Postawa Polaków, którzy ruszyli z wszelką możliwą pomocą dla uciekających z napadniętego przez Rosję kraju Ukraińców jest budująca. Niestety okazuje się, że są ludzie, którym ciężko wyjść ze strefy komfortu.
Media społecznościowe pełne są informacji o przygotowanych noclegach, zbiórkach dla osób, które przybywają z Ukrainy, możliwościach transportu. Polacy chętnie otworzyli serca i drzwi swoich domów. Jakoś mniej się dziś liczą podziały polityczne i to kto, na kogo głosuje. Najważniejsze jest to, żeby pomóc. Choćby na małym odcinku. Także i ja odpowiedziałam na apel przyjaciół, którzy wraz z pracującymi w Warszawie Ukraińcami i lokalną parafią, organizują zbiórkę żywności i ubrań w jednym z warszawskich domów na eleganckim osiedlu.
Szybko okazało się, że nie wszystkim podoba się ruch, jaki zrobił się podczas organizowania zbiórki. Dobrze wykształceni i dobrze sytuowani sąsiedzi zaczęli mieć pretensje o zamieszanie jakie zrobiło się wokół miejsca zbiórki, zaczęły im przeszkadzać samochody i przywożone paczki. Urządzili właścicielowi domu prawdziwe piekło, krzycząc, że tu się chyba jakiś przemyt organizuje, a oni się boją o swoje życie. Nie uspokoiły ich tłumaczenia, że to pomoc dla matek z dziećmi,które uciekają z Ukrainy, że tam trwa wojna i jeśli teraz nie pomożemy, to Putin zaraz przyjdzie po nas. Wściekły sąsiad uderzył swoim samochodem, w jeden z samochodów, który przyjechał z kolejnymi darami i zagroził wezwaniem policji. To szok, jak bardzo można być nieczułym i nie rozumieć sytuacji.
Inna sprawa, która wyszła przy okazji robienia najpotrzebniejszych zakupów dla uchodźców, to utrudnienia związane z ograniczeniem handlu w niedzielę. Robiłam zakupy w jednej z podwarszawskich miejscowości, według przygotowanych wytycznych i szybko okazało się, że w okolicznych małych sklepach, które mogą być otwarte, bo za kasą stoją sami właściciele, brakuje produktów z listy. W kilku sklepach zabrakło pieluch, podpasek, mydło schodzi na pniu, podobnie makarony. W tym czasie, gdy sama robiłam zakupy, to samo robiło kilka innych małżeństw. Każdy stara się pomóc gdzie może i jak może, wszyscy szukali podobnych produktów, w miejscu makaronów i kasz pojawiły się puste półki. Te same utyskiwania widzę u znajomych w mediach społecznościowych:
Mogliby poluzować ten handel w niedzielę. Chciałabym zaopatrzyć ludzi, o ich potrzebie dowiedziałam się wczoraj wieczorem. Żaden duży market nie otwiera w niedzielę?
— pisze ktoś.
To samo pomyślałam. Jedzie do nas matka z dziećmi, a ja nie mogę zrobić zakupów. Dobrze, że teściowa zawsze zabezpieczona
— komentuje inna osoba.
Może warto przemyśleć ograniczenia w niedzielnym handlu? Przynajmniej w najbliższych tygodniach, bowiem potrzeby będą ogromne, a każdy chce pomóc, jak tylko może.
A tym, którym nie chce się wyjść ze swojej strefy komfortu, którym nie chce się zrobić zakupów, przygotować ubrań, którymi można się podzielić, którzy wolą własny spokój i przeszkadza im ruch pod domem z powodu organizowanej zbiórki warto przypomnieć słowa prezydenta Kaczyńskiego z 12.08.2008 roku:
I my też świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a potem może czas na mój kraj, na Polskę!
**Dziś nikt nie może być obojętny. Za chwilę, to my możemy potrzebować pomocy. Ten szaleniec, który rozpętał piekło za naszą granicą zdolny jest absolutnie do wszystkiego i żadnego scenariusza nie można dziś wykluczyć. Żadnego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS