Mówię o wczorajszym (10.11.2019) finale turnieju Champion of Champions – a tak naprawdę o całej tej imprezie. Finał, zakończony wynikiem 10:9, nie tylko stał na kosmicznym poziomie (aż 8 brejków stupunktowych), ale grający w nim Neil Robertson i Judd Trump dostarczyli widzom taką ilość dramatyzmu, jaka starczyłaby na wiele spotkań. No bo proszę posłuchać: końcówka meczu, we frejmach mamy stan 8:8. Po drobnych przepychankach Robertson wychodzi na 25-punktowe prowadzenie (60:35) w sytuacji, gdy na stole są już tylko 22 punkty (bile brązowa, niebieska, różowa i czarna). Trump nie poddaje się jednak, wbija brązową, a po parominutowej wymianie odstawnych zmusza Robertsona do faulu na niebieskiej (za co dostaje 5 punktów), wbija ją z bardzo trudnej pozycji, po czym to samo robi z różową i czarną. Zamiast 9:8 dla Robertsona jest 9:8 dla Trumpa.
Frejm 18. Jeśli Judd go wygra, zwycięży w całym meczu 10:8. Wydaje się, że wszystko idzie po jego myśli, gdyż wbija wysokiego brejka i wychodzi na prowadzenie 69:6. Ponieważ na stole jest już tylko 59 punktów, komentatorzy zaczynają gratulować mu kolejnego turniejowego sukcesu. Neil podchodzi jednak do stołu, wbija 3 czerwone z czarną i ustawia snookera, po którym Trump fauluje (4 punkty dla Robertsona). Neil czyści wtedy stół i doprowadza do remisu 69:69. W takiej sytuacji następuje dogrywka na bili czarnej. Wygrywa ją Robertson i we frejmach też mamy remis 9:9.
Emocje niesamowite, ale ostatni frejm to już popis samego Neila, który kończy cały mecz brejkiem 137-punktowym. Triumf Robertsona jest bardzo prestiżowy, gdyż w turnieju tym – jak jego sama nazwa wskazuje – mogli brać udział wyłącznie zwycięzcy innych turniejów. Prawdopodobnie dlatego nie tylko finał, ale i inne mecze stały na bardzo wysokim poziomie. Spośród tych, które obejrzałem, jedynie w spotkaniu Ronniego O’Sullivana z Jimmym White (4:3 dla Ronniego) obaj snookerzyści męczyli się niemożebnie i popełniali błąd za błędem. Ale już w następnym meczu O’Sullivan wrócił do swej normalnej gry i w wielkim stylu pokonał Johna Higginsa 6:3.
W turnieju wystąpiła jedna pani – Mistrzyni Świata Kobiet Reanne Evans. Trzeba przyznać, że zaprezentowała się bardzo dobrze, gdyż napędziła sporo strachu Shaunowi Murphy’emu: przegrywając 0:3 doprowadziła do remisu 3:3; uległa jednak Shaunowi w ostatnim, 7. frejmie.
Podsumowując, był to jeden z najciekawszych turniejów, jakie widziałem. Miejmy nadzieję, że kolejne będą równie interesujące. Już dziś (11.11.2019) zaczyna się Northern Ireland Open, w którym wystąpią dwaj nasi zawodowcy: Kacper Filipiak i Adam Stefanów. Trzymajmy kciuki!
Na zakończenie, jak to często u mnie, trochę marudzenia. W odróżnieniu od wszystkich innych turniejów, Champion of Champions nie był transmitowany przez stację Eurosport, ale przez TVP Sport. Pod względem organizacyjnym była to kompletna porażka. Transmisje meczy przerywano w najbardziej dramatycznych momentach, żeby przełączyć na jakiś inny sport, albo, co gorsza, na jakieś rozmowy w studiu. Niektóre spotkania nadawano nie od samego początku, gdyż przez 20 minut leciały reklamy. (A podobno telewizja publiczna jest lepsza od komercyjnej, bo nie przerywa meczy reklamami… To ja już, kurczę, wolę, żeby reklamy leciały między frejmami, jak to ma miejsce na Eurosporcie, niż żebym miał tracić cały początek meczu.) Co więcej, fani snookera, przyzwyczajeni do znakomitego komentarza na Eurosporcie, dostawali bólu zębów słuchając panów redaktorów z TVP Sport. Ludzie ci kompletnie nie znają się na tej grze, ale mówić coś musieli, więc wyciągali jakieś mało istotne statystyki wyczytane na CueTracker.net, czy którejś z innych stron internetowych. Na szczęście w studio był zwykle – niestety, nie zawsze – także Jarosław Kowalski, który czasem komentuje również na Eurosporcie. On jeden ratował poziom transmisji.
Neil Robertson (foto DerHexer, Wikimedia Commons, CC-by-sa 4.0)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS