A A+ A++

Sięgnijmy do genezy problemu kredytów frankowych, zawężając analizę do kredytów hipotecznych na zakup mieszkania. Ich moment kulminacyjny przypada na lata 2005-2008, czyli rok po akcesji Polski do Unii Europejskiej. Polacy zapominają o powiewie ze wschodu i zaczynają z bardzo dużą ufnością dostrzegać wszystko to, co zachodnie. Transfer środków z Unii Europejskiej raczkował, a pieniądze na inwestycje były bardzo potrzebne. Wymienione lata to czas, kiedy banki oferowały kredyty frankowe w największych proporcjach. To była zupełnie inna Polska.

W świadomości przeciętnego Polaka nikt nie zakładał, że wraz ze światem zachodnim mogą przyjść usługi, które nie są korzystne z punktu widzenia kredytobiorców. Na kanwie tak sprzyjającego podłoża opartego na zaufaniu, sektor bankowy zaczyna oferować klientom produkty w postaci kredytów frankowych. Zauważyć przy tym należy, że banki są nadzorowane przez Komisję Nadzoru Finansowego. Kredyty frankowe były w krajach Europy Zachodniej oferowane przed latami 2005-2008, a ich problemy znane bankom na tamten okres (które posiadały wybitnych analityków). Udając się do banku często okazywało się, że w wyniku analizy kredytobiorcy nie uzyskiwali pozytywnej oceny zdolności kredytowej w przypadku oferty kredytu w złotówkach i stawali przed istotnym dylematem. Od decyzji co do braku zdolności kredytowej nie ma prawnej ścieżki odwołania. Zatem oczy ludzi idących do banków po kredyty, zostały zwrócone ku kredytom frankowym. Banki w takich okolicznościach oferowały kredyty indeksowane kursem franka. Umowa o kredyt frankowy była narzucanym wzorcem przez bank, gdzie osoba ubiegająca się o kredyt w zasadzie nie mogła zmienić kluczowych zapisów umownych, nie mówiąc już o jakiejkolwiek świadomości w zakresie potrzeby tych zmian. Dodatkowym argumentem do zaciągnięcia zobowiązania frankowego była tańsza rata kredytowa w stosunku do kredytu stricte złotówkowego (średnio 200-300 zł miesięcznie). Trudno więc się dziwić popularności kredytów frankowych, mając na względzie te realia, a na pewno nie powinno się mówić o jakiejkolwiek naiwności tych ludzi. Bardzo krzywdzące są opinie o kredytobiorcach frankowych sugerujące, że skoro chcieli zaoszczędzić i wiedzieli co podpisują to niech teraz za to ponoszą konsekwencje, bo przecież godzili się na ryzyko kursowe. Nic bardziej mylnego. Szacuje się, że kredyty frankowe zaciągnęło około 2 milionów Polaków.

Teraz spróbujmy uchwycić
szerszą perspektywę. Kredytobiorcy przychodzą do banku po złotówki
(w takiej walucie można było nabyć mieszkanie lub jakąś
nieruchomość). Bank wypłaca złotówki. Kredytobiorca spłaca
kredyt w złotówkach. Pojawia się pytanie – po co zapisy umowne do
indeksacji we franku? Dlatego zajrzyjmy dalej. Jeśli bank oferując
kredyty frankowe dokonuje realnego zakupu franka to oczywistym jest,
że ryzyko indeksacji kredytu do kursu franka obciąża bank i
zawierając umowy kredytowe z kredytobiorcami tą „niepewność”
przerzuca na swoich klientów. Natomiast okazuje się, że banki nie
zawsze dokonywały zakupu franka w proporcji 1:1 w stosunku do ilości
zaoferowanych i sprzedanych kredytów frankowych, a zapisy odnoszące
się do indeksacji były zawarte w umowach kredytowych. Skoro bank
nie ponosił realnego ryzyka, ponieważ w swoich zasobach nie
posiadał franków to dlaczego tym ryzykiem i skutkami tego zabiegu
mamy obciążać kredytobiorców? To budzi uzasadnione wątpliwości
co do istoty stosunku zobowiązaniowego.

Pomijając bardzo
szerokie zagadnienia związane z mechanizmami prawnymi odnoszącymi
się do umów kredytowych dotyczących indeksacji frankiem, przybliżę
Państwu wybrane aspekty wynikające z praktyki bankowej przy
udzielaniu kredytów we frankach. Umowy kredytu indeksowanego kursem
franka zazwyczaj zawierały zapisy o wypłacie pieniędzy według
kursu kupna, natomiast wpłaty kredytobiorców były przeliczane po
kursie sprzedaży, jest to tzw. spread, w skrócie rzecz ujmując –
zabieg księgowy. Na dzień pisania niniejszego artykułu 100 franków
po kursie kupna to 442,59 zł, a 100 franków po kursie sprzedaży to
446,49 zł. Różnica to 3,9 zł. To tylko jeden z mechanizmów
stosowanych przez banki, na którym tracili kredytobiorcy.

Następny sposób
postępowania, nazwałbym go intencjonalnym wystawieniem
kredytobiorców na ryzyko wahań kursu franka, to swoboda bankowa do
ustalania wysokości kursu franka przy wypłacie środków (wówczas
bank odwoływał się do kursu kupna) oraz przy spłacie przez
kredytobiorców zobowiązań (wtedy bank odnosił się do kursu
sprzedaży). Banki przy ustalaniu tych kursów nie odnosiły się do
średniego kursu franka ogłaszanego przez Narodowy Bank Polski,
tylko ustalały ten kurs według swoich kryteriów. Dla przykładu
Narodowy Bank Polski ogłasza kurs kupna na kwotę 3,5 zł, a bank
przedstawia stanowisko, że jego kurs to 3 zł. Analogicznie
postępowano przy kursie sprzedaży. W umowach kredytowych brakowało
zapisów, które pozwalałby na obiektywizację tego czynnika w
postaci choćby odesłania do mechanizmu, który umożliwiałby
weryfikację ustalanych przez banki kursów oprocentowania. Sektor
bankowy nie dostrzegał różnicy pomiędzy dowolnością w zakresie
kształtowania kursów przez bank bez odesłania do obiektywnych
kryteriów, a mechanizmem ustalania średnich kursów przez NBP.
Treść zapisów umów kredytowych przyznawała bankom prawo do
jednostronnego kształtowania wysokości kursów przeliczeniowych
(bez odesłania do obiektywnych czynników w tym zakresie), a tym
samym do nieskrępowanego kształtowania wysokości zobowiązania.

To tylko przykładowe
uregulowania umowne, stosowane przez banki. Umowy frankowe zawierały
szereg innych niedozwolonych postanowień umownych, które w
oczywisty sposób naruszały cywilistyczną równorzędność stron
przy zawieraniu umów kredytowych, a także istotę stosunku
zobowiązaniowego, w tym przypadku kredytowego.

Obecnie w sądach
powszechnych zauważalna jest tendencja do wstrzymywania się od
wydawania wyroków w sprawach frankowych do czasu podjęcia uchwały
przez Sąd Najwyższy, rozstrzygającej zasadnicze kwestie prawne,
umożliwiające przyjęcie właściwej linii orzeczniczej w sporach
frankowych. Dotychczas Sąd Najwyższy na swoich posiedzeniach nie
podjął takiej uchwały. Skierowano pytania do Rzecznika
Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka, Narodowego Banku
Polskiego, Komisji Nadzoru Finansowego, Rzecznika Finansowego.
Następnie na kolejnym posiedzeniu Sąd Najwyższy
powziął wątpliwości co do kwestii ustrojowych, zadając pytanie
do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jednocześnie
sędziowie wydali oświadczenie, cyt.: „Nie wątpimy, że
sędziowie 
sądów powszechnych,
na których barki spadają obecnie zadania związane z rozstrzyganiem
sporów dotyczących kredytów frankowych, potrafią przy
wykorzystaniu swojej wiedzy i doświadczenia zawodowego, w sposób
sprawiedliwy i zgodny z prawem problemom tym podołać, jednak
wypowiedź SN znacząco zmniejszyłaby niepewność stron co do
rezultatu toczących się postępowań”.
Odczytując
komunikat sędziów Sądu Najwyższego można wywieść jasny sygnał
dla sądów powszechnych, zachęcający do rozstrzygania sporów
frankowych.

Zasadniczo praktyka
sądowa wykształciła dwa nurty linii orzeczniczej. Pierwszy odnosi
się do tzw. „odfrankowienia” co oznacza, że umowa nadal jest
ważna i wiąże do końca, ale jest traktowana jako umowa zawarta w
złotych i będzie oprocentowana według stawki libor, co jest jednym
z najtańszych kredytów na rynku, a wpłacona nadwyżka która
powstała do tego momentu (jako różnica
pomiędzy wysokością rat faktycznie zapłaconych a rat należnych
na podstawie umowy pozbawionej zapisów abuzywnych mówiących o
przeliczaniu po kursie CHF), zostaje zwrócona klientom. Drugi
sposób rozstrzygania to uznanie przez sądy umowy kredytowej za
nieważną. Klient i bank otrzymali nienależne świadczenia, co
wiąże się z tym, iż umowa kredytowa jest
traktowana jako nigdy nie zawarta. Zatem pozostaje kwestia wzajemnych
roszczeń, jakie strony umowy – kredytobiorca i bank – mają
względem siebie. Bank przekazał określoną kwotę kredytobiorcy, a
ten spłacał w określonym czasie raty na rzecz banku, co należy
rozliczyć. Z uwagi na terminy przedawnienia, w korzystniejszej
sytuacji pozostaje kredytobiorca.

Trzeba również przy
analizie tego problemu zauważyć, że Szwajcaria ściśle
przestrzega tajemnicy bankowej i zachowuje informacje o majątkach
które tam się znajdują, co implikuje wzrost atrakcyjności tego
systemu wartości, jeśli chodzi o bankowość. Na koniec podkreślam,
że frank szwajcarski co do zasady (wyłączyć należy pewne okresy)
od ponad stu lat umacnia się w stosunku do innych walut, a skoro tak
jest to wydaje się, że przedstawiciele instytucji bankowych mieli
świadomość tego co może się wydarzyć z kursem franka. Z tym
spostrzeżeniem pozostawiam wszystkich czytelników, życząc
determinacji w walce o swoje prawa, już nie z przeciwnikiem o
imieniu Goliat, jak to było w momencie kiedy pierwsze sprawy
trafiały na wokandę sądów… Uważam, że największym problemem
kredytów frankowych był brak należytego poinformowania
kredytobiorców ze strony sektora bankowego, o tym co tak naprawdę
ich klienci podpisują.

dr Paweł Żuradzki
Fot. pixabay.com

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAthlon Gold Pro 4150GE – AMD ponownie powalczy o budżetowy segment
Następny artykułBetonowe donice przeniesiono na teren Opola Wschodniego