A A+ A++

Na zachodzie puste są drogi i parkingi tirów. Nie ma kierowców i nie ma pracy – zauważa przewoźnik z Ostrołęki Jerzy Szepietowski. Maleje popyt na transport na zachodzie. – Stają fabryki, bo nie ma dostaw z Rosji i Ukrainy, zniknęły też tamtejsze rynki zbytu. W transporcie zaczyna się robić coraz gorzej – przyznaje z niepokojem Piotr Ozimek z tyskiej firmy EPO-Trans.

Także Łukasz Zawadzki ze śląskiej firmy Sachs-Trans zauważa, że rynek przycichł. – Wynika to z mniejszej ilości przewozów na Rosję. Ładunki trafiały do Polski, gdzie były przeładowywane na samochody rosyjskie i białoruskie – tłumaczy Zawadzki.

Czytaj więcej

Przewoźnicy szacują, że 30 proc. ładunków jakie jechały przez Polskę z zachodu, trafiało dalej na wschód. Niepokoją się sytuacją tym bardziej, że ładunki do Rosji już przeszły ze statków na samochody, a mimo to transport drogowy ma coraz mniej pracy. 

W rezultacie trudno jest znaleźć zlecenie na transport do Polski i nie ma jak ściągnąć aut z powrotem. Także na wschód przejeżdża mało tirów. – Systematycznie maleje ilość aut wyjeżdżających z Polski przez Koroszczyn, główne przejście na Rosję i Białoruś. W tych dniach jest to 200 pojazdów (różnych rejestracji) na zmianę, gdy było po 500 na zmianę. Utrzymują się na poprzednim poziomie przyjazdy samochodów (różnych rejestracji) w kierunku Polski i jest ich na zmianę 400-500 na zamianę, czyli ok. 900 pojazdów na dobę – podlicza wiceprezes Ogólnopolskie Stowarzyszenie Przewoźników w Białej Podlaskiej Sławomir Kostjan.

Zaczyna brakować kierowców

Z Polski do Ukrainy pojechało 70 tys. osób. Choć nie wiadomo jak wielu z nich było kierowcami zawodowymi, transport już odczuwa brak rąk do pracy. – Zdarza się, że klienci mają problemy z dostępnością kierowców i sporadycznie pojawiają się rozmowy o przełożeniu odbioru nowo zakupionych aut na późniejszy termin – przyznaje przedstawiciel Scania Polska Paweł Paluch. 

Czytaj więcej

Zakładane jest spowolnienie gospodarki europejskiej, ale popyt na transport drogowy nie powinien spadać w takim samym tempie jak podaż ciężarówek. – Jeśli zgodnie z szacunkami w pierwszej fali wyjechało na Ukrainę około 30 proc. kierowców, to w przypadku kierowców z licencją do przewozów międzynarodowych jeżdżących dla krajowych przewoźników jest to ubytek rzędu 10 proc. zasobów – szacuje analityk sektorowy Santander Bank Polska Radosław Pelc.


Autopromocja


FORUM ESG

Co warto wiedzieć o ESG? Jej znaczenie dla firm i gospodarki.

CZYTAJ WIĘCEJ

Przewoźnicy już zaobserwowali, że popyt na ciężarówki wyraźnie osłabł. – Sprzedawcy pytają mnie, czy kupię nową ciężarówkę za 95 tys. euro, gdy miesiąc temu oferowali ją za 115 tys. Staniały także samochody z drugiej ręki; 3-letni ciągnik trudno teraz sprzedać za 70 tys. euro, gdy miesiąc temu klienci niemal bili się, żeby kupić za 95 tys. euro – porównuje Krzysztof Strzała z sokołowskiej firmy Anika Trans. 

Część przewoźników odstawiła samochody pod płot, a trudną sytuację pogłębia sekowanie kierowców białoruskich. – W Europie Zachodniej nie chcą ładować kierowców z Białorusi, słyszy się o wypadkach pobić, to wszystko źle wpływa na atmosferę w branży – uważa Zawadzki. 

Czytaj więcej

Duże firmy jak wzmiankowane Sachs-Trans i EPO-Trans poradziły sobie, ponieważ na początku roku miały nadmiar kierowców. – Miałem rezerwę kierowców, więc dałem sobie radę. Teraz odbudowuję rezerwę, wczoraj zatrudniłem dwóch – podaje przykład Ozimek. 

Drogie paliwo

Przewoźników wykańcza także drogie paliwo, którego cena hurtowa wzrosła w ostatnich tygodniach z 4,6 zł do 7,7 zł za litr. – Olej napędowy w hurcie jest o 30 proc. droższy niż w detalu – oburza się Szepietowski. 

Tak duża zmienność cen paliw może zweryfikować dotychczas stosowane korekty paliwowe, uważa Pelc. – Być może mechanizmy stosowane w umowach powinny szybciej reagować. Krótkoterminowo spodziewam się wzrostu stawek i rosnącego niepokoju na europejskim rynku transportowym – dodaje analityk. 

Czytaj więcej

Przedsiębiorców szczególnie denerwuje właśnie tempo podwyżek. – Wynegocjowałem z klientem stawkę wczoraj, a na dzisiaj cena paliwa w kosztach już wzrosła o 40 euro. Dlatego ceny ustalam nie miesięczne, tylko tygodniowe, a i to z duszą na ramieniu – przyznaje Ozimek. 

Dodaje, że klienci nie zgadzają się na nowe ceny. – Ale ja nie mogę dokładać, to usługa transportowa, a nie przysługa. Jeśli klient nie pokryje podwyżek, to nie będę jeździł. Nastała trudna sytuacja, nastoje są grobowe i za chwilę padnie wiele firm – przypuszcza Ozimek.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Do każdego zlecenia podchodzę indywidualnie” – czyli rzecz o fotografii
Następny artykułDworczyk: Do Polski trafiło już ponad 1,5 mln uchodźców z Ukrainy