A A+ A++

Akcja protestacyjna potrwa 48 godzin, do końca środy. Blokada odbywa się póki co w ośmiu kopalniach: m.in. w Halembie, Bielszowicach, Jankowicach, Ziemowicie, Wesołej i Sośnicy. Blokowane są tory w pobliżu bocznic kolejowych kopalń oraz załadunek węgla do wagonów. W dni robocze z kopalń PGG wyjeżdża średnio 35-40 pociągów z węglem na dobę. Górnicy nie blokują sprzedaży węgla dla indywidualnych odbiorców ani załadunku surowca na ciężarówki.

W poniedziałek 10 stycznia o godz. 11 górnicy mają się spotkać z mediatorem.

– Jeżeli to spotkanie czy te akcje protestacyjne, które teraz rozgrywają się na torach, się nie powiedzie, to przejdziemy do następnych etapów protestu. Jakie one będą, ustali sztab protestacyjny. Są różne pomysły, łącznie z pozostawieniem ludzi na dole – zapowiada Czogała.

Górnicy chcą rekompensaty za nadgodziny

Górnicy protestują, ponieważ z powodu kryzysu energetycznego oraz – jak twierdzą – złej polityki energetycznej, od miesięcy pracują w zwiększonym wymiarze, nawet siedem dni w tygodniu. Jednak za soboty i niedziele mają płacone jak za normalny dzień roboczy. Dlatego domagają się rekompensaty za przepracowane weekendy lub wypłaty jednorazowego świadczenia dla załogi.

Chcą też rozmawiać o wysokości średniego wynagrodzenia w Polskiej Grupie Górniczej oraz o podniesieniu uzgodnionego w umowie społecznej dla górnictwa, 3,8-procentowego wskaźnika wzrostu płac, który ich zdaniem jest zupełnie nierealny z powodu szybko rosnącej inflacji. Domagają się, by w 2022 r. płace wzrosły co najmniej o poziom inflacji, która w listopadzie zbliżyła się do 8 proc.

Czytaj też: Od stycznia drastyczne podwyżki rachunków za gaz i prąd

Według zarządu Polskiej Grupy Górniczej łączny koszt postulatów związkowców – zwiększenia wynagrodzenia i rekompensaty za pracę w weekendy to ok. 130-140 mln zł. Zarząd twierdzi też, że nie może uruchomić dodatkowych środków na wypłaty, ponieważ jest w trakcie tworzenia systemu publicznego wsparcia dla górnictwa i jego notyfikacji w Komisji Europejskiej.

Według związkowców koszt ich żądań to ok. 70 mln zł. – To dwa dni fedrowania przez Polską Grupę Górniczą. To tej firmy nie wywróci – mówi Czogała.

Elektrownie węgla nie kupiły. Dziś go brakuje

Związkowcy oskarżają państwowym spółkom złą politykę energetyczną. Jak przypominają, w latach 2019 i 2020 Polska Grupa Górnicza pozostała z 5,2 mln ton węgla, który energetyka zamówiła wcześniej, ale go nie odebrała i nie zapłaciła za niego w sumie ok. 1,4 mld zł. Aby uniknąć podobnych strat w przyszłości, kopalnie zredukowały swoje wydobycie o ponad 20 proc. rocznie.

Dziś węgla brakuje. Z powodu ożywienia gospodarczego produkcja energii z węgla wzrosła w okresie od stycznia do końca października o 31 proc. rok do roku, a w porównaniu z przedpandemicznym 2019 r. – o 17 proc. Producenci węgla nie mogą jednak podnieść cen, bo konkurują z tanim importem zza granicy. W ciągu pierwszego półrocza sprowadziliśmy, głównie z Rosji 6 mln ton węgla. Kupują go głównie ciepłownie, spółki komunalne i odbiorcy indywidualni.

– Jakby ten węgiel energetyka odebrała, to nie mówiłoby się, że Polska Grupa Górnicza ma dziś tyle długu i nie potrzebowalibyśmy finansowania naszej firmy z zewnątrz – wścieka się Czogała. – Więc jeśli ktoś nam dzisiaj mówi, że mamy pracować siedem dni w tygodniu, bo tego węgla brakuje, to niech tym górnikom dadzą przynajmniej godnie zarobić.

– Ten protest to akt naszej desperacji. Nic więcej nie chcemy, jak tylko żeby górnik zarobił godnie w soboty i niedziele, kiedy trzeba dodatkowo wydobywać węgiel – dodaje Rafał Jedwabny z Sierpnia’80.

Kopalnie bankrutują

Jak pisał przed trzema tygodniami w „Newsweeku” Radosław Omachel, wiosną PGG dostała miliard złotych pożyczki płynnościowej z Polskiego Funduszu Rozwoju, czyli pośrednio od państwa. Sytuacja firmy była już wtedy dramatyczna. Tych pieniędzy dawno nie ma. Według różnych źródeł środki na pensje pracowników skończą się w lutym albo w marcu. Wiadomo, że PGG czeka na kolejne pieniądze z PFR.

Wiosną zarząd spółki z udziałem resortu aktywów państwowych wynegocjował ze związkowcami ramową umowę społeczną, czyli kolejną rundę tzw. restrukturyzacji sektora górniczego. Przewiduje ona program dobrowolnych odejść, urlopy pomostowe i program wsparcia dla społeczności górniczych.

Czytaj też: Te problemy są nierozwiązywalne. Zajmuje się nimi Jacek Sasin

Arkadiusz Siekaniec, drugi wiceprzewodniczący ZZG w Polsce tłumaczy, że restrukturyzacja górnictwa jest zjawiskiem, które odbije się nie tylko na samych górnikach, ale na całych miejscowościach, w których kopalnia jest głównym źródłem utrzymania.

– W momencie, kiedy kopalnia idzie do likwidacji, to w okolicy zamiera życie, od domu kultury do piekarni. Wiemy, że tak jest, bo ten proces likwidacji trwa przecież od wielu lat – tłumaczy.

Z powodu rekordowych cen za emisje CO2 prąd z węgla jest dziś w Unii Europejskiej nieopłacalny i przegrywa z niskoemisyjnymi źródłami energii. Jednak w oficjalnych dokumentach takich jak Polityka Energetyczna Polski 2040 rząd zakłada, że ostatnia kopalnia zostanie wyłączona z eksploatacji w 2049 r.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDodatek osłonowy w gminie Wołomin
Następny artykułPomagaj zwierzakom, testując aplikację