Jeśli na dopingu wpada piętnastolatka, wiesz, że coś jest nie tak. Światowe media szybko zbadały, kto kryje się za wątłymi plecami Kamili Waliewej. A także kto może być odpowiedzialny za to, że w jej organizmie znalazła się trimetazydyna. Eteri Tutberidze przejdzie do historii jako najbardziej negatywna postać zimowych igrzysk w Pekinie. To trenerka, która prowadziła nie tylko Waliewę, ale pozostałe nastolatki startujące pod flagą Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego.
W świecie łyżwiarstwa figurowego nikt nie odnosi większych sukcesów od niej. Nikt prawdopodobnie nie ma też więcej na sumieniu. – Największym sekretem Eteri jest to, że zrobi wszystko co w swojej mocy, żeby być najlepszą – mówiła o Tutberidze jedna z jej byłych podopiecznych.
Daniela i Julia
Tak naprawdę mogło nie być złotych medali, dopingowego skandalu, światowego rozgłosu, łez oraz cierpienia, ale też chwil szczęścia nastoletnich mistrzyń, i wszystkiego, co wyszło spod ręki Eteri Tutberidze, gdyby nie dziewczyna, która miała na imię Daniela.
Daniela nie jest w tej historii łyżwiarką, trenerką, choreografem czy lekarzem z podejrzaną przeszłością. Tylko matką. Nową życiową rolę przyjęła w 1998 roku w Jekaterynburgu – a chłopak, którego poznała nieco wcześniej, poszedł do wojska, czyli jakby rozpłynął się w powietrzu. Została sama, córkę nazwała Julia. I poszła do pracy, bo obie musiały coś jeść.
To nie były łatwe realia, ale jedno na Danielę działało jak lek – łyżwiarstwo figurowe. Uwielbiała ten sport. I nic dziwnego, że wciągnęła w niego również swoją córkę. Ta szybko – bo jako czterolatka – nauczyła się jeździć, szybko robiła też postępy. A matce przed oczami zarysowała się przyszłość, którą pragnęła dla swojego dziecka. Chciała, żeby Julia była jak dziewczyny z telewizji. Tylko do tego potrzebowała trenera.
Najlepiej trenera z najwyższej półki. Ale do takiego nie miały dostępu. Dlatego Daniela w 2008 roku zadzwoniła do trenerki, która dopiero przebijała się na pełnym konkurencji moskiewskim rynku – Eteri Tutberidze.
Sześć lat później Eteri była już trenerką mistrzyni olimpijskiej. A Daniela matką mistrzyni olimpijskiej. Obie spełniły marzenia. Przede wszystkim swoje.
Królowa śniegu
Sukces Julii Lipnickiej stanowił początek wielkiej kariery trenerskiej Tutberidze. Od igrzysk w Soczi, podczas których jej niespełna 16-letnia podopieczna sięgnęła po złoto, Rosjanka brała kolejne młode dziewczyny i tworzyła z nich medalistki wielkich imprez. Zresztą nie tylko medalistki, a mistrzynie, i nie tylko mistrzynie, a rekordzistki.
To scenariusz, którego jej dawni znajomi nie mogli przewidzieć. Tutberidze sama w przeszłości uprawiała łyżwiarstwo figurowe – ale nie była szczególnie utalentowana. Na domiar złego towarzyszył jej ból kręgosłupa. Miała też „pecha”, bo niespodziewanie urosła dwadzieścia centymetrów. To wszystko przeszkodziło jej w zrobieniu kariery solistki.
Przerzuciła się zatem na taniec na lodzie. W latach dziewięćdziesiątych podróżowała po Stanach Zjednoczonych, biorąc udział w pokazach łyżwiarskich z grupą „Ice Capades”. Kiedy ta przygoda dobiegła końca, zajęła się trenerką. Weszła nawet w związek z Amerykaninem, a w 2003 roku, na terenie Teksasu, urodziła się jej córka – Diana. Zanim to nastąpiło, w 1995 roku… przeżyła zamach terrorystyczny w Oklahomie.
Trudno powiedzieć, żeby Rosjanka miała typowe czy nudne życie, ale niewiele wskazywało na to, żeby miała stać się tym, kim jest obecnie. Nawet kiedy już powróciła do Rosji – doznawała porażki za porażką. Odmawiano jej dostępu do trzech kolejnym lodowisk – a na czwartym mogła pracować przez zaledwie półtorej godziny dziennie. Doszło nawet do tego, że… trenowała, czy też uczyła podstaw, amatorów. Innymi słowami – była instruktorką łyżwiarstwa.
Rok 2008 okazał się jednak dla niej przełomowy – po pierwsze otrzymała telefon od Danieli Lipnickiej. Po drugie – znalazła zatrudnienie w szkole sportowej specjalizującej się w łyżwiarstwie figurowym, zwanej Sambo 70. Pracuje w niej do teraz.
Z tym, że obecnie ma miliony na koncie, co potwierdzają jej ubiór czy aparycja. Zdążyła też – i to zapewne nie raz – podać rękę Wladimirowi Putinowi. A także otrzymać mnóstwo nagród oraz wyróżnień. No i w końcu znaleźć się na ustach całego świata.
Choć to nie o jej osiągnięciach mówi się najwięcej.
Łzy i zazdrość
Eteri Tutberidze nie działa sama. W jej sztabie znajduje się Daniił Gleikhengauz – odpowiedzialny w dużej mierze za choreografię, dobieranie muzyki do występów, w czym zresztą jest podobno prawdziwym mistrzem. A także Siergiej Dudakow – który jako zawodnik reprezentował w latach osiemdziesiątych ZSRR, a do Sambo 70 dołączył jeszcze przed największymi sukcesami, w 2011 roku. Rosjanka współpracuje również z Filipem Szwedzkim – doktorem, który w przeszłości… został wyrzucony z rosyjskiej kadry wioślarzy, bo był zamieszony w aferę dopingową w 2007 roku.
Zespół Eteri cieszył się popularnością w Rosji, ale ostatnio znalazł się na światowym świeczniku. Najpierw wybuchła dopingowa afera – na skutek pozytywnego wyniku testu antydopingowego Waliewej. A potem afera po zawodach solistek – w których dwójka wychowanek Eteri zdobyła złoty i srebrny medal, a 15-letnia Kamila, skazywana na triumf, ale pokonana przez presję, zakończyła rywalizację na czwartym miejscu.
Kiedy po ogłoszeniu wyników dziewczyny zaczęły płakać albo okazywać zakłopotanie, mogliśmy przypuszczać, że boli je porażka oraz nieszczęście koleżanki. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Mniej idealistyczna.
Anna Szczerbakowa, która sięgnęła po złoty krążek, nie wiedziała po prostu, jak się ma zachować. Szczególnie że mimo swojego sukcesu nie była w centrum uwagi. – Wciąż nie jestem w stanie przetworzyć tego, co się stało. Z jednej strony czuję się szczęśliwa, z drugiej jest we mnie pustka. Nie czuję, że to o mnie wszyscy mówią – opowiadała.
Aleksandra Trusowa, która zdobyła srebro, nie mogła pogodzić się z werdyktem. Mimo tego, że w programie dowolnym wykonała pięć poczwórnych skoków (rekord wszechczasów), przegrała z koleżanką. I wykrzykiwała swoje frustracje w kierunku Tutberidze, co uchwyciły kamery: – Nigdy już nie wyjdę na lód! Nigdy! Nienawidzę tego! To niemożliwe, nie idę na ceremonię! Wszyscy mają złoty medal, tylko nie ja! Nienawidzę tego wszystkiego!
Kamila Waliewa, która jeszcze przed wybuchem afery dopingowej była „skazywana” na złoto, wyglądała natomiast, jakby chciała zniknąć z tego świata. Kryła twarz w dłoniach. I zapewne miała w głowie słowa Tutberidze, które usłyszała tuż po swoim nieudanym występie: – Dlaczego odpuściłaś? Wytłumacz mi, dlaczego przestałaś walczyć? Poddałaś się po tamtym akslu. Dlaczego?
To, co działo się wokół nastoletnich dziewczyn, nie ominęło Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Na komentarz zdecydował się szef tej organizacji, Thomas Bach: – Kiedy zobaczyłem, jak została przyjęta przez swój najbliższy zespół, w taki chłodny sposób, to było bardzo nieprzyjemne. Zamiast wsparcia, próby pomocy, mogliśmy dostrzec zimną atmosferę, dystans – mówił o sytuacji Waliewy oraz Tutberidze.
Pierwsze kroki zostały już podjęte. MKOl ma przyjrzeć się sprawie rosyjskich łyżwiarek, podobnie jak WADA, która jednak oczywiście skupi się na dopingu Waliewej. Międzynarodowa Unia Łyżwiarska zamierza natomiast (ponownie) debatować nad podwyższeniem wieku zawodniczek mogących brać udział w seniorskich zawodach – z piętnastu na siedemnaście lat.
Olimpijska afera zadziałała zatem jak alarm. Ale ostatnie wydarzenia nie powinny być niczym zaskakującym. Podczas igrzysk w Pjongcznangu – w podobny sposób jak Trusowa – zareagowała Jewgienija Miedwiediewa. Niedługo po tym jak przegrała rywalizację o złoty medal z Aliną Zagitową, rzuciła się zapłakana w ramiona Tutberidze i wykrzyczała do niej „zrobiłaś wszystko, żeby Alina wygrała”. A już po olimpijskiej imprezie ta sama łyżwiarka opuściła rosyjski zespół i rozpoczęła treningi z Kanadyjczykiem Brianem Orserem (czego Tutberidze dowiedziała się z telewizji).
W kolejnych latach mówiła, że metody Eteri są skuteczne, ale z wiekiem coraz trudniej je znosić. A także, że doświadczała okrucieństwa oraz nie była chwalona nawet w momentach, gdy wygrywała. Z Tutberidze rozstawały się też między innymi Alena Kostornaia (mistrzyni Europy z 2020 roku), którą denerwowało trenowanie na tym samym lodowisku z dużą grupą łyżwiarek, czy niebranie jej opinii pod uwagę przy tworzeniu programów oraz… wspomniana Trusowa, srebrna medalistka z Pekinu, która narzekała na „brak uwagi ze strony sztabu szkoleniowego”.
Cała trójka była sfrustrowana pracą z Eteri Tutberidze. Rozstawała się z nią w nienajlepszej atmosferze. A potem do niej wracała.
Nastoletnia rywalizacja
Nastolatki lubią się do siebie porównywać. Rosyjskie łyżwiarki figurowe nie stanowią wyjątku. Kiedy jedna dostaje kontuzji albo czuje się gorzej, stara się ukryć swoje problemy, bo wie, że tej, która jest od niej lepsza, nic nie dolega. A nawet kiedy lepszej nie ma – te gorsze przecież nie śpią, tylko trenują i robią postępy. Nie chce zatem opuścić treningu – bo jeszcze zostanie wyprzedzona. I zaciska zęby.
To tylko hipotetyczna sytuacja – ale tłumacząca, co stoi za podejściem Tutberidze. Kiedy większość trenerów w różnych dyscyplinach woli skupić się na rozwoju poszczególnych zawodników, jej nie przeszkadza trenowanie sporej grupy. Wie, jak wewnętrzna rywalizacja wpływa na progres pośród jej wychowanek. W czasie zimowych igrzysk w Pekinie miała pod skrzydłami trzy najlepsze łyżwiarki figurowe świata, wspomniane wcześniej: Waliewę, Trusową oraz Szczerbakową.
Ale w domu – z powodu krajowych limitów – zostały Alena Kostornaia, Daria Usaczewa (w jej przypadku pojawiła się też kontuzja) oraz Majia Chromych, które oczywiście nadawałyby się na „jedynkę” w pozostałych nacjach.
Do niedawna Tutberidze trenowała też ze wspomnianą Miedwiediewą, która jednak zakończyła karierę ze względu na „chroniczny ból pleców”. W niepamięć poszła również Alina Zagitowa, mistrzyni olimpijska z Pjongczgangu, której dokuczał „brak motywacji”. Problemy z plecami wyeliminowały Elizabet Tursynbajewę, wicemistrzynię świata z 2019 roku (złoto na tej samej imprezie zdobyła… Zagitowa, a brąz Miedwiediewa). Melodią przeszłości stała się oczywiście Julia Lipnicka, pierwsze złoto dziecko Eteri, która walczyła z anoreksją, aż w końcu w 2017 roku „zawiesiła łyżwy na kołku”.
To nie tajemnica – zawodniczki Tutberidze mają krótkie przygody ze sportem. I kończą je z powtarzających się powodów – wypalenia, kontuzji oraz innych problemów ze zdrowiem. – Eteri była mądra w swoim podejściu. Jako pierwsza znalazła metodę, aby uczyć dziewczyny poczwórnych skoków. I ta metoda działa, ale tylko do siedemnastego roku życia. Co łyżwiarki mają począć później? – mówił Benoit Richaud, francuski trener łyżwiarstwa.
Poczwórne skoki to najmocniejszy oręż w arsenale rosyjskich łyżwiarek. Są na tyle wysoko punktowane, że rywalki, które stawiają na łatwiejsze elementy, nie są nawet w stanie podjąć rywalizacji. Muszą polegać na potknięciach Rosjanek – tak jak Kaori Sakamoto, która zdobyła brązowy medal olimpijski w Pekinie, bo program Waliewej był pełen błędów. Coś takiego nie zdarza się jednak często – od momentu, gdy Tutberidze pojawiła się na wielkiej scenie, reprezentantki Sbornej po prostu dominują (w pierwszej dwudziestce najlepszych występów solistek w historii nie znajdziemy żadnej łyżwiarki, która nie trenowała z Eteri).
– Jest najlepsza, trzyma cały świat w garści. Z drugiej strony: chcesz wygrywać, ale nie chcesz mieć traumy do końca życia – mówiła Surya Bonaly, wielokrotna mistrzyni Europy w łyżwiarstwie figurowym. – Potrafi sprawić, że dziewczyny robią rzeczy, które nie wierzyły, że są w ich zasięgu – zauważał Waleri Prudski, który zna Tutberidze jeszcze z czasów zawodniczych.
Nikt nie wątpi w umiejętności rosyjskiej trenerki. Jednak do jego ogródka wpadają kolejne kamyczki. Mówimy nie tylko o kończących karierę nastoletnich dziewczynach, wypalonych, z pękającym ciałami. Ale teraz również i o dopingu.
Świat swoje, Rosja swoje?
Tutberidze wielokrotnie wspominała, że młode łyżwiarki są lepsze od młodych łyżwiarzy. I nie rozumiała, dlaczego to chłopców uczy się poczwórnych skoków chłopców, a dziewczyn nie. Postanowiła te realia zmienić. Gdy zadawano jej natomiast pytania o kontuzjach czy obciążeniach treningowych, podkreślała, że ogranicza liczbę prób swoich zawodniczek. Choć nie jest to łatwe, bo one chcą trenować więcej, a nie mniej. A gdy zastanawiano się, czemu rzuca piętnastolatki na głębokie wody, zamiast dłużej przetrzymać je w zawodach juniorskich, mówiła o „równych szansach” dla każdego. Jeśli są dobre, to czemu mają nie startować?
Dla Rosjanki liczą się tylko wyniki. Zatem dla dziewczyn, uczęszczających do Sambo 77, siłą rzeczy również. Młode łyżwiarki, które trafiają pod skrzydła Tutberidze, trenują od ośmiu do nawet dwunastu godzin dziennie. A kiedy mają wolne… chodzą na lekcje w szkole. Żyją więc po to, żeby jeździć na łyżwach, a jeżdżą po to, żeby zdobywać złote medale. Dlatego kiedy – jak Miedwiediewa czy Trusowa – kończą rywalizację na drugim miejscu, odbierają to jako swoją wielką porażkę.
– Największym sekretem Eteri jest to, że robi wszystko w swojej mocy, żeby być najlepszą. To jej recepta na sukces: włóż całą swoją energię w podążanie za wynikami – mówiła o swojej wychowawczyni Miedwiediewa. Sama się przekonała, ile jest w stanie zyskać na współpracy z Tutberidze. A także, jak ta współpraca się zazwyczaj kończy.
Nie ma wątpliwości, że działania Eteri Tutberidze są nieetyczne. Nie chodzi tylko o reżim treningowy – ale rygorystyczne diety, oparte na proszkowanych posiłkach, przyjmowanie środków jak „Lupron”, które mają opóźniać proces dojrzewania, codzienne ważenia łyżwiarek, czy przemoc psychiczną oraz słowną. Bo nie jest tajemnicą, że przy lodowisku Khrustalny, krzyki są na porządku dziennym. A teraz być może pojawił się ostatni element układanki – czyli „szprycowanie” nastolatek dopingiem.
Trudno uwierzyć, żeby Waliewa działała na własną rękę. Trudno też nie nabierać podejrzeń, skoro Eteri w przeszłości broniła zażywania meldonium, sugerując, że ten środek w ogóle nie pomaga w rywalizacji sportowej.
Choć oczywiście – jest szansa, że Rosjanom uda się obronić, udowodnić, że trimetazydyna znalazła się w organizmie 15-latki przez absolutny przypadek. To jednak nie przekreśla reszty wspomnianych grzechów Eteri Tutberidze.
Tylko co z tego, skoro po igrzyskach Rosjanka trafi ponownie do kraju, w którym jest uwielbiana? Sprawa Waliewej może ją uderzyć – ale raczej nie wykluczy z łyżwiarskiego środowiska, które jeszcze niedawno nagradzało ją wyróżnieniami dla najlepszego szkoleniowca. Być może najbardziej optymalnym i realistycznym rozwiązaniem będzie wspomniane podwyższenie średniej wieku. Tak żeby na igrzyskach nie pojawiały się już piętnastolatki, tylko co najwyżej siedemnastolatki.
Ale przecież Aleksandra Trusowa, która po zdobyciu srebrnego medalu popadła w histerię i czuła się oszukana, a potem na podium pokazała w kierunku kamer środkowy palec, miała właśnie siedemnaście lat. To wciąż było dziecko. Dziecko zaprogramowane przez Eteri Tutberidze na to, żeby wygrywać. Dziecko, które kiedy dorośnie, prawdopodobnie pójdzie w odstawkę. I w jego miejsce pojawią się kolejne produkty z moskiewskiej szkoły.
KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl
Źródła: New York Post, L’Equipe, Washington Post, Bild, Associated Press, Sports.ru, Business Insider, New York Times, Slate.com, USA Today.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS