A A+ A++

Status legendy zyskał już dawno temu. Nikt nie zdziwiłby się, gdyby skończył karierę na przykład w 2014 roku, po czwartym wygranym Super Bowl. Albo trzy lata później, gdy triumfował po raz piąty. On jednak grał nadal. I nadal był najlepszy. Kolejne tytuły: szósty i (zwłaszcza) siódmy – zdobyty po zmianie klubu – tylko to potwierdziły. Wszystko wskazuje na to, że wreszcie jednak uznał, że czas powiedzieć „stop”. Tom Brady zakończył karierę. W wieku 44 lat i z mianem najwybitniejszego zawodnika w historii futbolu amerykańskiego. 

Jako pierwsi tę informację podali dziennikarze ESPN, Jeff Darlington i Adam Schefter. Chwilę później obiegła cały świat sportu. Nie tylko ten futbolowy. Tom Brady to bowiem dużo więcej niż tylko kolejny zawodnik – nawet jeśli uznany – z NFL. To legenda. Gość, który redefiniował postrzeganie wieku, możliwości, a także pojęcie „najlepszego w historii” dla swojej dyscypliny. To człowiek, którego nazwisko stawiać można w jednym rzędzie obok tych Michaela Jordana, Leo Messiego czy Wayne’a Gretzky’ego.

Nawet napisać, że Brady stał się większy niż sport, który uprawiał, niekoniecznie byłoby przesadą.

Gdyby chcieć opisać jego karierę liczbami, trudno byłoby wybrać kilka najważniejszych. Jasne, siedem wygranych Super Bowl (więcej niż jakikolwiek zespół NFL!) rzuca się na myśl jako pierwsze. Pięciokrotnie zostawał też MVP w meczach o tytuł, trzykrotnie wybrano go najlepszym graczem sezonu w całej lidze. A i w tych rozgrywkach trwała dyskusja o tym, czy mógłby powalczyć o te miano, bo notował kolejny kapitalny rok mimo 44 lat na karku.

Dodajmy do tego zestawienia również dziesiątki statystyk, w których Amerykanie są rozkochani i zbierają je przy każdej możliwej okazji. A potem wypiszmy choć część wynikających z nich rekordów. Takich jak:

  • najwięcej udanych podań w historii;
  • najwięcej podań zakończonych przyłożeniami;
  • największa łączna odległość podań w całej karierze.

I tak dalej, i tak dalej. O Bradym można by napisać książkę, używając tylko liczb. Albo przymiotników w rodzaju tych: wybitny, znakomity, fenomenalny. Ten gość zaczynał karierę przecież jeszcze w XX wieku, a kończy ją jako największy gracz w historii. I to kończy na własnych warunkach. Nie odszedł wtedy, gdy wielu sugerowało mu, że byłby to właściwy moment. Udowodnił coś sobie i innym opuszczając New England Patriots – w których barwach spędził 20 lat – i przechodząc do Tampa Bay Buccaneers po to, by doprowadzić i tę ekipę do triumfu w Super Bowl.

O tym, że może odejść w tym roku mówiło się od jakiegoś czasu. On sam twierdził, że nigdy nie chciałby „pożegnalnego sezonu” i jeśli zdecyduje się na koniec kariery, to poinformuje o tym już po wszystkim. Tak żeby oszczędzić sobie choć nieco wszystkich możliwych ceremoniałów i pożegnań. Niedawno w podcaście „Let’s Go” dodawał też, że to nie tylko jego decyzja. Ważne (najważniejsze?) dla niego będzie również zdanie rodziny.

 Mówiłem to już kilka lat temu – o to chodzi w relacjach. Nie zawsze znaczenie ma to, czego chciałbym ja. Chodzi o to, czego chcemy jako rodzina. Spędzę z nimi mnóstwo czasu i ustalimy, co czeka nas w przyszłości. Przez ostatnie sześć miesięcy każdy dzień poświęcałem futbolowi. Teraz potrzebuję nieco odpocząć. Chcę spędzić nieco czasu z rodziną i dziećmi. 

Jeśli doniesienia okażą się prawdą, to wygląda na to, że to właśnie po rozmowach z nimi podjął najważniejszą decyzję w życiu. I słusznie. Bo choć mógłby dalej grać na najwyższym poziomie i walczyć o najważniejsze cele, to na pierwszym miejscu postawił rodzinę. Trudno temu nie przyklasnąć.

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBartosz Kwolek: Nie jestem jeszcze w swojej formie
Następny artykułProf. Gielerak o Omikronie: Trwa pozytywny scenariusz