Z zawodu jest nauczycielką. W wolnych chwilach przygotowuje wraz z mężem młodzież do sakramentu bierzmowania i pisze, czyli tworzy ikony. Co dwa miesiące prowadzi w parafii pw. Pierwszych Męczenników Polski w Gorzowie Wielkopolskim warsztaty pisania ikon. Biorą w nich udział osoby z całego miasta, które pragną odkryć twarze świętych na drewnianych wizerunkach.
– Zaczęło się od spotkania Odnowy w Duchu Świętym w Częstochowie. Zobaczyłam tam wizerunki świętych na deskach i zachwyciłam się tą techniką. Wróciłam do domu i postanowiłam zacząć robić to sama – mówi Ewa Szlempo, odpowiedzialna za wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym w rejonie gorzowskim. – Zrobiłam wernisaż w naszej sali, parafialnym Wieczerniku, a opinie odbiorców stały się dla mnie motorem napędowym do dalszej pracy i rozwijania pasji. Na obraz powinno przenosić się to, co gra człowiekowi w duszy – dodaje.
Ikona od podstaw
Pasja pisania ikon najpierw była realizowana w domu, ale szybko ujrzała światło dzienne. Wystarczyły rekolekcje z pisaniem ikon w Kodniu, a także odkrycie w rodzinnej historii faktu, że pradziadek był malarzem, a z kolei jego ojciec rzeźbiarzem. Dziś gorzowskie warsztaty pani Ewy cieszą się niesłabnącą popularnością. Uczestnicy na stworzenie swojego dzieła mają łącznie 13 godzin zajęć. – Przed rozpoczęciem warsztatów na każde płótno nakładam kilka warstw kredowych, np. kredy bolońskiej, która podobna jest do szpachli wykorzystywanej do wyrównywania ścian. Następnie wyschnięte warstwy szlifuję, by nie było w nich niedoskonałości – tłumaczy instruktorka. – Stosujemy naturalne materiały: pędzle z sobolowego włosia, deski wypalane przeze mnie w ogrodzie. Robimy to wszystko techniką bizantyjską (najstarszą techniką pisania ikon), w której spoiwem są żółtko jaja i wino. Niektórzy uważają, że można mieszać to także z piwem i octem winnym – dodaje.
Wspólnota najpierw
Pani Ewa podkreśla, że gdyby nie wspólnota, nie odkryłaby swoich talentów i powołania, jakie daje jej Bóg. – Od 25 lat jestem w Odnowie w Duchu Świętym. Zaczęło się od mojego nawrócenia, gdy w czasie wielkich problemów rodzinnych zaczęłam wołać do Boga: „Jeśli istniejesz, to mi pomóż!”. Może to właśnie krzyk zagubionego dziecka poruszył serce miłosiernego Ojca? – mówi. – Problemy małżeńskie odbijały się mocno na psychice mojej i moich dzieci. Mąż nadużywał alkoholu, przez co często się kłóciliśmy, a w gniewie padały wulgarne słowa. Przez moją głowę przebiegało wiele myśli, nawet takie, by się rozwieść. Uważałam wówczas, że to jedyne wyjście. Ale uznałam, że dam ostatnią szansę… Bogu, z nadzieją, że może On coś wymyśli. Przyszłam do powstającej w parafii wspólnoty, która wkrótce poprosiła mnie, bym pojechała na Kurs Paweł. Miał on pomóc uczestnikom pogłębić relację z Bogiem i odnaleźć pasję do ewangelizowania. Wtedy nie miałam o tym pojęcia – to dobrze, bo na pewno bym nie pojechała – dodaje z uśmiechem. Działalność we wspólnocie zaowocowała.
– Chrystus uleczył moje zranienia. Mąż któregoś razu na rekolekcjach powiedział do mnie, że poczuł, jak Jezus uwolnił go z nałogu. Odstawił alkohol, a ja, dzięki łasce Bożej, mogłam poczuć pokój w sercu, zamiast złości, gniewu i nienawiści. Długo nie mogłam wybaczyć mężowi, ale na szczęście Chrystus na poważnie wziął moje słowa, gdy wołałam: „Teraz zrób ze mną, co zechcesz!” – opowiada pani Ewa. – Wspólnota pomaga mi kroczyć drogą do Boga. Z czasem zostałam jej liderką, a później odpowiedzialną rejonu. Z perspektywy czasu wiem, że Bóg tego chciał i miał plan wobec mnie, abym dziś mówiła o Nim ludziom. Jest wiele wspólnot w Kościele, każdy może znaleźć coś dla siebie. Mnie dał tę. Będąc przy Bogu, mogę nawracać się, ewangelizować życiem i doświadczeniem nieskończonej Miłości – dodaje.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS