A A+ A++

Niestety, tandem Fidesz-KDNP znokautował sojusz sześciu partii – od prawa do lewa – i utrzymał większość konstytucyjną. Co gorsze, zjednoczona opozycja uzyskała wynik gorszy niż cztery lata temu, kiedy socjaliści, Jobbik, LPM czy Koalicja Demokratyczna startowały osobno.

Wybory na Węgrzech – wybrali Orbana w oryginale

Największym przegranym węgierskich wyborów jest Péter Márki-Zay. Nie poddawał się – wielu moich znajomych z Budapesztu mówiło, że pod koniec walczył niemal samotnie. Paradoksalnie to właśnie on miał największe szanse na pokonanie Orbana – także dlatego, że reprezentował wszystkie konserwatywne wartości, których Orban się wyrzekł w imię władzy, ba, przypominał nawet obecnego premiera z czasów kiedy ten jeszcze nie związał się sojuszem z Putinem. Niestety eksperyment z postawieniem konserwatysty z krwi i kości przeciwko farbowanemu-konserwatyście się nie udał. Wyborcy na prowincji, na których głosy liczyła opozycja, wybrali po raz kolejny Orbana w oryginale. Rządzącym sprzyjało dosłownie wszystko: prawo wyborcze zmienione wiele razy tak, by zwiększyć szanse na wygraną kandydatów z Fideszu czy KNDP, a nawet… wojna tocząca się tuż za granicą Węgier.

Rządowej propagandzie udało się wmówić sporej części opinii publicznej, że opozycja próbuje wciągnąć Węgry w wojnę w Ukrainie i doprowadzić do zerwania korzystnych dla Węgrów kontraktów na dostawy gazu i ropy z Rosji. Orbanowi udało się nawet wykorzystać apel prezydenta Zełenskiego na szczycie UE do węgierskim sumień, jako dowód na to, że opozycja knuje wespół z Zełenskim a przecież w interesie Węgier jest pokój, a nie wojna. Niestety, lansowana przez opozycję „polityka moralna” przegrała w zderzeniu z propagandą i miliardami forintów, które rząd wydał na ulgi podatkowe, dopłaty do żywności i trzynaste emerytury. Parafrazując słynne pojęcie ekonomiczne „pieniądze z helikoptera” (znane lepiej jako „helicopter money”) można powiedzieć, że Orban zrzucał na Węgrzech kiełbasę wyborczą z helikoptera.

Péter Márki-Zay schodzi ze sceny z otwartą przyłbicą. – Moje sumienie jest czyste. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Historia uczy nas, że Miloszević był również popularny, kiedy NATO go bombardowało, a Hitler zyskałby pewnie w 1945 r. większość dwóch kiedy Berlin był otoczony – mówił w niedzielę późnym wieczorem kiedy było już wiadomo, że opozycja poniosła sromotną porażkę. Kandydat opozycji na premiera poniósł niejako podwójną porażkę, bo nie zdobył mandatu w jednomandatowym okręgu, w którym startował – pokonał go b. szef kancelarii Orbana Lajos Lázár.

Co dalej z Węgrami Orbana?

Na opozycji zaczną się teraz wewnętrzne rozliczenia i szukanie winnych. Sojusz sześciu partii powołany w celu odsunięcia od władzy Orbana zapewne się rozpadnie, choć w kluczowych sprawach posłowie opozycyjni będą pewnie głosowali razem. Márki-Zay wróci do liczącego nieco ponad 40 tys. miasteczka Hódmezővásárhely, którego jest burmistrzem. Sądzę, że nie rzuci już po raz drugi rękawicy Orbanowi, gdyż zarówno kampania, jak i porażka kosztowała go zbyt wiele. Każda z partii opozycyjnych będzie musiała dokonać teraz rachunku sumienia i wyciągnąć wnioski z porażki. Jest niewielka szansa, że Orban nie dotrwa do końca swej piątej kadencji czyli 2026 roku, bo finanse Węgier są w katastrofalnym stanie, kontrakty gazowe z Rosją stoją pod znakiem zapytania (w UE wciąż rozważane jest całkowite embargo), zaś Komisja Europejska nie będzie spieszyć się z odmrażaniem pieniędzy z węgierskiego Krajowego Planu Odbudowy.

Zasadnicze pytanie brzmi co dalej z Węgrami Orbana? Coraz bardziej skłaniam się ku tezie, którą po raz pierwszy sformułował w 2014 roku dawny współpracownik, a potem biograf Orbana József Debreczeni – że przywódcy Fideszu nie da się pokonać w normalnych demokratycznych wyborach. Już od 2018 roku wiadomo, że węgierskie wybory są tylko z nazwy wolne, ale nie były ani uczciwe ani do końca demokratyczne. Orban może więc stracić władzę jedynie na fali masowych protestów wywołanych katastrofalną sytuacją gospodarczą, ale do nich na razie daleko.

Orban będzie kontynuował swą populistyczną politykę, stosując wypróbowany mechanizm szukania rzekomych wrogów czy zagrożeń, które następnie będzie niwelował (jako zagrożenie udało mu się nawet przedstawić oskarżenia Zełenskiego). Na scenie krajowej będzie dalej cementował władzę na wszystkich poziomach, skłócał opozycję, rozbudowywał sieć nieformalnych powiązań pomiędzy biznesem, oligarchami a partią władzy. Nie zmieni się też polityka zagraniczna Węgier – Orban formalnie będzie popierał większość sankcji wobec Rosji z wyjątkiem embarga na ropę i gaz, ale jeśli zostanie z tym sam, bo Niemcy i inne sceptyczne wobec tego duże kraje UE przestaną oponować, nie zdecyduje się raczej na samotne weto.

Na fali oburzenia postawą Orbana wobec rosyjskiej agresji na świecie pojawią się apele w sprawie zawieszenia praw członkowskich czy też wykluczenia Węgier z UE i NATO, nie sądzę jednak, że w tym względzie cokolwiek da się szybko zrobić. Unia Europejska nie zaryzykuje bowiem debaty w sprawie jakichkolwiek ostrzejszych sankcji wobec Węgier w sytuacji, kiedy jedność jest na wagę złota z uwagi na konieczność utrzymania sankcji. Poza tym unijny traktat nie przewiduje możliwości usunięcia z UE kraju członkowskiego. Można co najwyżej ograniczyć jego prawa, a procedura przeciwko Węgrom w tej kwestii toczy się już, choć szans na szybkie jej zakończenie nie ma.

Spodziewałbym się więc raczej bilateralnych bojkotów dyplomatycznych Węgier ze strony poszczególnych krajów UE – Orban i jego ministrowie nie będą zapraszani na wizyty oficjalne do unijnych stolic, współpraca z Węgrami na różnych forach zostanie ograniczona, itd. Przedstawiciele Węgier nie będą też zapraszani na spotkania Grupy Wyszehradzkiej, co miało miejsce jeszcze przed wyborami. Orban będzie udawał przed swoją opinią publiczną, że nic wielkiego się nie stało, zaś w UE przyjmie strategię na przeczekanie. Obawiam się, że jeśli wojna w Ukrainie ugrzęźnie, a Putin dalej będzie się trzymał mocno, to za 2-3 miesiące wszyscy w UE zapomną o haniebnej kampanii wyborczej na Węgrzech i Orban, jedyny putinista w Unii, znów wróci na europejskie salony.

Czytaj też: „Nawet gdyby cały Budapeszt zagłosował za opozycją, to i tak za mało, by pokonać Orbána”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMagdalena Fręch – Petra Kvitova. Transmisja w tv online stream live. Gdzie oglądać?
Następny artykułPo dwóch latach przerwy Kogutek znów zapiał w gminie Oleśnica [ZDJĘCIA]