A A+ A++

Komedie romantyczne zwykle serwują nam jedną i tę samą historię, powtarzaną do znudzenia w niewiele różniących się od siebie konfiguracjach. Poznają się, ale nic z tego nie wychodzi, albo wręcz się nie lubią. Z czasem coś jednak zaczyna iskrzyć, lecz niestety pojawia się problem – przeszłość, albo ktoś coś nabroił. Ostatecznie jednak prawdziwa miłość zawsze zwycięża. To w końcu przeznaczenie, a z nim się nie igra. Ale co jeśli ta druga osoba wcale nie jest “moją prawdziwą miłością”, “drugą połówką” i czym tam jeszcze? Czy koncepcja istnienia pojedynczej osoby, która nas dopełnia nie jest absurdalna? Czyli jeśli ta osoba akurat tak się składa, że mieszka na drugim końcu świata, to nigdy się szczęśliwie nie zakocham, wszystkie moje związki są z góry skazane na porażkę? A może to kim jest ta druga połówka zależy ode mnie? Od pracy włożonej w związek, a nie kosmicznego voodoo? Jak potoczyłoby się życie, gdybym przedstawił kolegę koleżance A, a nie koleżance B? Czy jedno z tych dopasowań skazane jest na porażkę? Które skończy się happy endem? Nad esencją tej zagwoztki zastanawia się dzisiejsza propozycja Netflixa.

Kolacja dla czworga (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Matteo i Chiara, Dario i Giulia. A może odwrotnie? 

Młode małżeństwo postanawia wyswatać swoich dwóch samotnych przyjaciół z dwiema równie samotnymi przyjaciółkami. Matteo (Matteo Martari) jest spokojnym, wrażliwym chłopakiem. Pracuje w firmie wydawniczej, dużo czyta, jest trochę egocentryczny, ale również stateczny i uczuciowy. Znajomi postanawiają spiknąć go z Chiarą (Ilenia Pastorelli), lekarką z duszą na ramieniu, typową romantyczką, zawsze pogodną dziewczyną z sąsiedztwa. Po drugiej stronie stołu zasiądą natomiast Dario (Giuseppe Maggio), pewny siebie prawnik i bajerant, przysłowiowy pies na baby, nie szukający niczego na stałe oraz Giulia (Matilde Gioli), na pierwszy rzut oka lekko oschła, ale bardzo sympatyczna kiedy już ją poznać. Obie pary, zdaje się, przypadły sobie do gustu i wkrótce same zaczynają się ze sobą kontaktować i sprawdzać co dalej z tego wyjdzie. No dobrze, ale co by było, gdyby sparowano ich odwrotnie? Wyszłoby lepiej, gorzej? Takie pytanie stawia reżyser, Alessio Maria Federici, po czym cofa czas i prezentuje alternatywną wersję wydarzeń. Od tej pory film co jakiś czas będzie zmieniał rzeczywistość, w której się znajdujemy, co ciekawe – nigdy nie informując widza, że właśnie doszło do zmiany. Sami mamy się tego domyślać, co na późniejszym etapie nie stanowi absolutnie żadnego problemu, lecz za pierwszym razem potrafi solidnie zaskoczyć i zbić z tropu, co na pewno zostało nieprzypadkowo zaplanowane w dokładnie taki sposób przez reżysera.

Postawię sprawę jasno. Gdyby nie ten trik z przecinającymi się, alternatywnymi wersjami wydarzeń, byłaby to jedynie zwykła, niezbyt rozbudowana komedyjka romantyczna, tonąca w morzu innych, często lepszych filmów o tej samej tematyce. Lecz ze względu na nowość, jaką jest pokazywanie raz za razem wzlotów i upadków poszczególnych par, jak radzą sobie w konkretnych sytuacjach, jak ich charaktery pasują (bądź też nie) do siebie, jak pewne rzeczy wydarzyłyby się niezależnie od wszystkiego, “Kolację dla czworga” ogląda się od początku do końca z zaciekawieniem, szuka się odpowiedzi na zadane na początku przez twórców pytanie.

Kolacja dla czworga (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Która wersja jest tą prawdziwą?

Jest taka scena, gdzieś w okolicach połowy filmu, w której jedna z par dowiaduje się, że “udało im się” zaciążyć już po pierwszej randce. Natychmiast zaczynają więc szykować się na przyjście bobasa, rozmawiają o swojej wspólnej przyszłości, kontemplują nawet wzięcie ślubu. Nie twierdzę, że tego typu sytuacje się nie zdarzają, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oto przede mną idealna metafora całego tego filmu. Ponieważ scenarzysta, Martino Coli, musi zasadniczo zmieścić niemalże dwie pełne historie miłosne – no, powiedzmy, że półtorej, bo część wydarzeń się zazębia, podczas gdy inna część powtarza się, tylko że w innej konfiguracji – w jednym, trwającym trochę ponad półtorej godziny filmie. Nie jest to najprostsze zadanie pod słońcem, więc nie powinno być dla nikogo szczególnym zaskoczeniem, że nie wyszło idealnie. Historia czasami zdaje się iść spokojnie, pokazywać urocze (albo kompletnie złośliwe) rozmówki między zakochanymi, aby chwilę później przeskoczyć do ślubu, wspólnych wycieczek, zdrad i innych istotnych z punktu widzenia fabuły, ale słabo połączonych w spójną całość momentów.

Aktorom wcielającym się w głównych bohaterów nie można nic zarzucić. Bogactwo charakterów i przyjazne nastawienie do siebie nawzajem sprawiają, że widz sympatyzuje z wszystkimi czterema parami i każdym z osobna, a ponieważ wszyscy się szczerze lubią, to miejscami można nie być pewnym czy przejście między jednym wymiarem, a drugim już nastąpiło, czy jeszcze nie. 

Największą mocą “Kolacji dla czworga” jest to, że nigdy nie daje Ci jasnej odpowiedzi która wersja wydarzeń była tą prawdziwą, twardo obstając przy tym, że owszem, któraś jest dokładnym opisem tego, co zaszło. Oba światy miały swoje lepsze i gorsze momenty. Czy jednak któryś z nich był tym doskonalszym? Czy Giulia jest drugą połówką Dario, czy Matteo? W obu przypadkach wszystko jakoś się ułożyło, choć nie bez potknięć. A Chiara? Z którym z chłopaków było jej lepiej? To istnieją w końcu te bratnie dusze, czy nie? Na to pytanie widz musi odpowiedzieć sobie już sam, film pragnie tylko zmusić go do zauważenia go i zachęcić do dyskusji. I to właśnie wybija go ponad morze przeciętnych komedii romantycznych i sprawia, że warto dać mu szansę. Nieczęsto trafiają się w dzisiejszych czasach komedie romantyczne z ambicjami. Wypada docenić.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKolarstwo. Amy Pieters wciąż w śpiączce, będzie leczona w ojczyźnie
Następny artykułPrzewodniczący Państwowej Komisji ds. Pedofilii: musi być nas stać na instytucje, które ochronią dzieci