Kasperbauer uważa, że ludzie potrzebują takiego przekonania do dobrego samopoczucia, ale stopień deprecjacji, z jakim odnoszą się do zwierząt, bywa różny – od infrahumanizacji, gdy je lubią, sądząc jednocześnie, że są od nich gorsze, po subhumanizację, kiedy traktują je jak śmieci i uważają, że trzeba je wytępić. W antropologii psychologicznej ten fenomen określany jest jako bezwzględna potrzeba wyższości. Kasperbauer pisze, że zwierzęta jej zagrażają i podaje przykład: gdy na co dzień mamy do czynienia ze śmiercią, widzimy martwe ciała zwierząt rozjechane na drogach, zaczynamy się zastanawiać, czy to możliwe, że życie jest tak niewiele warte. Ukojenie przynosi nam przekonanie, że ludzkie życie musi być cenniejsze niż kota leżącego w rowie. To powoduje automatyczną degradację wartości życia i cierpienia zwierząt. Wyraźnie widać to w przypadku ewakuacji psów i kotów z Kabulu, ale takie przekonanie wychodzi z nas także przy wielu innych okazjach.
Jako że z definicji uważamy się za lepszych i ważniejszych, wobec tego, szczególnie przy ograniczonych środkach, gdy trzeba wybierać, komu pomóc, wiele osób nie ma wątpliwości, że trzeba ratować człowieka kosztem bytów ich zdaniem niższych, mniej wartościowych czy w ogóle bezwartościowych. Ta wrodzona cecha gatunkowa jest wzmacniana przez religie i prawa człowieka. Religie, w tym szczególnie katolicyzm, sankcjonują przedmiotowe traktowanie zwierząt, a prawa człowieka zakładają, że homo sapiens nabywa wiele przywilejów już przez sam fakt urodzenia. Z tego wypływa jasny wniosek, że inne gatunki tych przywilejów nie mają.
Tymczasem, jak dowodzi Alasdair Macintyre w wydanej właśnie u nas książce „Zależne zwierzęta rozumne”, wiele z tego, co czyni z nas inteligentne zwierzęta, nie jest specyficznie ludzkie, a ludzie i zwierzęta często zachowują się identycznie, np. rozumują, mają zdolność uczenia się, tworzą więzi społeczne, umieją skutecznie komunikować swoje intencje, postrzegają, czują, bywają wierne i oddane.
– Alasdair Macintyre zwraca uwagę na wspólnotę wrażliwości czy podatności na psychofizyczne krzywdy, jaka łączy homo sapiens z innymi zwierzętami i na wynikającą z niej zależność od innych członków grupy. Oznacza to, że ludzie dzielą z innymi zwierzętami (przynajmniej ssakami i ptakami) podstawowe potrzeby. Definiują one podstawowe wartości źródłowe, takie jak dostatek, zdrowie i bezpieczeństwo.
Pierwsze wartości, czysto biologiczne, pojawiły się na Ziemi wraz z pierwotnymi organizmami, które zaczęły mieć potrzeby w celu autoreplikacji, czyli samopowielania. Podczas ewolucji kręgowców (a pewnie też głowonogów i niektórych skorupiaków) nastąpiła ich subiektywizacja, tzn. szkoda lub zagrożenie zaczęły być odczuwane jako zło, ból i strach. Wszechobecne w dyskursie publicznym wartości pojęciowe są wtórne w stosunku do źródłowych, bo sprawiedliwość czy uczciwość nie miałyby sensu, gdyby nie było co rozdzielać, a wolność – gdyby nie było z czego wybierać.
Wspominam o tym, żeby podkreślić, że wartości to nie jest jakaś mętna chmura dowolnie wybranych haseł, tylko coś, co można bardzo dobrze zdefiniować w kategoriach potrzeb systemu celowego. Macintyre zwraca uwagę, że nasza wspólna ssacza wrażliwość cielesna, choć nie tylko, definiuje wspólne potrzeby. To również łatwo można pokazać na piramidzie Maslowa. Naukowcy udowodnili, że do poziomu potrzeby bezpieczeństwa wartości ludzi i zwierząt są wspólne. Szczyt hierarchii, czyli potrzeba samorealizacji i uznania, jest prawdopodobnie zarezerwowany dla podmiotów osobowych. Rozumiem przez to ludzi, ale też inne człowiekowate, delfiny i słonie. One także charakteryzują się pewnymi cechami osoby i są racjonalne.
Jakie cechy ma pan na myśli?
– Zakładając, że racjonalizm polega na dobieraniu właściwych środków do celu, niektóre ssaki i ptaki są racjonalne. Potrafią produkować narzędzia, co świadczy o rozumieniu przyczynowości. Wrony brodate z Nowej Kaledonii wyrabiają z liści tropikalnych drzew – pandanów – narzędzia, za pomocą których wydobywają ze szczelin owady. Nasz rodzimy gawron, jeśli w warunkach laboratoryjnych poda mu się pędraka w przezroczystym cylindrze i obok położy proste druciki, też wymyśli, że trzeba je zagiąć, żeby wyciągnąć przysmak. To dowodzi, że krukowate osiągnęły poziom inteligencji porównywalny z człowiekowatymi, również w sensie rozumienia przyczyn, a przede wszystkim własnego sprawstwa, i sugeruje, że takie podmioty osobowe potrzebują samorealizacji.
Mogą też cierpieć po przegranym współzawodnictwie, np. o władzę. Obecnie wiemy, że zarówno wśród szympansów, jak i kruków występuje zjawisko pocieszania przegranych przez ich sprzymierzeńców. To wszystko są przykłady kategorii, którą nazywam podmiotami osobowymi. Podstawowa zdolność wyróżniająca podmioty osobowe, którymi są wszystkie człowiekowate (hominidy), słonie, delfiny i krukowate, to samoświadomość refleksyjna, czyli zdolność do spojrzenia na siebie jako sprawcy z perspektywy obserwatora. Pisząc „Zależne zwierzęta rozumne” w końcu XX w. Macintyre nie zdawał sobie jednak jeszcze sprawy z tego, że większość zwierząt nie ma samoświadomości refleksyjnej ani wiedzy o tym, że są sprawcze.
Dopiero późniejsze badania dowiodły, że przy całej swojej wielkiej inteligencji asocjacyjnej i intuicji większość zwierząt, łącznie z kotami, które uwielbiam i podziwiam, nie rozumie przyczynowości i nie potrafi spojrzeć na siebie z punktu widzenia obserwatora. Natomiast wszystkie ssaki, ptaki i przeważająca większość innych kręgowców posiadają świadomość fenomenalną, czyli świadomość obiektów i zdarzeń w świecie zewnętrznym. Wystarcza ona do przeżywania wielu naszych najsilniejszych doznań, które składają się np. na cierpienie.
Wspomniał pan, a pisze o tym także Macintyre, że w świecie przyrody empatia nie jest niczym rzadkim. Czy zwierzęta mogą także odczuwać żałobę?
– Słonie, szympansy i pewnie inne pozaludzkie podmioty osobowe przeżywają stan podobny do żałoby, zwłaszcza ludzi wierzących w jakieś dalsze istnienie zmarłej osoby i z nią empatyzujących. Świadczyć może o tym choćby głośny przykład słonicy z kenijskiego parku narodowego Amboseli, która przez 15 miesięcy po zabiciu matki przez kłusowników regularnie wracała do miejsca jej mordu i delikatnie dotykała jej kości. Inne ssaki i ptaki mogą przeżywać samo zdarzenie śmierci towarzysza życia lub opiekuna oraz/lub cierpieć po jego zniknięciu. Tak zdarza się np. kotom i psom. Sam kiedyś byłem świadkiem, jak kot miauczał obok przejechanego towarzysza. Wydaje mi się, że przynajmniej niektóre ssaki i ptaki doznają śmierci towarzysza, ale to pewnie jeszcze nie jest żałoba.
Często jednak się zdarza, że po odejściu opiekuna zwierzęta odmawiają jedzenia czy też stale przychodzą tam, gdzie rozstały się z nim po raz ostatni. Wszyscy znamy historie psów, które po śmierci właściciela stawały się apatyczne i wyglądały, jakby uszła z nich chęć do życia. Czy to dowód na to, że zwierzęta cierpią po utracie bliskich?
– Mogą cierpieć, ale niekoniecznie jest to żałoba. Jeżeli pies wie, gdzie jest pochowany jego opiekun, to chce leżeć przy nim. Potrafi też długo czekać w miejscu, w którym „jego człowiek” go zostawił. To jest pewnie przejaw znanej psiej wierności, całkowitego oddania swojemu przywódcy.
Działa pan bardzo aktywnie przeciwko przemysłowej hodowli zwierząt. Gdzie pana zdaniem przebiega granica między etycznym i nieetycznym wykorzystywaniem zwierzęcia przez człowieka?
– Aby wykorzystanie zwierząt było akceptowalne etycznie, powinno odbywać się na takich samych warunkach, jak etycznie akceptowalne wzajemne wykorzystywanie się wśród ludzi. Należałoby w pełni przestrzegać wzajemności i odpłacać dobrem za korzyści, a szczególnie kompensować krzywdy. Na minimalną skalę to się zaczyna: psy policyjne dostały wreszcie emerytury, a niektóre szympansy wykorzystywane w doświadczeniach mogą dokończyć żywota w czymś w rodzaju domów spokojnej starości. Zasady koegzystencji z podmiotami pozaludzkimi powinny stanowić przedłużenie etyki, jaką stosujemy wobec ludzi. Powinniśmy ją rozciągnąć przynajmniej na ssaki i ptaki i implementować na zasadzie mutatis mutandis, tzn. odpowiednio do ich potrzeb.
Jak to się ma do obecnych realiów?
– Przy obecnym poziomie eksploatacji zwierząt wydaje się to utopią, podobnie jak zniesienie chowu przemysłowego. W Polsce zwierzęta nie mają żadnych praw, de facto traktowane są jak rzeczy. To, co można by zrobić już dziś, to utworzenie trzeciej kategorii podmiotów prawnych, oprócz osób i rzeczy. Pozwoliłoby to np. przyznać zwierzętom prawa pokrzywdzonych reprezentowanych przez pełnomocników, ograniczyć prawo własności, przynajmniej ssaków i ptaków, albo zastąpić je przez inną instytucję prawną. Od pewnego czasu proponuję wprowadzenie zasady wymuszonego kontraktu moralnego: wiem, że cię skrzywdzę, ale uważam, że muszę, więc jestem zobowiązany odpowiednio ci to wynagrodzić. Ta zasada powinna być stosowana szczególnie do doświadczeń na zwierzętach: z jednej strony wymusiłaby kompensatę w postaci zasadniczo lepszych warunków życia zwierząt laboratoryjnych, a z drugiej ograniczyłaby liczbę doświadczeń, wyłączając takie, w których zwierzę wymęczone serią dotkliwych operacji i testów jest w końcu zabijane. Postuluję koncepcję nieabolicjonistyczną, bo przy obecnym stanie zarówno publicznej moralności, jak i nauki absolutny zakaz jakichkolwiek inwazyjnych doświadczeń na zwierzętach jest utopią. Stosowanie zasady wymuszonego kontraktu i tak byłoby milowym krokiem w kierunku etycznego traktowania zwierząt.
Jakich zmian uwzględniających najnowsze ustalenia naukowe i trendy w podejściu do zwierząt wymaga polskie prawo?
– Powinniśmy zapisać ochronę praw, a przynajmniej dobrostanu zwierząt w konstytucji. Tak zrobiły to już niektóre kraje europejskie, jak np. Austria i Niemcy.
Co by to zmieniło?
– Niosłoby to znaczące ograniczenia, np. prawa własności. Nadanie zwierzętom osobowości prawnej oznaczałoby polepszenie ich losu w rzeźniach czy w masowym chowie. Przedsiębiorcy dostaliby jasny przekaz: ponieważ zajmują się hodowlą bytów o uregulowanym statusie prawnym, ich prawo własności zostaje w pewnym stopniu ograniczone, np. muszą zezwalać na niezapowiedziane kontrole i do minimum ograniczać cierpienie zwierząt. Natomiast docelowo prawo powinno traktować zwierzęta na tych samych zasadach jak ludzi, co nie znaczy oczywiście, że tak samo. Należałoby uwzględnić różnice w potrzebach. Znany brytyjski etyk Alasdair Cochrane z London School of Economics w książce „Prawa zwierząt bez wyzwolenia” z 2012 r. dowodzi, że prawa zwierząt muszą być oparte na ich interesach, i próbuje określić, jakie one są. Zauważa np., że niektórym zwierzętom wolność per se wcale nie jest do szczęścia potrzebna, bo nie mają samoświadomości refleksyjnej. Wolność staje się obiektem pożądania dopiero wtedy, gdy ma się świadomość siebie jako sprawcy i poczucie, że mogę robić, co mi się podoba. Tymczasem większość zwierząt tak nie myśli. Do dobrego życia wystarczą im odpowiednie warunki i przestrzeń. Moje koty są w pełni szczęśliwe, choć wychodzą na spacer na smyczy.
W Wielkiej Brytanii, pierwszym kraju na świecie, który wprowadził prawo ochrony zwierząt, procedowana jest właśnie nowa ustawa dotycząca humanitarnego traktowania bezkręgowców – uznano, że one także odczuwają ból i mają emocje. Szwajcaria, Norwegia i Nowa Zelandia już zakazały gotowania homarów, krabów i ośmiornic żywcem. Myśli pan, że w tym kierunku zmierzać będzie także ustawodawstwo unijne? Będziemy coraz bardziej czuli na los zwierząt i natury w ogóle?
– Widać, że zachodni ustawodawcy skłaniają się w kierunku rozszerzania ochrony prawnej zwierząt na głowonogi (Cephalopoda) należące do mięczaków oraz dziesięcionogi (Decapoda), czyli skorupiaki o najwyższym stopniu rozwoju ośrodkowego układu nerwowego. Należy do nich wiele ludzkich przysmaków nazywanych obłudnie „owocami morza”, m.in. ośmiornice, kraby, raki i krewetki. Występują u nich wyraźnie przejawy doznaniowości związane z wysoką inteligencją.
Ta wiedza chyba ostatnio znacząco się poszerzyła dzięki głośnemu dokumentowi Pippy Ehrlich i Jamesa Reeda „Czego nauczyła mnie ośmiornica”. Ludzie ze zdumieniem obserwują w nim narodziny emocjonalnej więzi głowonoga z człowiekiem, a potem masowo deklarują, że już nigdy więcej nie zjedzą ośmiornicy.
– Ludzkość przejdzie na weganizm, ale głównie z powodów egzystencjalnych, a nie etycznych. Stanie się to w wyniku synergii etyki z wymogami ochrony środowiska, klimatu oraz zdrowia publicznego coraz bardziej zagrożonego epidemiami. Wtedy też naturalnie polepszy się sytuacja zwierząt, bo dopóki są zjadane, nie będą szanowane.
Czytaj więcej: Wychować na zwierzoluba. Dlaczego kontakt ze zwierzętami jest dla dzieci tak ważny?
Andrzej Elżanowski – profesor nauk biologicznych, zoolog, wykłada na Wydziale Artes Liberales UW, weganin. Od lat działa na polu humanitarnej ochrony zwierząt i publikuje na temat etyki traktowania zwierząt. Członek Krajowej Komisji Etycznej ds. Doświadczeń na Zwierzętach w jej pierwszej kadencji. Obecnie członek 1. Lokalnej Komisji Etycznej w Warszawie i przewodniczący Polskiego Towarzystwa Etycznego
Małgorzata Mierżyńska – dziennikarka, redaktorka, tłumaczka, współpracuje z magazynem „Newsweek Psychologia”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS