ocena dość mocno się zmieniła. Kamionek grał bardzo twardo, przez cały mecz wywierali na nas fizyczną presję, a dodatkowo sędzia nie do końca panował nad tym, co działo się na boisku. To nie był dla nas łatwy pojedynek i czasami nie mieliśmy nad nim kontroli. Momentami trzeba było wybić piłkę w aut, by na chwilę uspokoić sytuację. Nie wyglądało to ładnie, gra była prosta, ale to był chyba jedyny środek do wygrania tego spotkania. Może wtedy zbyt surowo oceniłem swoich zawodników.
A co do punktów, to są one dla nas wyjątkowo ważne, chociaż cały czas zastanawiam się, czy jakikolwiek zespół spadnie z naszych rozgrywek. Mamy jeden zespół mniej, teraz wycofał się Bór Regut, wygląda więc na to, że ten sezon może zakończyć się bez spadków, a nawet jeśli spadałaby jedna drużyna to obecnie trudno mi sobie wyobrazić, aby padło akurat na nas.
Czyli nie zerkasz nerwowo na to, co dzieje się w ligowym zestawieniu?
– Nie. Nie biorę w ogóle pod uwagę takiej opcji, że moglibyśmy się nie utrzymać w lidze. Wiem jaką mam kadrę, jaką mam drużynę i co obecnie jest naszą, moją największą bolączką. Dla mnie kluczowym zadaniem na ten sezon jest poskładanie tych wszystkich ogniw mentalnie w całość. Zmobilizowanie ich do treningów, zadbanie o to, by gra sprawiała im jak najwięcej radości. Jeśli te dwa zadania uda nam się zrealizować to wówczas o utrzymanie jestem całkowicie spokojny.
Obecna kadra Vulcanu jest bardzo szeroka, ale to też efekt dobrze wykorzystanej przerwy zimowej, gdzie nie próżnowaliście na rynku transferowym.
– Faktycznie staraliśmy się dobrze wykorzystać ten moment, by odpowiednio wzmocnić kadrę. Przede wszystkim rozglądaliśmy się za takimi zawodnikami, którzy mogliby dodać nam jakości w ofensywie, bo to było chyba naszym największym problemem jesienią. Graliśmy nieźle do momentu, gdy dochodziliśmy pod bramkę przeciwnika. Brakowało nam gracza, który potrafił sfinalizować nasze akcje. Efekt końcowy naszych zimowych ruchów chyba nawet przerósł moje oczekiwania, ale nie będę z tego powodu płakać. Obecnie mam taki komfort, że jeśli wszyscy gracze byliby zdrowi, to wtedy jestem w stanie stworzyć dwie jedenastki, które spokojnie mogłyby rywalizować w lidze w zeszłej rundzie.
Spodziewałeś się, że do Vulcanu znów trafi Brian Torrado?
– Podejrzewałem, że do takiej sytuacji może dojść. Cały czas miałem kontakt z Brianem i wiedziałem, że nie jest do końca szczęśliwy w Kutnie. I nie chodzi tu tylko o jakieś kwestie sportowe, bardziej chodziło o to jak wygląda jego życie na co dzień. Na początku może nie do końca rozumiałem w czym jest rzecz, ale kiedy do niego pojechałem, to zobaczyłem o co mu chodzi. Myślę, że on mocno tęsknił za tym co miał tutaj. Tu od początku był dobrze przyjęty, miał wielu przyjaciół, a przede wszystkim swoich kolegów z Argentyny z którymi mógł się spotkać czy w Otwocku, czy w Warszawie. Tam tego nie miał i to mu doskwierało. Rozmawialiśmy o tym i powiedziałem mu, że drzwi do naszego klubu są dla niego cały czas otwarte. Ostatecznie postanowił z tego skorzystać.
Po pobytach Torrado w Mazurze Karczew oraz MKS Kutno to inny zawodnik niż przedtem? Co może nowego dać Vulcanowi?
– Jest to na pewno inny zawodnik niż wtedy. Pobyt w Karczewie i Kutnie dużo mu dał. Przed wyjazdem zwracałem mu uwagę na to, że musi jeszcze poprawić elementy taktyczne, bo z tym miał problem. Teraz przyznał mi rację, bo jak sam mówi, w obu klubach również mu to tłumaczyli. Jest coraz bardziej świadomy gry i tego, czego od niego się oczekuje. Oczywiście wciąż jest świetnym zawodnikiem z inklinacjami do gry ofensywnej, bo to jest w jego krwi, ale myślę, że już coraz bardziej rozumie, że gra dla zespołu jest ważniejsza niż indywidualne popisy. Dlatego uważam, że w tym sezonie może nam dać bardzo dużo.
Po przyjściu Briana martwiłem się tylko o jedną rzecz. Chciałem, żeby w meczach mógł też występować jego rodak Rodrigo, który dołączył do nas po jego odejściu. Sytuacja była dość skomplikowana, ale udało się to załatwić i tu wielkie słowa podziękowania należą się Mateuszowi Białkowi i zarządowi Vulcanu, którzy pilotowali całą tą sprawę.
Niespodzianką było chyba ściągnięcie Arkadiusza Zapaśnika, który był ważnym elementem Advitu Wiązowna.
– Faktycznie to było i dla mnie duże zaskoczenie. Arek któregoś dnia zadzwonił do mnie, przedstawił jak wygląda jego sytuacja i zapytał czy widziałbym dla niego miejsce w zespole. Taka propozycja była dla nas jak prezent pod choinkę. Tak naprawdę nawet się nie zastanawiałem co mam mu odpowiedzieć, bo taki gracz przyda się w każdych okolicznościach. To było jeszcze zanim wiedzieliśmy, że może wrócić do nas Torrado, więc wcześniej naszym podstawowym rozwiązaniem na pozycji numer 9 było ustawienie Łukasza Fedurka, czyli nominalnego stopera.
Zyskaliśmy naprawdę świetnego zawodnika, który jest w stanie dać nam dużą jakość na boisku, ale także sporo wnieść ogólnie do zespołu. Zresztą on praktycznie zna każdego z chłopaków, więc specjalnie nie musiał się asymilować. Wszedł do szatni tak jakby w niej był już od dawna.
Są też dwaj zawodnicy z Ukrainy – Olekasndr Panasenko oraz Vladyslav Tischenko. Patrząc na to jak prezentowali się w meczach kontrolnych ich trzeba również rozpatrywać jako wzmocnienie.
– Ich temat pojawił się zaraz po zakończeniu rundy jesiennej. Mocno zachwalał ich Piotrek Bąk, który znał ich z małych boisk. Trochę nie byliśmy pewni jak odnajdą się na normalnej murawie, ale postanowiliśmy spróbować. Okazało się, że chłopaki nie dość, że sumiennie pracowali na treningach, to jeszcze szybko wkomponowali się do drużyny i do naszego systemu gry, co znajdowało odbicie w meczach kontrolnych.
W trakcie przygotowań jednak na Ukrainie wybuchła wojna. Nie bałeś się, że chłopaki wyjdą by walczyć o swój kraj?
– Piłka to tylko piłka i jeśli chłopaki chcieliby wracać do domu walczyć, to z pewnością nie odbierałbym tego w kontekście straty, bo są rzeczy ważniejsze niż futbol… Chłopaki jednak zostali i starają się pomagać tutaj w Polsce. Jest mi ich jednak bardzo żal, bo widzę jak przeżywają całą sytuację, jak jest im ciężko. Rodzice Vladyslava pozostali na Ukrainie i on cały czas się o nich martwi. Pokazywał mi zdjęcia jakie przesłali mu jego bliscy, jak wygląda obecnie życie na Ukrainie. To są straszne obrazy i trudno mi nawet pomyśleć co oni obecnie przeżywają, ale myślę, że wsparcie jakie otrzymują od chłopaków z drużyny choć trochę im pomaga przetrwać ten trudny dla nich moment.
Nowi zawodnicy – również z innych stron świata – wprowadzili dużo potrzebnej świeżości i nowej energii do szatni Vulcanu. To chyba było Wam potrzebne, by na nowo zbudować atmosferę w szatni i z czystą kartą przystąpić do rundy wiosennej.
– Jest sporo “nowej, świeżej krwi” w zespole, bo oprócz tych zawodników o których wcześniej rozmawialiśmy dołączyli do nas jeszcze Mariusz Zawadka, który wrócił do nas z Boru Regut. Może on nam dać sporo jakości niemal na każdej pozycji. Jest też kilku chłopaków z Championa Otwock. Atmosfera zrobiła się naprawdę fajna, ale teraz moim zadaniem, zadaniem kapitana i najstarszych zawodników w drużynie jest umiejętne zarządzanie tym, co się wytworzyło.
Jak mówiłem wcześniej mamy dość szeroką kadrę, a nie wszyscy będą mogli znaleźć się w kadrze meczowej, nie mówiąc o wyjściowej jedenastce. To z jednej strony dobra, a z drugiej nie zawsze komfortowa sytuacja, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto nie będzie zadowolony z takiego stanu rzeczy. Staraliśmy się jednak zrobić wszystko, by wszystkim zawodnikom zapewnić odpowiednie warunki treningu, dlatego dołączył do nas trener Tomasz Karaś z którym razem prowadzimy zajęcia. Do tego za odpowiednie przygotowanie czwórki bramkarzy odpowiada Adrian Krogul.
W składzie Vulcanu często pojawia się Piotr Bąk, który nie tak dawno został nowym prezesem klubu. Jak to jest posadzić prezesa na ławce rezerwowych?
– Mamy wyznaczoną niepisaną granicę, i wiemy kto, i kiedy pełni jakie funkcje. W trakcie treningu, czy meczu Piotrek jest po prostu zawodnikiem i jeśli zasłuży na reprymendę to ją ode mnie usłyszy. Nie mam z tym problemu. Każdego zawodnika staram się traktować tak samo i tyle samo od niego wymagać. Niemniej Piotrek jest jednym z tych zawodników, który zawsze dbał o zespół, a teraz dba o cały klub, dlatego optymistycznie patrzymy w przyszłość.
Rozmawiał Marcin Suliga
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS