A A+ A++

Rodzice mogą nawet nie wiedzieć, że ich dziecko jest zakażone koronawirusem. A dzieci chorują coraz poważniej i coraz częściej trafiają do szpitali. Zaledwie 3 tygodnie ma najmłodszy pacjent, które przebywa na oddziale covidowym w Zielonej Górze.

Często rodzice nawet nie wiedzą, że ich dziecko choruje na koronawirusa. U dzieci zakażenie może przebiegać nawet lżej niż przeziębienie albo właśnie wcale go nie przypominać.

– My już wiemy, że objawy u dzieci są bardzo różne, a część z nich przechodzi zakażenie faktycznie bezobjawowo. Czasami dowiadujemy się o tym przy okazji, już po fakcie. Czyli na przykład. kiedy rodzic ma dodatni wynik na obecność wirusa, a my skierujemy na badania także dziecko, choć nie ma ono żadnych objawów – mówi Jolanta Bliźniak, lekarz i kierownik przychodni „Medyk” w Żarach.

Jeżeli dzieci mają objawy, to najczęściej jest to gorączka.

– Często dochodzą do tego wymioty, luźne stolce, często zakażone dzieci nie mają nawet kataru czy kaszlu, choć i takie się zdarzają. Takie objawy mogą sygnalizować także cokolwiek innego. Rodzice dzisiaj powinni być podejrzliwi w przypadku prawie każdej choroby, nie powinni jej bagatelizować i czekać aż przejdzie, nawet przeziębienie, tylko sprawę od razu zgłosić lekarzowi rodzinnemu. Dzieci z typowymi objawami przeziębienia kierowane są na testy często nawet jeszcze przed wizytą u lekarza, a pozostałych testujemy także u nas na miejscu – mówi J. Bliźniak. – W naszej przychodni, w zasadzie wszystkie dzieci, które mają gorączkę, wysyłamy na testy przeciwko koronawirusowi. Testujemy sporo i będziemy testować jeszcze więcej, choćby dla własnego bezpieczeństwa. Teraz w ogóle testuje się dużo więcej dzieci niż w poprzednich falach pandemii, gdy w zasadzie zakażeń u dzieci nie było prawie wcale – dodaje.

Chorują coraz młodsze dzieci.

– Zarażają się nie tylko nastolatki, ale także maluszki z przedszkola. W ostatnim czasie przerwy świątecznej takich przypadków było dużo mniej. Przedszkolaki chodzą na zajęcia, ale w szkołach jest nauka zdalna. Rodzice bardzo często, gdy muszą zostawić jedno dziecko w domu, to zostawiają także to młodsze z przedszkola, więc tych zakażeń w ostatnim czasie jest po prostu mniej – mówi J. Bliźniak. – Spodziewamy się, że już w przyszłym tygodniu te liczby zakażeń u dzieci będą większe. Uczniowie do szkół wrócą z nauki zdalnej, więc to jest dobra okoliczność do przenoszenia się wirusa – dodaje.

Mówi się, że z powodu wariantu Omikron koronawirusa, liczba zakażeń będzie gwałtownie rosnąć.

– Ja jestem tym przerażona, mówię w pracy, że powinniśmy nastawić się na armagedon, bo może być naprawdę ciężko. Śledzę prognozy uczonych, którzy zajmują się matematycznym prognozowaniem przebiegu pandemii. Oni mówią nawet o możliwych 200 tysiącach zakażeń dziennie i to jeszcze w styczniu. Ja sobie tego w ogóle nie wyobrażam, kiedy u nas w szczytowym momencie pandemii w kraju było około 30 tysięcy zakażeń dziennie – dodaje lekarka.

Najmłodsi też ciężko

Na oddziały covidowe dedykowane dzieciom trafiają te w cięższym stanie. Od niedawna, 4 łóżka, dla małych pacjentów ma Szpital na Wyspie w Żarach. Od początku pandemii miejsca dla dzieci zarezerwowane są także w szpitalu tymczasowym w Zielonej Górze.

– Do szpitala trafiają wyłącznie dzieci wymagające hospitalizacji, czyli nie tylko zakażone SARS-Cov-2, ale również mające inne niepokojące objawy. Wśród tych objawów można wymienić m.in. wysoką gorączkę, zaburzenie oddychania, duszność, zapalenie płuc lub oskrzeli o charakterze astmatycznym czy spastycznym, biegunki z odwodnieniem. Dzieci, które są zakażone i łagodnie przechodzą chorobę, pozostają w domowej izolacji, pod opieką rodziców – mówi lek. Kazimiera Kucharska-Barczyk, kierownik Klinicznego Oddziału Pediatrii Szpitala Uniwersyteckiego (personel tego oddziału leczy także dzieci w Szpitalu Tymczasowym).

– Dziś (tj. 5.01.) w szpitalu przebywa pięcioro dzieci, najmłodsze ma 3 tygodnie, najstarsze 3 lata. Bywało już, że na pododdziale dziecięcym leczono  nawet kilkunastu pacjentów – od noworodków, po starszych nastolatków. Większość, to dzieci nieszczepionych rodziców – dodaje Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka zielonogórskiego szpitala.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzukają miedzi i srebra
Następny artykułSzukają dyrektora