Magda Sakowska, korespondentka Polsat News w USA: nie wiem czy słuchał pan wczoraj konferencji prasowej rzeczniczki Białego Domu. Jen Psaki powiedziała coś ciekawego: “w rzeczywiści nigdy nie wykluczyliśmy dostarczenia dodatkowego wsparcia zanim dojdzie do inwazji”. Czy to znaczy, że Biały Dom zmienił podejście do ewentualnego wysłania wojska na wschodnią fankę? Już nie chcą czekać na inwazję?
Gen. Ben Hodges: – Myślę, że to znacząca poprawa w podejściu administracji do całej sprawy. Myślę, że przeszliśmy od odstraszania poprzez zapowiedź kary do odstraszania poprzez pokazanie zdecydowania i możliwości, co jest bardziej przekonujące, bo przecież kara ma być już po fakcie i trzeba będzie jeszcze pełnej zgodności państw, by sankcje nałożyć, a to jednak może być trudne. Dlatego pomysł, by dostarczyć więcej sprzętu, amunicji, obszerniej dzielić się ustaleniami wywiadu i postawienie w gotowość amerykańskich jednostek, które miałyby działać w ramach sił NATO, to właściwy krok.
MS: Pentagon w stan gotowości postawił 8,5 tys. żołnierzy. Co mówi to panu o sytuacji w Europie, fakt, że ta decyzja została podjęta właśnie teraz?
– Po pierwsze, oczywiście to, że Pentagon i cała administracja sprawę traktują bardzo poważnie. Staliśmy się, określmy to tak… dużo bardziej realistyczni, jeśli chodzi o działania Kremla. Kreml szuka jedynie przewagi, nie jest zainteresowany równowagą, więc zrobi wszystko, by mieć tę przewagę i jedyne właściwe podejście do tego jest poprzez pokazanie siły i amerykańska administracja teraz to rozumie. I warto też zauważyć, że to, co się dzieje, to nie jest jednostronna akcja Ameryki. Oddziały postawione w stan gotowości reprezentują nasze zobowiązania wobec NATO – szybkich sił reagowania sojuszu, chodzi tutaj o współpracę z sojusznikami. I za to administracja powinna być chwalona. Muszę powiedzieć, że chyba od 1995 roku nie widziałem tak intensywnej i całościowej akcji dyplomatycznej jak ta, która jest teraz prowadzona.
Czy jeszcze w ogóle można mieć nadzieję na rozwiązanie tego kryzysu poprzez dyplomację, czy inwazja wydaje się być nieunikniona?
– Oczywiście mam nadzieję, że Rosjanie nie zdecydują się na nową inwazję, bo pamiętajmy, że Ukrainę zaatakowali w 2014 roku i cały czas okupują Krym i Donbas, czyli właściwie rozmawiamy o nowej ofensywie i poszerzeniu tego, co już wcześniej zrobili. Mam nadzieję, że uda się tego uniknąć. Ale sama dyplomacja nie wystarczy, jeśli ma przynieść efekt, to musi być wsparta przez siłę – tę ekonomiczną i wojskową. I tak długo jak państwa NATO i ich sojusznicy będą dziać razem, mamy możliwość powstrzymania Kremla, który się waha. Myślę, że teraz Władimir Putin działa na groźnym poziomie zbytniej pewności siebie, na groźnym wysokim poziomie tolerancji ryzyka, bo on, od kiedy najechał na Gruzję, nie został powstrzymany. I myślę, że teraz stara się ocenić, czy jeśli podtrzyma presję, to my pękniemy, a jeśli tak by się stało… no cóż, zobaczymy.
Prezydent Biden powiedział: “Rosja zaatakować może teraz w każdej chwili”. Jak według pana, osoby z tak olbrzymim doświadczeniem w wojskowości, mógłby wyglądać początek inwazji?
– Rosyjskie wojska są tak rozmieszczone, że mogłyby już teraz zacząć operację, każdego dnia, dokładnie tak, jak uważa Biały Dom. Ale nie spodziewam się tego. Oni oczywiście chcą, byśmy się martwili, byli zajęci zgadywaniem, co robią, jakie są ich plany, bo to tworzy presję na sojusz i niektóre państwa zaczną myśleć: “musimy mu coś dać”. I to właśnie jest problem, gdy chce się uniknąć konfliktu za wszelka cenę, bo to prowadzi do polityki ustępstw, dlatego musimy trzymać się razem. Uważam, że rosyjskie wojsko będzie całkowicie przygotowane do ataku koło trzeciego, czwartego tygodnia lutego. Wtedy siły marynarki wojennej będą na odpowiednich pozycjach, ćwiczenia na Białorusi się zakończą, ale co najważniejsze, zakończy się już zimowa olimpiada w Pekinie i myślę, że właśnie wtedy wkroczymy w najbardziej niebezpieczny okres.
Jeśli Rosja zaatakuje, to Ukraińcy mówiący, że będą walczyć, bronić kraju, rodzin, sowich domów, będą w stanie odepchnąć rosyjskie siły, wypchnąć je poza granicę?
– Jestem pewny, że ukraińskie wojsko będzie walczyć i to dobrze walczyć. I też wierzę, że społeczeństwo ukraińskie jest zdeterminowane, bo teraz jest inaczej niż było w 2014 roku, oni już są doświadczeni. Jako osoba z zewnątrz czuję tę determinację i żołnierzy, i cywilów. Jeśli chodzi o działania na lądzie, to mogą sobie nieźle poradzić. W siłach powietrznych i lotnictwie Rosja ich przewyższa siłą i tutaj to będzie wyzwanie. I myślę, że reszta Europy, a szczególnie Polska, musi się przygotować na wielki kryzys uchodźczy. Nie słyszę, żeby Unia o tym dyskutowała, ale będzie olbrzymia presja, bo będzie mnóstwo ludzi wysiedlonych. Nie wiem, czy ruszą aż tak daleko, że przekroczą granice, czy zatrzymają się na zachodzie kraju, np. we Lwowie, czy też dojdą do Polski, na Węgry, na Litwę. Ale myślę, że to będzie olbrzymie wyzwanie.
Czy według pana Rosja jest gotowa rozpętać wojnę na pełną skalę, czy też ograniczy się np. do wschodniej Ukrainy?
– Nie sądzę, żeby mieli możliwości okupacji całego kraju. Ukraina to duży kraj, z dużą liczbą mieszkańców. Oczywiście Rosja ma dużo wojska, jest już na północnej granicy Ukrainy, a wkrótce jeszcze będzie miała żołnierzy na Białorusi, czyli potencjał jest, żeby wejść głęboko w terytorium Ukrainy, ale nie sądzę, aby mogli to utrzymać, no chyba że ukraińska armia by padła. Jednak tego się nie spodziewam. Ale nie sadzę, by Kreml też tego potrzebował. Celem Rosji jest: zademonstrowanie, że mogą wejść gdzie chcą i kiedy chcą, pokazanie, że Zachód nikogo nie ochroni i nie dopuszczenie, by Ukraina dołączyła do NATO i Unii. Chodzi o pokazanie Ukrainy jako państwa upadłego, ale to jest także oczywiście sygnał dla Białorusi, Gruzji, Kazachstanu.
red/Magda Sakowska/Polsat News
Czytaj więcej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS