Galeria Fotogaleria: Szwajcaria, grawitacja i trail Zobacz pełną galerięRedakcyjny poranek jakich setki. Kawa, porcja facebookowej papki, poranna prasówka, mejl… dość często znajduje się tam coś ciekawego, lecz tym razem sprawa była wyjątkowa. Zaproszenie na wyprawę MTB do Szwajcarii, a mówiąc konkretniej – w trzy lokalizacje kantonu Gryzonia, leżącego w południowo-wschodniej części kraju. Był to dla nas jako redakcji spory zaszczyt, w końcu zostaliśmy wybrani. Jak astronauci do ekscytującego projektu NASA (bo w końcu enduro to trochę takie eksplorowanie naszego mikrokosmosu, no nie?!). Wybrańców było jeszcze kilku, grono międzynarodowe. Silna, trzyosobowa reprezentacja z Polski. Szybkie roszady w kalendarzu przyziemnych obowiązków i decyzja: lecę!Wśród wielu skojarzeń z krajem Helwetów (czekolada, zegarki, złoto, neutralność…) krąży przekonanie, że Szwajcaria to kraj drogi. Nie będę się z tym kłócić, bo ten uroczy skrawek wszechświata na pewno do najtańszych nie należy. Warto jednak na wstępie zaznaczyć, że Gryzonia nie jest krainą tak nieosiągalną, jak mogłoby się wydawać. Wszystko jest też kwestią priorytetów. Można taniej, ale czy lepiej? Na wstępie warto pamiętać, że do Szwajcarii mamy blisko (niecałe 2 h lotu samolotem) – nieco ponad około 1020 km z południowych regionów Polski (bez problemu dotrzeć tam można samochodem (około 11 – 12h). Jasne, że na swojej drodze spotykamy hotele powodujące opad szczęki, ale zawsze pozostaje alternatywa – jest sporo uroczych miejscówek w niższych cenach, są campingi na świetnym poziomie. “Mieć czy być?” – my zdecydowanie wybierzemy być. Dlaczego? Zacznijmy od początku…“Ground control to mjr Tom…”Na pokładzie samolotu Swiss Airlines, który zabiera nas do Zurychu, pierwszy smak Szwajcarii: czekolada! Nasz plan wyprawy zakłada, że po lądowaniu w Zurychu przesiadamy się do pociągu. Mamy w kieszeni bilety STS – Swiss Transfer Ticket, dzięki którym w danym dniu możemy do woli podróżować pociągami. I tutaj pierwsze, olbrzymie zaskoczenie. Ucieka nam pociąg, który mieliśmy pierwotnie w planie wyprawy, a mimo tego podczas przesiadek (do wykonania były trzy) nie czekamy dłużej, niż 15 minut. Kolej w Szwajcarii jest zdumiewająca. Przemieszczamy się sprawnie na południe i wjeżdżamy w coraz większe góry. Największe wrażenie robi na nas odcinek biegnący z Chur (stolica kantonu Gryzonia) do Celeriny – miasteczka położonego w dolinie Engadin, gdzie mieliśmy już okazję gościć, przy okazji ubiegłorocznego Media Camp Shimano (wówczas stacjonowaliśmy w sąsiedniej Pontresinie). Jak to bywa w wysokich górach (dolina to tutaj 1700 m n.p.m.) w poprzednim roku tutejsze trasy objeżdżaliśmy na mokro, bo w sierpniu spadło trochę śniegu… Szczerze? Wówczas ani trochę nam to nie przeszkadzało. Tym razem pogoda była wymarzona, momentami wręcz upalna. (czytaj dalej)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS