Kraje UE wychodzą słabsze z pandemii, w wielu z nich były protesty przeciwko lockdownom.
– Covid-19, post-Covid – słowem Zachód jest słaby, a w Ameryce rządzi nowa administracja. Te kremlowskie kalkulacje nie były sztuką dla sztuki – służyły realizacji niezmiennego od lat celu Rosji, jakim jest zmiana obecnej architektury bezpieczeństwa. Kremlowi nie odpowiada rola Stanów Zjednoczonych w Europie, bo to przeszkadza Rosji w realizowaniu rewizjonistycznych planów. Rosji nie podoba się, że NATO się rozszerza i że Ukraina zmierza ku normalności.
Powiedzmy wprost: nie podoba się to, że zmierza ku demokracji.
– Oczywiście – kiedy w Rosji są wybory z góry wiadomo, kto je wygra, a na Ukrainie – nie. I to jest ta subtelna różnica. Zmieniło się też bardzo społeczeństwo ukraińskie, zresztą w dużym stopniu dzięki Rosji. Ale decyzja o operacji zapadła też z innego powodu – Rosja zdaje sobie sprawę, że zmiany zachodzące na świecie nie są dla niej korzystne. W odróżnieniu od Chin nie ma bowiem silnych podstaw gospodarczych – rosyjska gospodarka opiera się na eksporcie surowców, których ceny się wahają. Oczywiście bogactwem Rosji jest nie tylko ropa i gaz, ale i ruda żelaza, metale rzadkie, cała tablica Mendelejewa. Kreml nie jest w stanie powstrzymać jednak pewnym zmian – na przykład tego, że świat powoli, ale konsekwentnie zmierza w kierunku odnawialnych źródeł energii, następuje dywersyfikacja dostaw, więc jeśli Rosja nie zmieni podstaw swojej gospodarki, może mieć kłopoty.
Bo popyt na gaz i ropę będzie malał.
– I kraj zacznie tracić główne źródło dochodów. Gospodarczo Rosja jest karłem w stosunku do swego potencjału. Niemcy powiadają, że ważny jest handel z Rosją, ale ich obroty z państwami Europy Środkowo-Wschodniej są dużo wyższe. Udział Rosji w światowej gospodarce maleje i to się szybko nie zmieni, bo żeby się zmieniło, potrzebne są reformy gospodarcze, ale nie da się ich przeprowadzić bez reform politycznych, których Kreml nie chce. Reformy są w interesie zwyczajnych Rosjan, ale elita władzy reformować kraju nie chce, bo by na nich straciła.
Skoro reform nie da się przeprowadzić, to trzeba rozpętać jakąś nową wojnę albo konfrontację, bo to daje szansę na zjednoczenie narodu wokół władzy. Rosja ma na podorędziu siły i środki – armię, szantaż energetyczny, dezinformację. To jest agenda negatywna, ale Kremlowi nie zależy, aby Rosja była szanowana na świecie, żeby zdobywała tzw. pozytywne punkty. Chodzi tylko o to, by budziła strach. Tak oto znaleźliśmy się więc w punkcie, w którym Rosja wywołała sztuczny kryzys, a przy okazji wysunęła pod adresem NATO i Zachodu żądania, które są nie do spełnienia, o czym w Moskwie wszyscy wiedzą. Ostatnie odpowiedzi rosyjskie wysłane do USA i NATO w pełni to potwierdzają, są wręcz świadomą formą prowokacji politycznej.
Po co to Rosja robi?
– Żeby mimo wszystko coś ugrać. Dla Rosji jest to gra na ostro, bez ślepych naboi. A Zachód ma problem, no bo jak postępować z szantażystą? Jak napastnik weźmie zakładników w banku, to trzeba z nim ponegocjować a potem myśleć o obezwładnieniu go albo wykorzystaniu snajperów. W przypadku Rosji takie porównania się kończą, bo mamy do czynienia z dużym i silnym państwem. Trzeba więc uświadomić Rosjanom, że koszty ewentualnej inwazji na Ukrainę będą na tyle wysokie, żeby się do tego nie posunęli.
