Po tej wypowiedzi media na całym świecie, nie tylko społecznościowe, zaczęły się rozgrzewać do czerwoności. Zarzucono amerykańskiemu prezydentowi, że gotowy jest przymknąć oczy na „mniejszą inwazję” Rosji na Ukrainę, czym zachęca prezydenta Rosji Władimira Putina do podjęcia decyzji o ataku na sąsiedni kraj. Niektórzy zarzucali Bidenowi, że jego słowa można odczytać jako przyzwolenie na anektowanie przez Rosję części kolejnych ukraińskich terytoriów.
„A teraz pogadajmy z Putinem, co może oznaczać »mniejsze wtargnięcie«? Putin: mogę zająć Odessę? Czy Charków to już za dużo, czy nie? Co z Białorusią? Kolejne niepotrzebne kłopoty na własne życzenie” – zauważył na Twitterze Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).
Na Bidena gromy zaczęły się sypać za wszystkich stron. Jednak jego niefortunna wypowiedź wygląda raczej na gafę, a nie polityczną deklarację.
Współpracownicy Bidena rzucili mu się na ratunek
Obecni na konferencji dziennikarze nie byli pewni, jak mają rozumieć wypowiedź prezydenta USA, więc dopytywali, czy jego słowa można traktować jako „zielone światło” dla Putina do podjęcia „mniejszego najazdu”.
Prezydent wyjaśniał, że „poważne sankcje na transakcje dolarowe” będą miały negatywny wpływ na USA i gospodarkę europejską i „muszę mieć pewność, że w tej sprawie wszyscy są zgodni”. Dodał, że jeżeli Rosja nie przeprowadzi inwazji na pełną skalę, ale zdecyduje się np. na cyberatak, odpowiedzią będzie odwetowe działanie o takim samym charakterze. Podkreślił jednak, że atak militarny na Ukrainę „zmieni wszystko”.
Współpracownicy amerykańskiego prezydenta z jego administracji wypowiedź swojego szefa próbowali prostować jeszcze podczas trwania konferencji. Emily Horne, rzeczniczka Rady Bezpieczeństwa Narodowego przy Białym Domu napisała w trakcie konferencji, że prezydent „odniósł się do różnicy między wojskowymi i niewojskowymi / paramilitarnymi / cyberdziałaniami Rosjan. Takie działania spotkają się z odpowiedzią na zasadzie wzajemności, w koordynacji z sojusznikami i partnerami”. To była odpowiedź na pytanie dziennikarza telewizji CNN Jima Sciutto, który napisał: „Czy Biden otworzył Rosjanom drzwi poprzez rozróżnianie między pełną inwazją na Ukrainę a »mniejszym wtargnięciem«?”.
Bidenowi dostało się też od dziennikarza raczej sprzyjającego jego administracji dziennika „The New York Times”. Peter Baker stwierdził, że „komentarze Bidena sugerujące, że „mniejsze wtargnięcie” na Ukrainę może nie wywołać tak energicznej reakcji, jak inwazja na pełną skalę, wywoła wielki niepokój w regionie, zwłaszcza w Kijowie”.
„Prezydent Biden przekazał prezydentowi Rosji jasne stanowisko: jeżeli jakiekolwiek jednostki rosyjskiego wojska przejdą przez granicę Ukrainy, będzie to ponowna inwazja, która spotka się z szybką, surową i zjednoczoną reakcją USA i naszych Sojuszników” – przekazała rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki w oświadczeniu wydanym tuż po zakończeniu konferencji Bidena.
Putin uwierzy, że więcej agresywnych ruchów ujdzie mu płazem
Pomimo tych wyjaśnień do ataku na Joe Bidena ruszyli politycy Partii Republikańskiej. Ich wypowiedzi cytuje serwis internetowy Hill, a przypomina jej PAP. „Jestem bardzo zaniepokojony słabym, niespójnym przekazem dotyczącym Ukrainy, który właśnie usłyszeliśmy od prezydenta Joe Bidena. Stanowisko tej administracji musi być jasne, że JAKIKOLWIEK ruch Putina w kierunku Ukrainy jest nieakceptowalny, i powinniśmy zrobić więcej, by obciążyć go kosztami – napisał lider republikańskiej mniejszości w senackiej komisji sił zbrojnych James Inhofe.
Lider republikańskiej mniejszości w komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów Michael McCaul powiedział portalowi, że dzięki retoryce Bidena „Putin uwierzy, że więcej agresywnych ruchów ujdzie mu płazem i ośmieli naszych przeciwników, jak Komunistyczną Partię Chin, by szli jego śladami”.
Natomiast Nikki Haley, która za czasów poprzedniego prezydenta Donalda Trumpa była ambasadorem USA przy ONZ i – jak zauważa Hill – jest jedną z potencjalnych kandydatek Republikanów w wyborach prezydenckich w 2024 r, komentowała na Twitterze: „Wyobraźcie sobie, że jesteście Władimirem Putinem i rozważacie inwazję na Ukrainę. I wtedy widzicie tę katastrofalną konferencję, która pokazuje słabe przywództwo Bidena. Biden ośmiela Putina. To tak zawstydzające” – skomentowała na Twitterze
Gafa, że szczęka opada
Media na całym świecie komentują wypowiedź Joe Bidena o „mniejszym wtargnięciu”. „W 28. minucie konferencji prasowej Joe Bidena doszło do gafy – i był to opad szczęki. Zwłaszcza jeśli oglądało się ją w Kijowie lub na Kremlu” – pisze brytyjski „Daily Telegraph”. Jak dodaje gazeta, w Kijowie pojawiły się oskarżenia, że Biden daje Kremlowi zielone światło i złość, że publicznie rozróżnia różne poziomy rosyjskiego ataku. Według Ukraińców było to szczególnie niebezpieczne, ponieważ uważa się, że preferowaną przez Putina opcją jest ograniczone wtargnięcie. Doprowadziło to do podejrzeń, że za plecami Ukrainy zawierany jest układ. W rzeczywistości w Kijowie panuje obawa, że Biden nie tyle się pomylił, co nieumyślnie powiedział prawdę – wskazuje „Daily Telegraph”.
Amerykański „The Wall Street Journal” podkreśla, że USA i cały Zachód robią za mało, żeby zniechęcić Putina do myślenia o inwazji na Ukrainę. „Wina leży głównie po stronie Władimira Putina i jego chęci odbudowy Wielkiej Rosji. Ale o tych ambicjach wiemy przynajmniej od czasu aneksji Krymu w 2014 roku. Dlaczego więc znów idzie on naprzód? I dlaczego Waszyngton i Berlin nie przekonały go, że koszty kolejnej inwazji przeważają nad korzyściami?” – pyta dziennik, dodając, że „Biden nie pomógł zniechęcić Rosji, sugerując, że »drobne wtargnięcie« może nie wywołać spójnej reakcji Zachodu”.
Niemieckie media: Czy USA przyznają Rosji niewielką część Ukrainy?
Niemiecki dziennik „Die Welt” nazywa wypowiedź Bidena na temat Ukrainy „najcięższym błędem” podczas konferencji. „W Departamencie Stanu mogli złapać się za głowę. Jeszcze bardziej w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Proszę to sobie wyobrazić: w przeddzień możliwej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, czyli wojny w środku Europy, prezydent USA filozofuje na temat tego, co mogłoby być niewielkim najazdem Rosji i, pośrednio, powściągliwą reakcją NATO. Mówiąc wprost: czy USA przyznają Rosji niewielką część Ukrainy?”.
Inna niemiecka gazeta „Suedeutsche Zeitung” zauważa, że „niektóre z wypowiedzi Bidena były dość interesujące, choć może niekoniecznie w sposób, który sztab prezydenta kojarzy z tym przymiotnikiem”. Na przykład, „gdy chodziło o Rosję i Ukrainę: Biden dał znać dziennikarzom jakby mimochodem, że podejrzewa, że Putin »pójdzie do przodu«. Fakt, że prezydent Stanów Zjednoczonych, który zazwyczaj jest dobrze poinformowany, spodziewa się rosyjskiego ataku na Ukrainę, nigdy wcześniej nie był słyszany tak wyraźnie”.
Według „SZ” „jeszcze bardziej zaskakujące było to, że po tej wypowiedzi Biden był niezwykle szczery w opisie tego, jak Zachód mógłby zareagować w sytuacji kryzysowej. W przypadku inwazji Putin musiałby się liczyć z ostrymi sankcjami gospodarczymi – ostrzegł Biden. Rosja zostałaby wówczas odcięta od transakcji płatniczych z użyciem amerykańskiego dolara”. Prezydent przyznał jednak, że „państwa NATO nie są w żadnym wypadku zgodne co do szczegółów odpowiedzi. Wręcz przeciwnie. Jeśli dobrze zinterpretować Bidena, to najwyraźniej w sojuszu istnieją dość zróżnicowane poglądy na temat tego, co dokładnie powinno być rozumiane jako inwazja i jak Rosja powinna być ukarana, jeśli agresja pozostanie poniżej pewnego progu”.
Prezydent Ukrainy: Nie ma mniejszych najazdów
Media nieoficjalnie donoszą, że wypowiedź Joe Bidena podczas środowej konferencji zostały fatalnie odebrane na Ukrainie. Przedstawiciele ukraińskich władz nie kryją zdziwienia, ale podkreślają, że nie wątpią w amerykańskie wsparcie ich kraju. „Chcemy przypomnieć wielkim państwom, że nie ma mniejszych najazdów i nie ma małych narodów. Nie ma też mniejszych ofiar i małego żalu z powodu straty bliskich. Mówię to jako prezydent wielkiego państwa” – napisał na Twitterze prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
– Nie ma żadnej różnicy między niewielkim wtargnięciem i pełnowartościowym wtargnięciem. Nie można być w połowie najechanym czy w połowie agresywnym. Agresja albo jest albo jej nie ma – powiedział szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba podczas briefingu.
Zaznaczył, że faktem jest, iż od 2014 roku trwa agresja Rosji przeciwko ukraińskiemu państwu. Ocenił, że wojskowego najazdu nie można dzielić na mały i duży. – Rosja już jest na terytorium Ukrainy, Rosja już zabija ukraińskich żołnierzy – podkreślił, cytowany przez agencję Interfax-Ukraina. I dodał: – Nasze stanowisko (…) jest bardzo proste: Rosja jest zdolna do działania nielinearnego, ale błędy 2014 roku nie mają prawa się powtórzyć. I dlatego nie przyjmiemy żadnych prób – jeśli takie będą – wyjaśniania Ukrainie, że nie należy czegoś robić, by powstrzymywać Rosję. To wszystko już przeszliśmy. Wszystkie te lekcje historii odrobiliśmy. I nie będziemy znowu płacić krwią swoich obywateli za brak zdolności ze strony naszych partnerów do szybkiego i dokładnego wyciągania wniosków w sprawie działań Rosji.
Kułeba podkreślił jednak, że nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że USA i osobiście prezydent Joe Biden wspierają Ukrainę, ani co do tego, że wspierają Ukrainę nie tylko słowami, ale też konkretnymi działaniami. Dodał, że nie wątpi też w to, że w przypadku rozpoczęcia aktywnych bojowych działań USA i UE nie będą mieć innego wyboru niż zastosowanie ostrych sankcji wobec Rosji.
Ukraińscy politycy pamiętają, że Stany Zjednoczone wkrótce mają rozpocząć dostawy na Ukrainę pocisków przeciwpancernych, amunicji i innego sprzętu wojskowego za 200 mln dol. Broń Ukrainie przekazuje już Wieka Brytania. Brytyjskie samoloty transportowe w drodze na Ukrainę omijają jednak Niemcy, bo wystąpiły o zgodę do niemieckich władz o takie przeloty.
Natomiast Niemcy odmawiają dostarczania broni Ukrainie, zasłaniając się m.in. kwestiami historycznymi.
Rosja tylko powtarza żądania wobec NATO i USA
Kreml na konferencję amerykańskiego prezydenta powtórzeniem żądań wobec USA i Zachodu. Najważniejsze z nich, to potwierdzone na piśmie zapewnienie, że Ukraina nigdy nie zostanie członkiem NATO, a w krajach, które weszły do NATO w 1997 r., czyli też w Polsce, nie będą stacjonowały wojska NATO.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow komentując konferencję Bidena, nie odniósł się do wypowiedzi o „mniejszym wtargnięciu”. Powiedział tylko, że groźby pod adresem Rosji, że za jakieś hipotetyczne działania Moskwie przyjdzie zapłacić, brzmią z godną pozazdroszczenia regularnością. „Oświadczenia zawierające groźby pod adresem Rosji nie sprzyjają zmniejszeniu napięcia i mogą sprawić, że w gorących głowach władz Ukrainy pojawi się pomysł rozwiązania kwestii Donbasu siłą” – powiedział Pieskow podczas briefingu dla mediów.
Pieskow dał również do zrozumienia, że nieprzyjęcie Ukrainy do NATO w najbliższym czasie, o którym mówił Biden, nie satysfakcjonuje Moskwy. – To nie oznacza odmowy przyjęcia Ukrainy w średnim okresie. A ta średnia perspektywa, z punktu widzenia dialektyki rozwoju stosunków międzynarodowych, to jest jedna chwila – oświadczył Pieskow. – Dlatego wszystko to jeszcze trzeba wyjaśnić, a najważniejsze, to pisemne odpowiedzi na nasze pytania, których oczekujemy w najbliższych dniach – dodał.
Dyplomaci próbują powstrzymać agresję
W czwartek w Berlinie spotkali się szefowie dyplomacji USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, by omówić kryzys związany z możliwym atakiem Rosji na Ukrainę. Sekretarz stanu USA Antony Blinken podkreślił podczas wspólnej konferencji prasowej z szefową niemieckiej dyplomacji Annaleną Baerbock, że USA i ich europejscy sojusznicy „zaprezentują wspólny front”, jeśli Rosja podejmie dalsze korki wymierzone w Ukrainę. – Zawsze mówiliśmy jasno: wszelkie naruszenie granicy ukraińskiej przez siły militarne Rosji (…) pociągnie za sobą reakcję natychmiastową i surową – powiedział Blinken. Dodał, że Waszyngton i jego partnerzy przygotowują wspólną, skoordynowaną kampanię sankcji wymierzonych w Moskwę, na wypadek rosyjskiej agresji. I dodał: – Moskwa nie dysponuje potencjałem równym połączonym siłom Zachodu – dodał.
O jedności Zachodu i gotowości do odpowiedzi na ewentualną agresję Rosji zapewniała też szefowa niemieckiego MSZ. Władze w Berlinie często są krytykowane za zbyt ugodowe podejście do Rosji.
Na razie trwa akcja dyplomatyczna mająca powstrzymać Rosję przed agresją. Antony Blinken w środę był w Kijowie, a w piątek ma się spotkać w Moskwie z szefem rosyjskiego MSZ Siergiejem Ławrowem. Natomiast prezydent Wołodymyr Zełenski w poniedziałek przyleciał do Warszawy.
Czytaj też: Rosyjscy dyplomaci wyjeżdżają z Ukrainy. Brytyjczycy wysyłają transport broni. Czy na Ukrainie wybuchnie wojna?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS