Podobno ma duszę starej kobiety. I to jest komplement. Tak samo jak żart kolegów, że na spotkaniach z czytelnikami powinien mu towarzyszyć baner: „ulubiony pisarz Twojej mamy”. Jakub Małecki był gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej, w cyklu „Kryminalne zagadki Śląska”. I choć w jego książkach nie ma morderstw, chwytają za gardło lepiej od najgorszego zabójcy.
– Nie spodziewałem się, że zostanę pisarzem. Po nominacji do Literackiej Nagrody Nike, za „Ślady” miałem wrażenie, że któregoś dnia mama mnie obudzi i powie, bym wstawał do szkoły. Pracowałem w banku i właściwie nie myślałem o pisaniu. Pierwszy raz zrobiłem to świadomie na studiach. Byłem po lekturze opowiadania, którego zakończenie mnie rozczarowało. Uznałem, że ja napisałbym je lepiej. I tyle. Zawsze natomiast uwielbiałem czytać i to był jedyny symptom zawodowej wolty, którą później wykonałem – opowiadał.
Jakub Małecki wszystko postawił na jedną kartę. – Byłem doradcą finansowym, choć wiedziałem, że już nie chcę nim być. Siedziałem przed komputerem i zamiast zajmować się kredytami, wymyślałem historie. By mieć na nie czas, wpisywałem do mojego codziennego harmonogramu fikcyjne spotkania. A kiedy miałem w końcu gotowe wypowiedzenie, zrobiłem krok dalej. Umawiałem się na rozmowy o kredytach m.in. z Elżbietą Pierwszą. Czekałem, kiedy szefowie zorientują się w moje grze. Ale nie zorientowali się. Rzuciłem dobrą pracę i by odwdzięczyć się za komfortową sytuację: że mogę zostawić spokojny etat na rzecz pisania, podjąłem się wolontariatu w domu pomocy społecznej. Przez rok opiekowałem się starszym, niepełnosprawnym małżeństwem.
I właśnie temu doświadczeniu – długiemu i stałemu kontaktowi z seniorami, wiele osób przypisuje wrażliwość Jakuba Małeckiego w opisywaniu samotności, starości. – Nie chcę na siłę dorabiać teorii do mojego pisarstwa. Być może wolontariat, zamiast pisarskiego materiału, dał mi satysfakcję dobrego myślenia o sobie. Nie pamiętam. Zazwyczaj tworzenie moich powieści wiąże się z przypadkiem. Coś zauważę, ktoś o czymś wspomni. Mój brat żartuje, że strach przy mnie opowiadać, bo te historie znajdują się później w książkach. Nie robię tego specjalnie. Po prostu wspomnienia pewnych słów, sytuacji nie opuszczają mnie, więc robię z nich użytek.
Autor jest daleki od przedstawiania rzeczywistości w skali 1:1. – Uważam, że prawdziwe życie mówi o nas mniej niż zmyślone wydarzenia. Dlaczego? Bo na wiele spraw nie mamy wpływu, dzieją się wbrew naszej woli, natomiast to, co sami o sobie opowiadamy, co sami tworzymy na swój temat świetnie nas opisuje. Z takich opowieści można wyczytać m.in. autentyczna pragnienia, obawy. Według mnie fikcja jest prawdziwa. Bohaterem mojej ostatniej powieści , „Horyzont” został żołnierz, służący w Afganistanie. By ją napisać, spotykałem się z małżeństwem, które się tam poznało. Ona była pielęgniarką, on żołnierzem. Obiecałem, że ich relacja nie znajdzie się w książce. Chciałem jedynie poznać realia pracy w ogarniętym wojną, odmiennym kulturowo kraju. Moja żona, po przeczytaniu „Horyzontu” stwierdziła jednak, że dużo w nim nas, naszej codzienności. Inni uznali, że choć powieść różni się od moich wcześniejszych łączy ją z nimi podobna atmosfera. Ucieszyłem się, bo fajnie jest mieć swój własny styl, lubię go kolegów, koleżanek po fachu. Z drugiej strony, zastanawiam się, czy to dobrze. Bo jeśli kiedyś przyjedzie mi do głowy powieść o zdobywaniu Księżyca przez Polaków, pewnie akcja zamknie się w jednym pomieszczeniu statku kosmicznego, a bohaterowie – starsi ludzie – będą rozmawiać nad kubkami z herbatą – żartował.
Jakub Małecki, grafikowi, który projektuje okładki książek obiecał grubą, tysiąc stronicową, by było miejsce na wizualne szaleństwo na grzbiecie. Dotąd wszystkie mają około trzystu. – Nie znaczy to, że piszę tylko tyle. Zanim powieść stanie na półce, solidnie się napracuję. Tak było m.in. z „Nikt nie idzie”. Najpierw narrator był trzecioosobowy, ale uznałem, że bohaterka powinna sama o sobie opowiadać, więc przepisałem powieść w pierwszej osobie. Cierpię męki, gdy dopada mnie poczucie, że napisane przeze mnie zdanie powinno kończyć się na przykład wyrazem trzysylabowym. Bywa, że długo nie mogę znaleźć odpowiedniego, a jednocześnie wiem, że większość czytelników nie zauważy mojej dbałości o rytm. Dokładnie analizuję to, co napisałem. Dlatego m.in. usunąłem siostrę jednej z bohaterek. Okazało się, że jej postać nie ma znaczenia dla powieści. Nie toleruję mówienia do czytelnika wprost. Chyba nigdy nie napisałem o kobiecie, że jest piękna. Ten fakt, w mojej prozie, wynik z innych opisów, przedstawionych sytuacji. O swoich bohaterach staram się wiedzieć wszystko mimo, że spora część tych informacji nie pojawia się w książkach. Najczęściej ich życiorysy obmyślam w drodze, dlatego tak cenne są podróże. Na przykład dzisiejsza, do Zabrza.
Jakub Małecki z zabrzanami spotkał się, by rozmawiać o kryminałach. Co o nich powiedział? – Nie jest sztuką złapać czytelnika „na morderstwo, zagadkę do wyjaśnienia, nagły zwrot akcji”. Znacznie trudniej przykuć uwagę, pokazując relacje między ludźmi. Staram się robić to drugie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS