A A+ A++

Siergiej Karaganow to jeden z architektów współczesnej polityki międzynarodowej Moskwy. Założyciel i długoletni przewodniczący Klubu Wałdajskiego nazywany bywa niekiedy „rosyjskim Kissingerem”. W ostatnim numerze czeskiego tygodnika „Echo” ukazał się interesujący wywiad z nim, przeprowadzony przez znanego dziennikarza Daniela Kaisera. Warto zwrócić uwagę na ten tekst, ponieważ wiele mówi nam o motywacjach i oglądzie sytuacji obecnych elit politycznych Rosji.

Widmo rewizjonizmu

Specyficzna jest również perspektywa obserwatorów znad Wełtawy. Komentatorzy w Pradze porównują bowiem obecną postawę Rosji wobec Ukrainy do postawy Trzeciej Rzeszy wobec Czechosłowacji, a zwłaszcza wobec Czech, w 1938 roku. Przypominają, iż Hitler uważał ład wersalski, panujący w Europie po I wojnie światowej, za krzywdzący dla Niemiec, dlatego dążył do rewizji tego porządku, najpierw metodą nacisków i szantażu, a później drogą zbrojną. Dokonywał przy tym aneksji terytorialnych, a jedną z pierwszych jego ofiar byli Czesi, zdradzeni podczas konferencji w Monachium przez swych zachodnioeuropejskich sojuszników: Francuzów i Anglików.

Prascy publicyści snują analogie między tamtymi czasami a dzisiejszymi, zauważając, że Rosja dąży do stworzenia nowego porządku międzynarodowego, ponieważ ten, który zapanował do zakończeniu zimnej wojny, uważa za niesprawiedliwy dla siebie. Ukraina dla Putina, tak jak niegdyś Czechosłowacja dla Hitlera, jest tylko jednym z elementów rewidowania dotychczasowego układu. W tym sensie Donbas odgrywa dziś taką rolę jak w 1938 roku Sudety.

Wywiad z Karaganowem wydaje się potwierdzać te diagnozy. Moskiewski ekspert ds. geostrategii wyjaśnia, iż wojska rosyjskie znajdują się przy granicy z Ukrainą z dwóch powodów:

Po pierwsze, aby zniechęcić ukraiński reżim do próby ataku na Donbas. Atak ten najprawdopodobniej doprowadziłby do zniszczenia tego, co pozostało z państwa ukraińskiego. Ale nie chcemy i nie potrzebujemy tam żadnej wojny. Po drugie, obecnością naszych wojsk zmuszamy naszych zachodnich partnerów do odzyskania zdrowych zmysłów i współpracy z nami w celu poważnego zbudowania sprawiedliwego i funkcjonującego systemu bezpieczeństwa w Europie. (…) Nasze siły są po to, by odstraszać, a nie atakować. Kijów jest marionetką w tej grze. Te środki są skierowane przeciw komuś innemu. (…) Dlatego nawet presja, którą teraz wywiera Rosja – a to dopiero początek – nie jest tak naprawdę presją na Kijów, bo to byłaby presja na marionetkę. Naciskamy na lalkarzy.

O ile pierwszy z wymienionych powodów koncentracji wojsk (obrona przed ukraińskim atakiem) trudno brać na poważnie, o tyle drugi jest jak najbardziej realny: Moskwa chce zmienić architekturę bezpieczeństwa w Europie. Jest to bowiem układ, który powstał po zakończeniu zimnej wojny, gdy Rosja wyszła z komunizmu zrujnowana, a zwycięski Zachód mógł dyktować wówczas warunki. Był to więc porządek stworzony przez Sojusz Północnoatlantycki, który – zdaniem Karaganowa – jest największym wrogiem Rosji. Moskiewski strateg twierdzi, że NATO z sojuszu obronnego przekształciło się w agresywną organizację, która wywołuje wojny i atakuje inne kraje, np. Jugosławię, Irak czy Libię.

NATO jak rak Europy

W związku z oceną NATO wywiązała się ciekawa wymiana zdań między czeskim dziennikarzem a jego rosyjskim rozmówcą. Karaganow mówi:

Dziś NATO jest głównym źródłem konfrontacji w Europie. Jest jak choroba. Chcielibyśmy wyleczyć tę chorobę, zanim zawładnie Europą.

Kaiser dopytuje:

Europą czy byłymi republikami Związku Sowieckiego?

Karaganow odpowiada:

Europą. To się rozumie samo przez się. To jest rak Europy.

Czeski dziennikarz chce się upewnić, czy dobrze usłyszał:

Czyli chcecie także nas uchronić przed rakiem?

Rosjanin wyjaśnia:

Nie będziemy ratować was. Was już uratowaliśmy przed Hitlerem. Uratowaliśmy Europę przed Napoleonem, wielkim kosztem i, oczywiście, w koalicji z innymi państwami. Uratowaliśmy Europę kilka razy. Dziś dbamy o własny interes. Ale być może korzyść odniesie z tego cała Europa.

W innym miejscu Karaganow jeszcze raz dobitnie powtarza swoją ocenę Sojuszu Północnoatlantyckiego:

Powiedziałem już, że NATO to rak. Musimy powstrzymać jego rozprzestrzenianie się.

Przerzuty raka na wschód

Zwróćmy uwagę na język: rywal porównany zostaje do raka, a więc do śmiertelnej choroby, z którą toczy się bój na śmierć i życie. Z rakiem nie ma kompromisów – albo ty zniszczysz jego, albo on ciebie. Rodzi się więc pytanie: czy można zawrzeć układ z kimś, kogo traktuje się jak raka? Czy możliwe jest porozumienie ze śmiertelną chorobą? Rak ma przecież tendencje do przerzutów. Tak też postrzega Karaganow rozszerzanie się NATO na wschód. Już przyjęcie do Sojuszu krajów środkowoeuropejskich zostało odebrane przez Rosję jak zagrożenie, jednak sama ewentualność przystąpienia do tej organizacji Ukrainy uznana została w Moskwie za śmiertelne niebezpieczeństwo.

Rosyjski ekspert mówi:

Gdyby Ukraina została członkiem NATO, całkiem racjonalnie zakładałbym wielką wojnę na ziemi europejskiej. Sam zamiar rozszerzenia NATO na wschód był i nadal jest głównym źródłem napięć militarnych w Europie, w tym obecnego kryzysu, który, mamy nadzieję, zostanie rozwiązany. Członkostwo Ukrainy w NATO jest dla nas po prostu nie do strawienia. (…) Ponieważ systemy uzbrojenia NATO byłyby zbyt blisko Moskwy. Ponieważ wiemy też z doświadczenia, co staje się z nowymi członkami Sojuszu. Nowe państwa członkowskie automatycznie stają się wrogie Rosji po przystąpieniu do NATO. Stają się członkami Sojuszu, który łączy wrogość wobec nas. Chcemy więc temu zapobiec. Jednak Ukraina nigdy nie zostanie członkiem NATO i mamy nadzieję, że nasi sąsiedzi to zrozumieją. I być może Ukraina zrozumie, że Sojusz Północnoatlantycki jest źródłem wrogości i niebezpieczeństwa wojny w Europie.

Głównym problemem jest więc NATO, a właściwie jego natura, która uniemożliwia pokojowe współistnienie. Karaganow mówi, że wrogiem Rosji nie jest ani Ukraina, ani Czechy, ani Europa, lecz właśnie NATO, szczególnie zaś stojący za nim Amerykanie. Jak zauważa, między Rosją a Europą nie ma żadnych płaszczyzn sporu – poza jednym: rozszerzeniem Sojuszu Północnoatlantyckiego na wschód. Kryje się za tym oferta dla Europy Zachodniej, że ceną zachowania pokoju jest pozostawienie Europy Wschodniej w rosyjskiej strefie wpływów.

Kryzys i upokorzenie

Chociaż, według Karaganowa, NATO pozostaje źródłem zła, to jednak, jego zdaniem, przeżywa ono dzisiaj kryzys. To także jeden z powodów, dla których Moskwa właśnie teraz przystąpiła do rewizji pozimnowojennego porządku. Rozmówca czeskiego tygodnika uważa, że ostatnie lata przyniosły z jednej strony wzmocnienie Rosji, z drugiej zaś osłabienie Zachodu, który doświadcza zapaści na wielu płaszczyznach: od geopolitycznej do moralnej. Według Karaganowa, świadomość własnego upadku sprawia, iż Zachód czuje się coraz bardziej upokorzony, a w związku z tym staje się coraz bardziej agresywny.

Oczywiście takie upokorzenie jest trudne do przyjęcia. Nas jednak nie interesują uczucia upokorzonego Zachodu, chcemy sprawiedliwego systemu międzynarodowego

– twierdzi Karaganow, choć w tym, co mówi o poczuciu klęski i upokorzenia, pobrzmiewa echo projektowania na Zachód własnych frustracji związanych z kondycją współczesnej Rosji, pogrążonej w wielowymiarowym kryzysie.

Europa czy Eurazja?

Pod koniec wywiadu Karaganow opowiada, jak cywilizacyjnie pozycjonuje się dziś Rosja:

Widzimy, dokąd zmierza świat. Od dawna byliśmy peryferyjnym krajem europejskim, teraz wraz z Chinami, Indiami, krajami Azji Południowo-Wschodniej stajemy się częścią wielkiej Eurazji. Piętnaście lat temu nasz handel zagraniczny odbywał się głównie z Europą, dziś nie sądzę, by Europa stanowiła nawet połowę. Azja wyraźnie się rozwija w nowym porządku światowym. A my jesteśmy Eurazją. Nie chcemy odcinać się od naszych europejskich korzeni. Hašek wciąż jest jednym z najpopularniejszych pisarzy w naszym kraju, Kundera jest wciąż popularnym autorem dla każdego rosyjskiego intelektualisty.

W tym momencie pada pytanie czeskiego dziennikarza, czy jego rozmówca uważa się bardziej za Europejczyka, czy za Eurazjatę. Zapewne jeszcze w latach dziewięćdziesiątych Karaganow bez wahania odpowiedziałby, że czuje się Europejczykiem. Teraz jednak mówi:

Oczywiście jestem Eurazjatą. Ale z głębokimi europejskimi korzeniami, z których nie mogę zrezygnować i które posiadam, mimo obecnego problemu z naszymi zachodnimi braćmi. Wierzę, że w końcu osiągniemy porozumienie, które będzie obejmować już eurazjatycką architekturę bezpieczeństwa. Stary porządek świata już się zawalił, wraz z błędami Zachodu. Chociaż my również jesteśmy winni jego upadku. W latach dziewięćdziesiątych byliśmy słabi, ufni, naiwni. Nigdy więcej.

Niemcy też mówili, że w latach dwudziestych, w czasach republiki weimarskiej, byli słabi, ufni i naiwni. Dlatego kiedy odzyskali siły, przystąpili do rewidowania porządku wersalskiego. Analogicznie postępuje dziś Rosja. Czy spotka na swojej drodze polityków pokroju Chamberlaina i Daladiera?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDynasty Warriors 9: Empires – recenzja gry. Imperium kontratakuje, do znudzenia
Następny artykułPekin 2022. Paweł Wąsek: Jestem rozczarowany swoim drugim skokiem