A A+ A++

Nie. Szef episkopatu, abp Stanisław Gądecki zaleca tylko organizowanie zbiórek do puszek po mszy, które „za pośrednictwem Caritas Polska zostaną przeznaczone na pomoc uchodźcom wojennym z Ukrainy”. To jego prośba z „Apelu przewodniczącego Konfederacji Episkopatu Polski w związku z inwazją rosyjską na Ukrainę” połączona z wezwaniem o „zanoszenie gorącego błagania w intencji pokoju, a także w intencji Ukraińców, aby Pan pokrzepił ich serca w obecnej dramatycznej sytuacji”. Rada Stała Konferencji Episkopatu Polski po nadzwyczajnym posiedzeniu wezwała do „modlitwy i postu w intencji pokoju na Ukrainie i niesienia pomocy dla uchodźców wojennych”.

Polacy od pierwszego dnia inwazji udowodnili, że potrafią nieść tę pomoc bez kościelnych wezwań. Bo słowa w obecnej sytuacji to za mało. Zwłaszcza słowa wypłukane ze współczucia, na okrągło powtarzane frazesy.

Czytaj też: „Nie po to rodziłam dziecko, żeby zostało zabite przez rosyjską rakietę”

Oczywiście nie można generalizować, bo jak zawsze są księża zdający egzamin z człowieczeństwa. Jednak Kościół jako instytucja tego egzaminu nie zdaje. W swoich działaniach, zaleceniach i postawach hierarchów nie ma cienia empatii, jaką od pierwszych chwil ukraińskiego dramatu wykazują Polacy. Owszem biskup tarnowski Andrzej Jeż przyjął u siebie dwie matki z dziećmi, a kilku innych deklaruje otwartość na przyjęcie uchodźców, jednak żaden biskup jak dotychczas nie pojawiał się na granicy, nie przewiózł swoją limuzyną matek z dziećmi, nie podwinął rękawów na dworcu czy w ośrodku dla uchodźców, aby wydawać jedzenie, czy sortować dary.

Dwa tygodnie po rozpoczęciu wojny biskupi wydali dokument przygotowany przez radę ds. ekumenizmu Konferencji Episkopatu Polski dotyczący udzielania sakramentów przez katolickich księży wiernym Kościołów wschodnich. Wynika z niego, że gdy dwoje prawosławnych poprosi o udzielenie ślubu katolickiego księdza, ten musi zwrócić się z tym do swojego biskupa. Nie wolno mu też udzielić komunii rozwiedzionemu, żyjącemu w nowym związku, „nawet jeśli może on ją przyjmować w swoim Kościele”. Cóż, chyba nie są to dziś największe problemy uciekających przed wojną do naszego kraju Ukraińców.

Polski Kościół nie uczy się na błędach. Powraca nieodrobiona lekcja z dramatu na polsko-białoruskiej granicy sprzed paru miesięcy. Wtedy polscy biskupi apelowali o „dialog, pojednanie, odstąpienie od języka nienawiści i nietolerancji”. W wydanym komunikacie pisali, że „nie ma konfliktu między dobrze rozumianym patriotyzmem i koniecznością obrony naszych granic a pomocą bliźniemu w potrzebie w duchu dobrego Samarytanina”. Los umierających na pasie ziemi niczyjej, ofiar brutalnych push-backów nie doczekał się ich obrony. Tamten koniunkturalizm pobrzmiewa dziś w komunałach kościelnych namiestników.

Tkwią w swych pałacach i pewnie w przekonaniu, że skoro Kościół przetrwał dwa tysiące lat, to przetrwa i putinowską wojnę. Być może, ale z rządem dusz nie będzie to miało wiele wspólnego. Przed nami trzecia niedziela wojny. Czy Kościół przemówi wreszcie ludzkim językiem czy pozostanie milczącym nieobecnym?

Czytaj również: „W życiu nie zaznałam tyle dobra, co od was w ostatnich dniach, ale to dopiero początek wspólnego dramatu”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMorphing Chamber Orchestra w ICE. Vivaldi, Piazzolla i pięciometrowe maski
Następny artykułRozbioru Lotosu nie udało się zatrzymać w Sejmie. Opozycja przegrała też w Senacie