A A+ A++

W Stanach Zjednoczonych trwa obecnie ważna i ożywiona dyskusja na temat kształtu strategii państwowej. Ścierają się, z grubsza rzecz biorąc, dwa obozy. Pierwszy określany mianem atlantyckiego optuje na rzecz umocnienia zaangażowania Ameryki w Europie i twardą polityką wobec Rosji, drugi realistyczny, z dużą dozą nastawienia izolacjonistycznego, opowiada się za przesunięciem zainteresowania Waszyngtonu na obszar Indo – Pacyfiku i koncentracji na rywalizacji z Chinami. Z tego też względu obóz ten ma skłonność uważać konfrontację z Rosją za strategiczny błąd, rozproszenie ograniczonych zasobów i próbę prowadzenia rywalizacji na dwa fronty co osłabia możliwości powstrzymywania Pekinu. Blok atlantycki również chce zbudować skuteczną politykę wobec Chin, ale gdzie indziej dostrzega najlepsza drogę prowadzącą do tego celu.

Debata ta jest na tyle istotna, również z polskiego punktu widzenia, że warto poświęcić jej więcej uwagi, poznać argumentację i propozycje uczestników tej dyskusji, zastanowić się, jakie konsekwencje mieć będzie zwycięstwo którejś z tych modelowych szkół myślenia o amerykańskiej „wielkiej strategii”.

Rozpocznijmy od obozu atlantyckiego (argumenty realistów omówię jutro), poglądy którego w najbardziej wyrazisty a jednocześnie dojrzały sposób przedstawił, w serii artykułów opublikowanych w ostatnich tygodniach, Wess Mitchell, były zastępca szefa Departamentu Stanu, współtwórca think tanku Marathon Initiative i współprzewodniczący grupy refleksyjnej, powołanej przez Sekretarza Generalnego NATO, która w ubiegłym roku opublikowała raport na temat strategii Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Dziś już nie ma chyba w amerykańskim establishmencie strategicznym nikogo, kto by uważał, że Chiny nie są głównym rywalem i zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych. Szkoła atlantycka nie jest w tym zakresie wyjątkiem, jej przedstawiciele uważają jednak, że rękojmią sukcesu w starciu z Chinami, a może nawet uniknięcia ryzyka wojny jest to, jak Waszyngton rozegra sytuację na Ukrainie, jak będzie sobie w stanie poradzić z agresywną i rewizjonistyczną Rosją.

Najszybszym sposobem zmotywowania Xi Jinpinga do inwazji na Tajwan byłoby nierozprawienie się z inwazją Władimira Putina na Ukrainę. Jeśli Stany Zjednoczone i ich sojusznicy zdołają zadać Putinowi wystarczająco dużo bólu (…), to Xi prawdopodobnie dojdzie do wniosku, że Tajwan, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości, nie jest wart ryzyka, jakie niosłaby za sobą” próba jego zajęcia

— napisał Wess Mitchel na łamach National Interest.

A zatem to nie w Chinach, nie na Morzu Południowochińskim, a na froncie w Donbasie i wokół Kijowa może rozstrzygnąć się amerykańsko – chińska rywalizacja. Ten zwrot wymusił Władimir Putin atakując Ukrainę i rozpoczęcie przez Rosję największej od kilkudziesięciu lat wojny w Europie zmieniło rachuby strategiczne wszystkich liczących się graczy światowych. Xi Jinping, jak argumentuje Mitchell uważnie obserwuje rozwój sytuacji i w interesie Ameryki jest aby z obecnej lekcji wyciągnął co najmniej 3 wnioski. Po pierwsze Pekin interesować będzie to jak Rosjanie dają sobie radę z wojskowego punktu widzenia. I Moskwa, i Chiny w ostatnich latach energicznie modernizowały swoje siły zbrojne wydając na ten cel znaczne środki, Pekin zakupił sporo uzbrojenia od Rosji, i dziś mamy coś w rodzaju sprawdzianu, jak w realiach rzeczywistej wojny przyjęte rozwiązania się sprawdzają. Z tego też względu w oczywistym interesie Waszyngtonu, argumentuje Mitchell, leży aby Rosja tej wojny nie wygrała, im większe straty poniosą Rosjanie tym Chińczycy będą ostrożniejsi i zastanowią się dwa razy zanim podejmą decyzję o ataku na Tajwan. Słuszność tej kalkulacji jest oczywista – jeśli słabszy przeciwnik, ale silnie zmotywowany i walczący na własnym terytorium, wspierany dostawami wojskowymi przez Waszyngton, a dzisiaj w tej roli występuje Ukraina, jest w stanie zatrzymać nacierającego giganta, to nie ma przeszkód aby Tajwan również był w stanie zadać znaczne straty w razie chińskiej agresji.

Chińczycy uważnie też będą obserwowali czy Zachód pod przywództwem Stanów Zjednoczonych jest w stanie, przy pomocy sankcji, osłabić gospodarkę Rosji. Jeśli to się uda w przypadku opartej o eksport surowców, głownie energetycznych gospodarki rosyjskiej, to silniej zintegrowana w łańcuchach dostaw ze światem gospodarka chińska będzie wrażliwsza na ewentualne uderzenia. Ale „jeśli Stany Zjednoczone i ich sojusznicy nie będą mogli osiągnąć decydującego efektu poprzez sankcje wobec drugorzędnej potęgi gospodarczej, jaką jest Rosja, Pekin może dojść do wniosku, że będą oni jeszcze mniej skuteczni wobec Chin.”

Po trzecie wreszcie, jak argumentuje Wess Mitchell, Joe Biden słusznie powiedział przed rosyjską agresją, że „wielkie mocarstwa nie blefują”. Ameryka ma teraz jedyną szansę udowodnić, iż jej ostrzeżenia należało poważnie traktować. Drugiej okazji nie będzie, trzeba aby rozwiać obawy, co do wiarygodności Stanów Zjednoczonych, a to jest kluczowy czynnik dla amerykańskiego systemu sojuszy, wygrać na Ukrainie.

Strategia wobec Tajwanu

To wszystko wpisuje się w strategię wobec Tajwanu i rywalizacji z Chinami, która nadal jest najważniejszym celem Ameryki. Wynika to z prostej oceny sytuacji. Agresja Putina spowodowała zarówno deklaracje europejskich sojuszników Waszyngtonu co do zwiększenia wydatków na własne bezpieczeństwo, jak i z powodów obiektywnych, wzrost zaangażowania Ameryki w Europie. Największym ryzyko, z którym trzeba się liczyć, to możliwość wykorzystania tego „okienka możliwości” przez Pekin, który może chcieć uderzyć na Tajwan i przesądzić w ten sposób przyszłość Azji. Uzyskanie przez Europę samowystarczalności wojskowej zajmie co najmniej kilka najbliższych lat i nie rezygnując z osiągnięcia tego celu, Waszyngton musi uprawiać ostrożną politykę aby nie sprowokować Chin do uderzenia. Winna ona być, w jego opinii, twardą, zdecydowaną i opartą na argumentach siłowych, ale wektor siłowy winien być zwrócony przeciw Rosji a nie Chin. Co więcej amerykańskie zaangażowanie po stronie Ukrainy nie powinno przekraczać pewnych granic. Mitchell jest zdecydowanym zwolennikiem dostaw broni, również o charakterze ofensywnym, ale już opowiada się przeciw ustanawiania strefy wolnej od lotów czy bezpośredniego zaangażowania wojskowego Stanów Zjednoczonych na Ukrainie. W innym artykule opublikowanym na łamach Time proponuje zwiększenie dostaw wojskowych zarówno na Ukrainę jak i na wschodnią flankę NATO, głównie do Polski i Rumunii. Chce aby Warszawa, Bukareszt i Państwa Bałtyckie dostały w dużych ilościach amerykańskie systemy HIMARS, rakiety ATACM zdolne do zwalczania celów opancerzonych ale także proponuje dostawy myśliwców F-15, F-16 i samolotów A 10 a także rakiet precyzyjnych dalekiego zasięgu klasy ziemia – ziemia. Nie będą one potrzebne, jak dowodzi, amerykańskim siłom zbrojnym w razie ewentualnej wojny o Tajwan, a wzmocnienie wschodniej flanki jest niezbędne zarówno ze względu na rosnące zagrożenie ze strony Rosji jak i po to aby państwa obdarowane tym sprzętem przez Waszyngton mogły przekazać Ukrainie część swoich systemów, starszego typu, pochodzącego z czasów sowieckich. Równocześnie Ameryka winna przesunąć znaczną część swych wojsk obecnych w Europie i dziś stacjonujących we Włoszech i Niemczech na wschodnią flankę i wzmocnić swą politykę odstraszania nuklearnego.

Wszystkie te działania, mają w opinii Wessa Mitchella, zarówno zwiększyć bezpieczeństwo państw sojuszników z NATO ze wschodniej flanki, jak i umocnić opór i skuteczność walczącej z Rosją Ukrainy. Jeśli jednak chodzi o Chiny, to Mitchell, właśnie ze względu na obecną sytuację, opowiada się za ostrożnym podejściem. Pekin musi zrozumieć, że Stany Zjednoczone i ich sojusznicy są w stanie zareagować stanowczo, ale nie można pochopnymi działaniami wpychać Chin w sojusz z Rosją. Dlatego jest on przeciwny wtórnym sankcjom z powodu których może ucierpieć chińska gospodarka, a opowiada się za szczelnym systemem, w tym obejmującym import węglowodorów, których celem jest Rosja. Pekin ma, w ujęciu amerykańskiego eksperta, otrzymać jasny sygnał – agresja na Tajwan łączy się ze znacznymi kosztami, zarówno wojskowymi jak i ekonomicznym, co należy udowodnić niszcząc potencjał Rosji, ale jednocześnie Waszyngton nie ma zamiarów agresywnych i dopuszcza formułę znalezienia modus vivendi. Mitchell krytykuje dotychczasową politykę Bidena wobec Rosji, argumentując, że była zbyt miękką, zarówno w planie wojskowym jak i przede wszystkim ekonomicznym. Należało zareagować szybciej i bardziej zdecydowanie, aby nikt w Pekinie nie miał wątpliwości jakie są koszty agresji i zignorowania ostrzeżeń Ameryki. Chodzi o efekt demonstracji bo im lepiej Ameryka „poradzi sobie z wilkiem goniącym sanie, tym będzie w lepszej pozycji mając do czynienia z większym wilkiem, który obserwuje obecne wydarzenia ze wzgórza”.

Wess Mitchel opublikował też artykuł poświęcony przyszłemu, już po wygranej wojnie, geostrategicznemu statusowi Ukrainy i szerzej sytuacji Europy Wschodniej. W jego opinii rezygnacja Kijowa z NATO-wskich aspiracji jest dopuszczalna, ale tylko jeśli docelowy model który zostanie w to miejsce zbudowany charakteryzował się będzie trzema cechami. Ta ukraińska neutralność, o której jest w czasie ostatnich negocjacji z Rosją, mowa, musi cechować się zdaniem Mitchella, utrzymaniem przez Kijów znaczącego potencjału wojskowego. Nie ma mowy o rozbrojeniu, trzeba mówić o modelu określanym mianem „zbrojnej neutralności” co oznacza, iż Zachód, przede wszystkim Stany Zjednoczone muszą przyjąć na siebie obowiązek współdziałania w odbudowie ukraińskich sił zbrojnych. Towarzyszyć temu muszą, i to jest w opinii Mitchella pierwszy warunek po spełnieniu którego można mówić o akceptowaniu neutralności Ukrainy, gwarancje państw Zachodu, w tym Ameryki, ale również sąsiadów, związane z jej bezpieczeństwem. Stawiając sprawy otwarcie państwa udzielające takich gwarancji muszą zobowiązać się do wsparcia wojskowego, czyli mowa jest w gruncie rzeczy o sojuszu wojskowym skrytym pod taką nazwą. Po drugie aby neutralność nie oznaczała dla Ukrainy ryzyka, nie może być mowy o scedowaniu nawet części jej terytorium na rzecz Rosji, czy uznaniu secesji zbuntowanych prowincji. O ile bowiem w przypadku neutralnej Finlandii jej bronią obok armii są też lasy, jeziora i trudno dostępne mokradła, a w przypadku Szwajcarii taką role odgrywają Alpy, to Ukraina ma inny atut – rozległe terytorium, które niełatwo zająć i głębię strategiczną umożliwiająca skuteczną i długą obronę. Tego atutu nie można osłabiać jakimikolwiek cesjami terytorialnymi. Po trzecie, jak dowodzi Wess Mitchell, „zbrojna neutralność” Ukrainy jest możliwa tylko w sytuacji ekonomicznego zaangażowania Zachodu i Stanów Zjednoczonych w jej odbudowę. Bez tego elementu będziemy mieli do czynienia z państwem słabym, może nawet upadłym, a miliony obywateli Ukrainy, którzy schronili się w Polsce i innych krajach Unii Europejskiej przed wojną nie będą mieli do czego wracać stając się z czasem ciężarem a nawet, być może destabilizując sytuację, w państwach, które ich przyjęły. W tym ostatnim obszarze główną rolę winna odegrać Unia Europejska. Putin po zawarciu taktycznego zawieszenia broni czy nawet pokoju może za jakiś czas znów spróbować narzucić Ukrainie swą kontrolę, dlatego, że jest to państwo zbyt istotne w imperialnych planach Rosji. Właśnie dlatego, jak konkluduje Wess Mitchell „ważne jest, aby Ukraińcy, z pomocą Zachodu, nie akceptowali żadnej wersji neutralności, która odmawia im prawa, na które zasłużyli (…), do utrzymania dużej, zaopatrywanej przez Zachód armii.”

Perspektywa strategicznej rozgrywki

Wizja amerykańskiej polityki, która kreśli Wess Mitchell jest przejrzysta. Putin rozpoczynając wojnę, a Ukraina broniąc się mężniej i skuteczniej niźli ktokolwiek na Zachodzie prognozował, dali Ameryce perspektywę strategicznej rozgrywki. Najpierw należy, po tym jak w obliczu wojny odbudowana została jedność sojusznicza świata atlantyckiego, politycznie wygrać konflikt z Rosją, wzmacniając znacznie wschodnią flankę NATO. Celem obecnej wojny z punktu widzenia Ameryki winno być też uzyskanie efektu demonstracji – pokazanie Pekinowi, że agresja się nie opłaca a sojusznikom w Azji, iż Waszyngton jest wiarygodnym partnerem. W Europie trzeba osłabić Rosję, redukując jej siły zbrojne (co już w wyniku strat wojennych następuje) i blokując możliwości jej ekonomicznego rozwoju, po to aby Moskwa nie była w stanie odbudować w dającej się przyszłości swego potencjału wojennego. Zbrojna neutralność związanej z Zachodem Ukrainy, silna wschodnia flanka NATO i faktyczny sojusz wojskowy z Kijowem tworzy też potencjał wojskowy, który dodatkowo wzmocniony będzie odzyskaniem przez Europę, za lat kilka, możliwości militarnych. Ameryka nadal winna koncentrować się na rywalizacji z Chinami, ale właśnie dlatego musi wygrać obecne starcie z Rosją, unikając przy tym bezpośredniego zaangażowania w konflikt. Dopiero to połączenie efektu demonstracji, skuteczności sankcji, siły odnowionych sojuszy i zwiększenia nakładów na zbrojenia da Stanom Zjednoczonym, w perspektywie kilku lat, szansę na wygranie rywalizacji z Chinami, czyli na przywrócenie amerykańskiej dominacji w świecie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNie żyje tygrys Gogh, jeden z “Nieumarłych”
Następny artykułSkorża o zdrowiu Salamona