Układanie się z silnym terrorystą jest trudne, to trzeba przy tym pokazywać gotowość do dialogu. Politycy zachodni to robią, choć czasem z zaciśniętymi zębami. A jak prowadzi się dialog z Moskwą, to przede wszystkim trzeba utrzymać jedność, bo Rosja próbuje Zachód rozgrywać. Pisma z żądaniami wysłała do NATO, USA i osobno do państw członkowskich UE. Unia Europejska na żądania Rosji odpowiedziała kolektywnie. Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow był tym bardzo zaskoczony, mówił, że oczekiwano na odpowiedź poszczególnych krajów, a nie całej UE.
Poza stanowiskiem Węgier i wypowiedziami prezydenta Chorwacji na stanowisku Zachodu nie było rys. Spójna reakcja Zachodu zaskoczyła Rosję? Na Kremlu liczono na niesnaski pomiędzy Ameryką a Europą?
– Początki nie były takie idealne. Zaoferowanie Rosji spotkania w Genewie było błędem administracji USA. Kreml dostał bowiem coś za darmo. Amerykanie, delikatnie mówiąc, przyjęli zbyt romantyczne założenia wobec Rosji, że z Putinem warto rozmawiać. OK, trzeba rozmawiać, ale obie strony muszą podchodzić do rozmów uczciwie z myślą o uzgodnieniach albo przynajmniej o wyodrębnieniu pakietu rozbieżności. Niestety Rosja nie jest zainteresowana tym, żeby się porozumieć. Weźmy tzw. Porozumienia Mińskie – Francuzi i Niemcy wywierają presję na Ukraińcach, którzy mają do głowy przystawiony pistolet. Rosja żąda, aby Ukraina wdrożyła wszystkie elementy tych porozumień, ale sama ich nie przestrzega. Dla Kijowa i Zachodu Porozumienia Mińskie to sposób na deeskalację konfliktu i doprowadzenie do tego, żeby na wschodzie Ukrainy przestali ginąć ludzie. Dla Rosji to tylko instrument nacisku.
Kryzys ukraiński wzmocnił NATO?
– Tak, choć jedność udało się uzyskać po trudnych początkach. Administracji Joe Bidena należą się tu wielkie słowa uznania, bo wyciągnęła wnioski z błędów i zaczęła częściej konsultować się z sojusznikami z Europy. To dowód wielkiej dojrzałości i siły. Co więcej, Amerykanie zaczęli wykorzystywać do rozgrywki z Kremlem w większym stopniu informacje niejawne, co od dawna postulowała społeczność ekspercka. Rosjanie robili to od dawna i to w sposób bezczelny. Najważniejsze, że nie skończyło się na mówieniu o solidarności i jedności. Waszyngton dał przykład innym krajom NATO, wysyłając żołnierzy do Polski czy innych krajów wschodniej flanki, co pociągnęło za sobą pozytywną reakcję innych państw: Francja wzmocniła flankę południową, Niemcy wysłali kilkaset żołnierzy na Litwę, Hiszpanie okręty wojenne, itd.
Mam wrażenie, że Rosja przekalkulowała, bo jej operacja skonsolidowała nie tylko NATO, ale i społeczeństwo ukraińskie.
