Jak wynika z najnowszych badań, które przeprowadzili naukowcy z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu, wariant delta jeszcze nie zniknął z Polski całkowicie. Cały czas walczy z wariantem omikron o palmę pierwszeństwa.
– Ale już widać, że tę walkę przegrywa. Przewidujemy, że omikron w ciągu tygodnia lub dwóch będzie u nas jedynym wariantem powodującym zakażenie i COVID-19 – mówi dr Paweł Zmora, kierownik Zakładu Wirusologii Molekularnej w Instytucie Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu, jeden z autorów badania. Gdy omikron całkowicie opanuje nasz kraj, liczba zakażeń może być dwa razy większa niż rekordowe wartości z ostatniego tygodnia stycznia. W ostatnich dnia wykrywano grubo ponad 50 tys. nowych przypadków dziennie.
Tsunami zakażeń
Poznańscy naukowcy przeprowadzili nietypowe badania. Nie analizowali wymazów pobranych od osób zakażonych, jak większość laboratoriów, lecz testom poddali zawartość ścieków. Próbki zbierane były w pięciu miejscach aglomeracji poznańskiej. Po raz pierwszy omikron wykryli tuż przed sylwestrem. – Były to pierwsze ślady tego wariantu. Ale już w ciągu trzech tygodni z wariantu, który był w znikomych ilościach w próbce, omikron stał się wariantem dominującym. To pokazuje, jak błyskawicznie potrafi się rozprzestrzeniać – mówi dr Zmora.
Czytaj też: Młodzi lekarze protestują, co siódmy chce wyjechać. „Boję się, że z przepracowania nie dożyję czterdziestki”
Dane z Wielkiej Brytanii sugerują, że omikron, choć bardziej zakaźny, jest jednak łagodniejszy niż poprzednie warianty SARS-CoV-2. Powoduje lekkie przeziębienie, niewielu zakażonych umiera, a ryzyko hospitalizacji z powodu COVID-19 wydaje się być o 40 proc. niższe niż ryzyko wywołane deltą. – To są informacje z kraju, w którym liczba osób zaszczepionych jest dużo większa niż u nas – przypomina dr Zmora. W Wielkiej Brytanii pełną dawką zaszczepionych jest prawie 72 proc. mieszkańców, a boostera przyjęło już 55 proc. populacji. W Polsce zaszczepiło się 57 proc. mieszkańców, a po dawce przypominającej jest zaledwie co czwarta osoba.
– Nie wiadomo, co będzie się działo w Polsce, gdy omikron całkowicie wyprze deltę. Trzeba też pamiętać, że odporność po przechorowaniu nie jest trwała. Obawiam się, że zdecydowanie mniej skutecznie ochroni przed nowym wariantem. Może to spowodować, że u nas będzie zdecydowanie więcej ciężko chorych na COVID-19 i więcej hospitalizacji niż w krajach, gdzie poziom zaszczepienia jest wyższy niż u nas – mówi dr Zmora.
Podobnego zdania są inni specjaliści. – Grupa naukowa MOCOS szacuje, że w związku z omikronem w krótkim czasie może zachorować nawet połowa polskiej populacji. Dlatego nawet jeśli zjadliwość omikronu jest mniejsza, a odsetek hospitalizacji niższy, to w liczbach bezwzględnych ogromna liczba osób chorujących wciąż może dać dużą liczbę zgonów i hospitalizacji. A wielka liczba osób wymagająca jednocześnie pomocy medycznej to przeciążenie systemu opieki zdrowotnej i ograniczona dostępność do świadczeń medycznych – mówi lekarka Małgorzata Ponikowska, ekspertka akcji informacyjnej „Zaszczep się wiedzą”.
I jest jeszcze jedno zagrożenie. – W komórkach każdej osoby zakażonej omikronem może dojść do pojawienia się kolejnego wariantu. W społeczeństwie, w którym jest tak dużo osób niezaszczepionych i tym samym podatnych na infekcje, omikron może bardzo szybko się rozprzestrzeniać i również szybko może powstać nowa mutacja. Z predyspozycjami do jeszcze szybszego rozprzestrzeniania się niż omikron – ostrzega dr Zmora.
Bezcenne ścieki
Naukowcy z Poznania nieprzypadkowo zaczęli badać ścieki, aby zdobyć informacje na temat rozwoju pandemii. – W Polsce testom na obecność koronawirusa poddają się niemal wyłącznie osoby, które mają objawy zakażenia, a przecież wiadomo, że SARS-CoV-2 może powodować bezobjawowy przebieg – mówi dr Zmora. Dane dotyczące liczby zakażonych podawane przez Ministerstwo Zdrowia są zatem niedoszacowane. Na postawie różnych badań uważa się, że oficjalną liczbę osób zakażonych należy pomnożyć przez pięć lub nawet przez osiem, aby uzyskać rzeczywistą liczbę osób zainfekowanych koronawirusem. – Jesteśmy niechętni testom, ale przecież wszyscy korzystamy z toalet. Zatem analiza materiału pobranego ze ścieków znacznie lepiej będzie odzwierciedlała, jak przebiega u nas pandemia i jakie warianty SARS-CoV-2 krążą w naszym środowisku – tłumaczy dr Zmora.
Badania nad obecnością koronawirusa w ściekach rozpoczęła poznańska spółka Aquanet, odpowiedzialna za kanalizację w Poznaniu, już na początku pandemii. Specjaliści Aquanetu izolują z pobranych próbek materiał genetyczny i oznaczają ilościowo obecność SARS-CoV-2. – Od ponad roku obserwują wysoką zależność pomiędzy ilością SARS-CoV-2 w ściekach a liczbą nowych przypadków zachorowań na COVID-19. Co więcej, najnowsze dane wskazują, że pandemia nie zwalnia. Ilość materiału SARS-CoV-2 w ściekach rośnie z dnia na dzień i obecnie jest na poziomie, jaki obserwowano podczas zeszłorocznego szczytu zakażeń w listopadzie – wyjaśnia dr Zmora.
Wykonywane są też badania, które pozwalają ustalić, jakie warianty SARS-CoV-2 znajdują się w próbce. – Te badania są prowadzone dwutorowo. Za pomocą testu PCR, podobnego do tego, który jest używany do wykrywania SARS-CoV-2, badamy, czy omikron jest obecny w środowisku oraz ustalamy, jaką stanowi część w stosunku do delty. Druga część badań to sekwencjonowanie nowej generacji, które pozwala opisać cały genom SARS-CoV-2. Sprawdzamy, czy w środowisku nie pojawiły się nowe mutacje. Na wyniki tych badań trzeba będzie jeszcze poczekać – tłumaczy dr Zmora.
Możliwe, że w Polsce pojawi się deltakron, a może jakiś inny wariant. – Z interpretacją tych wyników musimy być bardzo ostrożni. Może się okazać, że nowa mutacja pojawiła się u kilku osób, ale ona w żaden sposób nie predysponuje wirusa do tego, aby lepiej się rozprzestrzeniał. Kilka miesięcy temu wybuchła panika spowodowana powstaniem delta+, ale wariant ten okazał się mało groźny, bo nie rozprzestrzeniał się szybciej niż delta – mówi dr Zmora.
Dr Paweł Zmora
Fot.: Piotr Skornicki / Agencja Wyborcza.pl
Kiedy wynik jest wiarygodny?
Badania pojedynczych próbek pobranych od osób zakażonych pozwalają ocenić, jak zmienia się wirus i jak szybko rozprzestrzeniają się kolejne jego warianty. Aby były one wiarygodne, muszą być jednak przeprowadzane na reprezentatywnej grupie. – Gdy w 2020 r. sprawdzaliśmy, jaka część populacji przeszła zakażenie SARS-CoV-2, to przebadaliśmy 1,5 tys. osób. To jest grupa reprezentatywna dla Poznania – mówi dr Zmora. Badania na mniejszych grupach mogą prowadzić do błędnych wniosków w sprawie liczby zakażonych osób.
O tym, jak dużym błędem są obarczone takie badania, można się było przekonać na początku stycznia. Laboratorium Instytutu Genetyki Człowieka PAN w Poznaniu poinformowało wtedy, że częstość zakażeń omikronem w Wielkopolsce wynosi około 63 proc. Taki wynik uzyskano po przebadaniu zaledwie 111 próbek pobranych od osób z pozytywnym wynikiem na obecność koronawirusa. Informacja o tym, że w Polsce omikron już jest wariantem dominującym, szybko rozeszła się po kraju. Dla wielu była dużym zaskoczeniem, bo w mniej więcej tym samym czasie minister zdrowia Adam Niedzielski przekonywał, że w naszym kraju omikron odpowiada za jedynie 20 proc. zakażeń.
Tę rozbieżność można jednak łatwo wytłumaczyć. Jeżeli bowiem do badań weźmiemy niewiele próbek i na przykład pochodzą one od kilku rodzin, to otrzymamy wynik mało wiarygodny. – Dlatego próbki ścieków są bardziej reprezentatywne dla całej populacji niż pojedyncze wymazy, zwłaszcza gdy są pobierane z różnych punktów miasta. Uzyskane w ten sposób wyniki zdecydowanie lepiej odzwierciedlają to, co się dzieje w danej populacji – uważa dr Zmora. I nie jest w tej opinii odosobniony. Badania ścieków są prowadzone m.in. w Hiszpanii, Niemczech czy Holandii. Rekomendacje Komisji Europejskiej mówią wprost, że oprócz badania próbek pobieranych od pacjentów należy prowadzić monitoring środowiska, czyli badać ścieki.
Poza tym badania środowiskowe pozwalają wykryć nie tylko obecność SARS-CoV-2, lecz także nowych wirusów czy bakterii, które mogłyby zagrozić ludziom. – Jeśli wykryjemy jakiś nowy patogen i będziemy widzieli, że jego stężenie rośnie, będzie można podjąć działania, by zapobiec rozwojowi kolejnej pandemii – uważa dr Zmora.
Badania pozwalające ustalić, w jaki sposób mutuje koronawirus, są też cenne m.in. dla naukowców zajmujących się tworzeniem szczepionek przeciwko COVID-19 czy testów na obecność SARS-CoV-2.
Omikron w Poznaniu, a co z Polską
Wyników badania poznańskich ścieków nie można jednak odnieść do całego kraju. – Byłbym bardzo ostrożny, przenosząc dane ze stolicy Wielkopolski na inny rejony Polski, choćby dlatego, że na przykład na wschodzie Polski jest dużo niższy stopień wyszczepienia mieszkańców niż u nas i niższa jest gęstość zaludnienia, co jak wiadomo wpływa na szybkość rozprzestrzeniania się wirusa. Wyniki z Poznania mogą być reprezentatywne dla dużych miast zachodniej Polski, ale nie będą odzwierciedlały tego, co dzieje się w Lublinie czy miastach Podkarpacia – mówi dr Zmora. Nie ma pewności, czy w Warszawie jest podobnie jak w Poznaniu. – Bo do Warszawy codziennie dojeżdża do pracy sporo mieszkańców ze ściany wschodniej, z których duża część nie jest zaszczepiona. Może to powodować, że w Warszawie omikron może szybciej się rozprzestrzeniać i szybciej stanie się wariantem dominującym niż w Poznaniu – dodaje dr Zmora.
Piąta fala przetoczy się przez Polskę, ale czy będzie już ostatnią w tej pandemii, jak przekonują niektórzy? – To myślenie życzeniowe. Na świecie zaszczepionych jest zbyt mało ludzi, aby można było mówić o końcu pandemii. Obawiam się, że jesienią tego roku będziemy mieć do czynienia z kolejną falą koronawirusa. Pytanie tylko, czy fala ta będzie spowodowana omikronem, czy jakimś nowym wariantem. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nowa odmiana powstanie i stanie się to w rejonach najsłabiej zaszczepionych, choćby w Afryce, gdzie nie bardzo wiemy, co się dzieje z pandemią – ile osób jest zakażonych i ile ludzi umiera na COVID-19. Wiemy jedynie, że jest tam ograniczony dostęp do usług medycznych, testów i szczepionek. Jeśli powstanie tam nowy wariant, to podobnie jak omikron, który po raz pierwszy został wykryty w RPA, może szybko rozprzestrzenić się po świecie – uważa dr Zmora. A wtedy jedyną nadzieją będą szczepionki.
Czytaj też: Mówią: nie wierzę, że COVID-19 zabija. I umierają. Czy żałują, że się nie zaszczepili?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS