A A+ A++

To był listopadowy wieczór, moje 35 urodziny, gdy totalnie wyczerpana po całodniowym locie z Azji leżałam na łożku w hotelu przy warszawskim Okęciu. Czekała mnie krótka noc i kolejne dwa loty, żeby wrócić do domu we francuskim Annecy. Kolejny dzień na lotniskach, w samolotach, taksówkach i autobusach. Były ze mną moje 4 najlepsze przyjaciółki, lało się urodzinowe wino. Myślałam o tym jak bardzo się cieszę, że przyjechały, jak bardzo chce mi się spać i jak bardzo nie chce mi się jutro wsiadać w następny samolot. Przyznałam się, że czasem myślę o tym, żeby wrócić do Polski, że męczy mnie to życie w rozkroku między Annecy a Warszawą, że wciąż nie czuję się we Francji jak w domu. „Dawno ci to mówię”, „Oczywiście, że powinnaś wrócić” usłyszałam w odpowiedzi. Z tą myślą zasnęłam, wróciłam do Annecy i… szybko o niej zapomniałam. Bo góry, bo śnieg, bo narty, bo jezioro, bo francuskie sery, bo ostrygi na Boże Narodzenie.

Bo jest pięknie…

Ilekroć poznawałam w Annecy nową osobę, zaskakiwałam ją odpowiedzią na pytanie czemu tu mieszkam. „Bo jest pięknie” mówiłam i łechtała mnie świadomość jak wyjątkowy i niespotykany jest to powód. Inni przyjeżdżali do Annecy za pracą, miłością, rodziną, a ja… no właśnie. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że to żadna wyjątkowość, że jestem tu tak naprawdę bez powodu, za to mam mnóstwo powodów by być w Warszawie.

Gdy rok temu przeprowadziłam się do tego przepięknego alpejskiego miasteczka, miałam . Nie wiedziałam, w którą stronę iść ze swoim życiem, ale gdy patrzyłam na pocztówkowe widoki nad jeziorem, myślałam, że w tak uroczym miejscu nie mogę być nieszczęśliwa. Dlatego zostałam. I to była dobra decyzja. Źle by mi było, gdybym wyjechała wtedy z Francji, czułabym że uciekłam, a to przed czym uciekamy, zwykle za nami goni. Z życiem i problemami trzeba się mierzyć. Zostałam w Annecy i wzięłam się w garść, zajęłam sobą i swoją pracą, która… coraz bardziej zbliżała mnie do Polski.

Zmęczona…

Pod koniec lutego skończyłam dwumiesięczny pracowy maraton (Francja- Polska- Francja- Polska- Tajlandia- Kambodża- Tajlandia- Polska- Francja- Polska- Filipiny- Polska -Francja) i wróciłam do . I wtedy, niespodziewanie okazało się, że muszę pilnie szukać nowego mieszkania (co nigdzie, a już na pewno nie we Francji, do przyjemności nie należy). A byłam już zmęczona. Tym lataniem w tą i z powrotem, francuską biurokracją, francuskim dystansem do nowych ludzi, poczuciem wyobcowania, powierzchownością nawiązywanych znajomości i tym ciągłym poczuciem, że wszystko idzie mi jakoś pod górę. Miałam też świadomość, że zawodowo ciągle coś tracę przez to, że jestem tam, a nie tu. Bo przecież nie polecę z Annecy do Torunia na godzinną prelekcję o Chinach, bo przecież nie stawię się pojutrze w Warszawie na casting na prowadzącą program podróżniczy. Ciągle odrzucałam jakieś propozycje, a i tak, przez ten rok, w drodze do Polski wsiadałam w samolot 36 razy (sic!). 36! Przecież to jest zwyczajnie głupie tak sobie utrudniać życie. Dodatkowo, w głowie mi się rozjaśniło w kwestiach rozwoju zawodowego, ścieżki, jaką chcę pchnąć Pojechaną i wiedziałam, że chcę wyjść bardziej zza monitora, wyjść do Was, być, spotykać się, opowiadać. Ale jak to efektywnie zrobić mieszkając gdzieś daleko, gdzieś na uboczu?



Zdecydować, czyli poczuć

Pewnego marcowego wieczoru wzięłam kartkę, jedną kolumnę zatytułowałam „Annecy”, drugą „Warszawa” i spisałam plusy i minusy. Strona francuska wyglądała bardzo biednie, bo przecież bliskich mi ludzi i mnóstwo możliwości rozwoju zawodowego miałam w Polsce. Wiedziałam już, że Annecy, choć piękne, nie jest miejscem na etap życia, w którym aktualnie jestem. Wiedziałam, że to moment, w którym rozsądnie byłoby zawrócić (tak jak pisałam w tekście ). Wiedziałam, że jestem sobie winna uczciwość, a pamiętałam, że dawałam Annecy rok na próbę, rok, by stało się moim domem, a było w dalszym ciągu tylko przystankiem na mojej drodze. Przystankiem, z którego trzeba odjechać. Wiedziałam, że to głupie upierać się, żeby zostać, gdy cały wszechświat kieruje mnie do Warszawy. Tylko, że ja z racjonalnymi decyzjami jestem trochę na bakier. Ja potrzebuję poczuć. A ja nic nie czułam, tylko niemoc decyzyjną. I gdy w tej totalnej niemocy bezmyślnie scrollowałam Facebooka, nagle wpadło mi w oko ogłoszenie znajomych, że szukają lokatora do swojego mieszkania z ogródkiem na warszawskim Bemowie. Zobaczyłam hamak rozwieszony między drzewami i… to było to. Znak, na który czekałam. Patrzyłam na zdjęcie tego malutkiego kawałka zieleni i czułam, że będzie mi tam dobrze. „Dajcie mi się przespać z tą decyzją, ale ja chyba wezmę to wasze mieszkanie” napisałam i trzy tygodnie później już mieszkałam w Warszawie. I mimo niemal 6 lat emigracji, Warszawa przywitała mnie z otwartymi ramionami.

Zmiana kąta

Od kiedy jestem w Polsce nachylenie rzeczywistości zmieniło kąt o 180 stopni. Jest z górki i czuję, że się powoli rozpędzam, nabieram wiatru w żagle. Spotykam właściwych ludzi, jestem we właściwych miejscach o właściwym czasie, klocki układanki same do niej wskakują. I dlatego wiem, że to była dobra decyzja. Wiem, bo za mądre decyzje i uczciwość wobec siebie życie nas wynagradza. A mądra decyzja czasem oznacza, że odpuszczamy, nie trzymamy się kurczowo dawnych postanowień, które stoją nam na drodze byśmy rośli, rozwijali się, rozkwitali.


Podoba Ci się? Daj lajka, podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.

Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? 




Artykuł pochodzi z serwisu .

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOlbrzymi „kosmiczny śmieć” zostanie uprzątnięty przy pomocy mechanizmu zaciskowego SENER Polska
Następny artykułCDA: jakie miliony nielegalnych filmów? Mamy 440 tys. plików, w tym 170 tys. zweryfikowanych