A A+ A++

Na blogu Dominika Łazarza, widniejącego na oficjalnej stronie Parlamentu Europejskiego jako usługodawca europoseł PO Elżbiety Łukacijewskiej, można przeczytać wpis o rzekomo kłamliwej kampanii billboardowej polskich elektrowni. Postanowiłem się temu trochę przyjrzeć.

Na znanych wszystkim billboardach napisano, że opłata klimatyczna UE to 60% kosztów PRODUKCJI energii. Pan Dominik wrzucił zdjęcie plakatu z domalowanym (malowanie po plakatach kandydatki PO na prezydenta zgłaszał na policję – to też zgłosi?) przez wandala napisem “kłamstwo”. Szkopuł w tym, że to prawda, co potwierdza sama Komisja Europejska. Na grafice umieszczonej na oficjalnych kanałach KE czytamy “Koszty emisji CO2 stanowią 60% kosztów PRODUKCJI energii (…)”. Dalej mamy wyjaśnienia jaki ma to udział w całości rachunku za prąd. Niemniej – 60% w PRODUKCJI energii jest daną prawdziwą. Kampanię finansowały elektrownie odpowiedzialne za produkcję energii właśnie. Od przesyłu, dystrybucji itd. są inne podmioty, więc naturalne jest to, że producenci wypowiadają o swoich kosztach. Tym bardziej, że emisje dotyczą właśnie wytwarzania energii a nie jej przesyłu itd. Gdzie więc to kłamstwo? Niemożliwie przecież, aby pan Dominik “pomawiał” kogoś o kłamstwo 😉

Billboardy nie opisują też, że UE dostaje pieniądze z handlu emisjami CO2, choć to system handlu emisjami jest mechanizmem unijnym właśnie, stąd prawdziwe jest wiązanie polityki unijnej ze skutkami w postaci cen energii. Dalej p. Dominik pisze, że PiS odpowiada za to, że podobno większość środków z opłat emisyjnych przeznacza się na zbędne wydatki. To też można sprawdzić.

Dyrektywa unijna o handlu emisjami mówi, że co najmniej 50% środków z opłat za emisje ma być przeznaczone na cele klimatyczne. Państwa członkowskie składają z tego roczne raporty. Instytucje unijne nigdy nie kwestionowały polskich sprawozdań w tym zakresie, więc można wysnuć wniosek, że warunek był spełniony. Znalazłem raport opracowany w 2016 r., gdzie analizowano sprawozdania krajów członkowskich UE za lata 2013-2015, więc u nas w schyłkowym okresie rządów umiłowanej przez p. Dominika PO. Tam wskazano, że Polska przeznaczała wówczas 52% środków z handlu emisjami na działania klimatyczne. Czyli w zasadzie mamy sytuację podobną za obecnych jak i poprzednich rządów. Czy Pan Dominik będzie szukał, gdzie poszła prawie połowa środków za rządów jego partii-matki? Obecny rząd środki z tych opłat przeznacza m.in. na programy “Czyste Powietrze”, “Mój Prąd” czy “Mój Elektryk”, sporo jest dystrybuowane przez NFOŚiGW. To działania znane każdemu z nas.

Na koniec pan Dominik z bliżej nieokreślonych powodów przytacza roczne wydatki KPRM (850 mln złotych). Nie wiem po co, ale dla równowagi dorzucę wydatki z 2020 r. w dziale administracja w segmencie samej Komisji Europejskiej: 3,7 miliarda euro. W KPRM miliony, w KE miliardy, u nas złotych a tam euro.To jak ktoś byłby ciekaw.

Ponieważ lubię dane i ich analizę, to zajrzałem do zbiorów Eurostatu (tego źródła pan Dominik chyba nie zakwestionuje). A tam według danych z 2021 r. przeliczając standardem siły nabywczej (PPS) w segmencie gospodarstw domowych do 4 osób (średnie zużycie energii) Polska ma 5. miejsce jeśli chodzi o ceny energii. Droższą energię mają Czechy, Niemcy, Hiszpania i Rumunia (w przeliczeniu na euro mamy odległe 17. miejsce). Cena samej energii odliczając podatki i opłaty krajowe stanowi (odrzucając skrajności) w państwach członkowskich 50-80% rachunku. Najbardziej opodatkowana jest energia w Danii, Niemczech, Portugalii. W Polsce w cenie samej energii bez podatków, opłat znaczny udział ma właśnie koszt emisji CO2.

Wnioski? Nie ma tu prostych czy też czarno-białych konkluzji. Transformacja energetyczna jest niezbędna, a to proces na lata i musi odbyć się z uwzględnieniem skutków społeczno-gospodarczych. Polityka UE musi uwzględniać różnice między krajami członkowskimi w zakresie miksu energetycznego i ogólnej sytuacji społeczno-ekonomicznej. Faktem jest, że znaczną część (ok. 60%) kosztów produkcji energii w Polsce stanowią certyfikaty emisji CO2, a handel nimi jest elementem polityki UE. Siłą rzeczy w samym rachunku odsetek ten jest mniejszy, ale słynne plakaty mówią o produkcji energii a nie rachunku, a udział rzędu 20-25% pochodnej polityki UE w naszych rachunkach nadal jest niepomijalny. Czy stwierdzanie faktów, analiza danych to Polexit? Według gorących głów z wbitym dogmatem o nieomylności i wspaniałości UE może tak. Ale ekstremami nie ma się co przejmować, tylko próbować patrzeć na cały obraz. I działać wyciągnąwszy wnioski.

P.S. Kompresja robi swoje, więc jak ktoś chce bliżej przyjrzeć się danym to zapraszam na strony Eurostatu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu:
Kłamliwa prawda? Zejdźmy na ziemię.. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku “zgłoś”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLM M: Jastrzębski pokonał VfB i zapewnił sobie rozstawienie
Następny artykułKłopoty Manchesteru United. FA oskarża i wszczyna śledztwo