– Ten drugi efekt jest bardzo ważny, bo cała operacja odstraszania Rosji od inwazji na Ukrainę nie przynosiłaby spodziewanych efektów, gdyby sami Ukraińcy byli podzieleni. Owszem, w Kijowie wciąż zdarzają się zgrzyty – niedawno przewodniczący frakcji prezydenckiej w Werhownej Radzie powiedział, że amerykańskie i zachodnie media nie różnią się zbyt wiele od rosyjskiej propagandy, bo codziennie piszą o inwazji. Przecież coś takiego nie powinno mieć miejsca! Na szczęście społeczeństwo ukraińskie nie rozsypało się, czego na Kremlu oczekiwano. Co więcej, jest absolutnie zdeterminowane, by bronić swego kraju, przygotowuje się na ewentualną inwazję i Rosjanie muszą się z tym liczyć. Koledzy, którzy wrócili niedawno z Ukrainy opowiadają, że panuje tam atmosfera jak przed Powstaniem Warszawskim, to znaczy wszyscy są gotowi do walki, choć zdają sobie sprawę z niekorzystnego układu sił. Wielkie znaczenie ma też zachodnia pomoc dla Ukrainy – przykład dali Brytyjczycy i Amerykanie, wysyłając broń, ale w ślad poszły też inne kraje NATO. Wyjątkiem są Niemcy, którzy odmówili pomocy i w końcu zdecydowali się tylko na wysłanie hełmów. Ale ukraińskie siły zbrojne otrzymały spore wsparcie sprzętowe. Wszystko to razem sprawiło, że kalkulacja Kremla w dużej części spaliła na panewce. Gdyby Rosjanie zdecydowali się na inwazję miesiąc czy półtora miesiąca wcześniej, być może ich szanse na osiągnięcie celów byłyby większe.
A może Putina zirytowało to, że od samego początku inicjatywę na froncie informacyjnym przejęli Amerykanie, informując świat najpierw o gromadzeniu się rosyjskich wojsk, potem podając wręcz daty inwazji?
– W Rosji mamy mocno scentralizowany system, w którym jedna osoba decyduje praktycznie o wszystkim. Wielu ludzi z najbliższego kręgu Putina nie wie, co siedzi w jego głowie, więc psychologia tego człowieka ma ogromne znaczenie. Psychoanalityk może wnieść w tej kwestii więcej niż strateg. Nie wiem, co zirytowało prezydenta Rosji i na ile było decydujące to, że Amerykanie wyznaczyli nawet datę możliwej inwazji. Ale w końcu liczy się to, by odwieść Rosję od inwazji na Ukrainę, zmniejszyć jej prawdopodobieństwo poprzez zwiększenie jej kosztów.
To, co dzieje się między Ukrainą, Rosją a Zachodem to nie jest gra komputerowa. Strasznie irytują mnie komentarze w stylu: „niech Ruscy w końcu wejdą, to Ukraińcy im pokażą”! Takie podchodzenie do sprawy jest bzdurne, bo wojna byłaby tragedią. Polecam lekturę geopolitycznego bloga Juliana Lindleya-Frencha, który ostatnio poświęcił dwie strony temu jak wygląda wojna z brutalnymi szczegółami: np. co dzieje się, kiedy pocisk uderza w okopy. Trzeba więc robić wszystko, bo do wojny nie dopuścić. Niestety rosyjski reżim nie kieruje się względami humanitarnymi, nie dręczą go też jakieś dylematy moralne. Rosjanie pokazali to w 2014 roku na Ukrainie [zestrzelenie samolotu Malaysia Airlines – red.], później w Syrii. Rosjanie nie mają problemu z bombardowaniem szpitali. Wojna byłaby więc katastrofą dla Ukrainy a także, w dłuższej perspektywie czasowej, katastrofą dla Rosji.
Musimy jednak pamiętać, że Putin nie należy do przywódców, którzy biorą takie kwestie pod uwagę, podejmując decyzję o agresji. To jest przecież człowiek, który powiedział kiedyś publicznie, że jeśli doszłoby do wojny atomowej, to świat bez Rosji nie byłby wart przetrwania. Papież Franciszek zapewne nie wierzy w obowiązującą wciąż w Kościele Katolickim doktrynę nieomylności papieża, ale podejrzewam, że Putin w swoją nieomylność wierzy święcie. Jego ulubionym modus operandi jest atak – uważa go za najbardziej skuteczną formę działania. Putin ma też obsesję na punkcie swojego zdrowia, czego przykładem jest ów długi stół COVID-owy na Kremlu, przy którym siadali prezydent Macron i kanclerz Scholz, i długowieczności – będąc w Kazachstanie odwiedzał tam działający tam instytut długowieczności. Nawet w trakcie kolacji z królową brytyjską w Buckingham Palace człowiek ochrony Putina sprawdzał dania w kuchni… Podsumowując, fobie i obsesje prezydenta Rosji mają znaczenie, a trzeba pamiętać, że ma on też obsesję na punkcie Ukrainy.
Dlaczego Putin nienawidzi NATO? Ostatnio, po spotkaniu z Orbánem w Moskwie, powiedział, że rozszerzenie NATO o Polskę to było oszustwo.
– Mówiąc to był nieuczciwy nawet wobec siebie samego. Uczestniczyłem w różnych rozmowach Sekretarzy Generalnych z Putinem w czasie mojej pracy w NATO i wiem co wtedy mówił. Nie mogę tego ujawniać, ale wystarczy sięgnąć po jego różne wystąpienia publiczne sprzed 20 lat. Na początku pierwszej dekady XXI wieku Kiedy Polska, Czechy i Węgry były już członkami sojuszu a dyskutowano rozszerzenie NATO o państwa bałtyckie mówił w wywiadach, że nie widzi wielkiego problemu w rozszerzeniu Sojuszu o te trzy kraje Europy Środkowej, bo NATO jest organizacją obronną, a żyjemy w nowym świecie.
Kiedy rozmawia się o Putinie, trzeba mieć w tyle głowy jego motywacje. Choć po ponad 20 latach u władzy wydaje się być znudzony sprawami wewnętrznymi i odgrywa rolę światowego demiurga, to podstawą jego władzy jest rząd dusz w Rosji. Popularność zdobył dzięki krwawym wojnom w Czeczenii. Analizami zagrożenie zajmują się w Moskwie wciąż wojskowi, a tu następuje pewna ewolucji. Weźmy choćby ostatni apel generała Władimira Iwaszowa…
Chodzi o słynne słowa: „Użycie siły wojskowej przeciw Ukrainie po pierwsze postawi znak zapytania nad istnieniem samej Rosji, po drugie na zawsze uczyni z Ukraińców i Rosjan śmiertelnych wrogów. (…) Od prezydenta żądamy rezygnacji z przestępczej polityki prowokowania wojny, w której Rosja stanie osamotniona wobec zjednoczonych sił Zachodu (…) i podania się do dymisji”?
– Dobrze pamiętam generała Iwaszowa z czasu, gdy pracowałem w NATO. Kiedy sekretarzem generalnym sojuszu był Lord Robertson, odpowiadał w rosyjskim MON za kontakty międzynarodowe. Zalazł nam wtedy za skórę, bo opowiadał różne bzdury – np. że samoloty NATO zrzucają odpady nuklearne nad Jugosławią. Był twardogłowym nacjonalistą (chociaż pisał wiersze, dlatego na pożegnanie dostał od Robertsona wieczne pióro) i takim pozostał. Dlaczego więc wystąpił otwarcie przeciw Putinowi? Także dlatego, że nie zawdzięcza swojej wojskowej kariery obecnemu prezydentowi. Pamiętajmy, że przez wiele lat Putin usuwał ze swego otoczenia ludzi, którzy mieli inne zdanie niż on, bo się lepiej znali na bezpieczeństwie czy innych kwestach niż on. W tej chwili otoczony jest osobami, które ślepo mu wierzą, bo zawdzięczają mu karierę i są ulepieni z tej samej co on gliny.
Jeśli chodzi o rosyjskie społeczeństwo, badania opinii publicznej pokazują, że pranie mózgów zrobiło swoje. Elity się zmieniły, to co na początku rządów Putina było absolutnym marginesem, stało się teraz mainstreamem. Słyszy się rzeczy niesłychane – opowieści o tym, że Ukraina to kraj bandycki czy nazistowski, a na Zachodzie rządzą zboczeńcy, itd. Rosyjska elita otwarcie nawołuje dziś do wojny i agresji. Weźmy rosyjski MSZ i ostatnią wypowiedź ambasadora Rosji w Szwecji o, delikatnie mówiąc, defekacji na sankcje Zachodu.
Ambasador powiedział to, co myśli Kreml.
– Pewnie tak, ale tak nie zachowują się nawet dyplomaci Iranu. Zadaniem MSZ jest prowadzenie rozmów z partnerami, ale w Rosji zręby polityki zagranicznej nie powstają w tym ministerstwie, tylko gdzie indziej, zaś MSZ niewiele różni się od propagandowego kanału Russia Today. Niedawno Ławrow podpisał się pod komunikatem mówiącym o tym, że Wielka Brytania wysłała na Ukrainę kilkaset tysięcy żołnierzy. Tyle że brytyjska armia lądowa tylu nie posiada, bo jest najmniejsza od czasów wojen napoleońskich. Komunikat skasowano.
Tragedią Rosji jest to, że państwem zarządzają ci, którzy gotowi są na podpisywaniem się pod piramidalnymi bzdurami, byle tylko zadowolić tych na Kremlu. Ludzie światli albo odważni, którzy mogliby coś zmienić i pchnąć kraj we właściwym kierunku, siedzą albo w łagrze jak Nawalny, albo już dawno temu z Rosji wyjechali. W związku z tym dramatycznie rozmijają się interesy Kremla i Rosjan. Z punktu widzenia rządzących nie ma znaczenia, ile Rosjanie stracą, rozpętując konflikt z Zachodem albo wiążąc się ściślej z Chinami.
Pandemia udowodniła słabość Rosji. Ostatnio do szpitala z ciężkim COVID trafił Władimir Żyrinowski, choć wcześniej chwalił się, że zaszczepił się Sputnikiem ze 20 razy! W normalnym kraju władze przejęły by się ewentualnymi konsekwencjami zaostrzenia sankcji dla obywateli, ale w Rosji nikt o tym nie myśli. Minister finansów opowiada, że kraj jest przygotowany, bo przygotował specjalną tarczę finansową przeciwko sankcjom i co najwyżej kraj odczuje perturbacje…
Dzięki wysokim cenom ropy i gazu rezerwy walutowe Rosji są najwyższe w historii Federacji Rosyjskiej.
– Ale jest też bardzo wysoka inflacja i poziom życia Rosjan, który podnosił się przez pierwsze kilkanaście lat rządów Putina, znów zaczął spadać. Rosyjska infrastruktura jest w katastrofalnym stanie. Przekonałem się o tym osobiście, kiedy mieszkałem w Moskwie. Wystarczyło wyjechać 50 km od Moskwy i zaczynał się dramat. Drogi czy szpitale są niedoinwestowane, podobnie jak i uczelnie. Dlaczego żaden z rosyjskich uniwersytetów nie jest nawet w pierwszej setce najlepszych uczelni na świecie? Rosji grozi cywilizacyjna zapaść, która jest konsekwencją polityki Kremla. Zachód ma więc do czynienia z władzami kraju, którym nie zależy na przyszłości swego państwa czy społeczeństwa. To jest wielkie nieszczęście, bo musimy układać się z szantażystą, który funkcjonuje w zupełnie innej logice i potencjalnie nie ma nic do stracenia poza władzą.
* Robert Pszczel (ur. 1962) były polski dyplomata, zajmował się procesem wprowadzania Polski do NATO, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego, w Kwaterze Głównej NATO pracował od 1999 do 2021 roku, w latach 2010-15 był dyrektorem Biura Informacji NATO w Moskwie. Współpracuje z licznymi think tankami: holenderskim Clingendael, Martens Centre, Polskim Instytutem Spraw Międzynarodowych, brytyjskim RUSI (Royal United Services Institute), Senior Fellow Fundacji im. Kazimierza Puławskiego. Członek rady redakcyjnej Polskiego Przeglądu Dyplomatycznego PISM
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS