2. Pierścień (,,Władca Pierścieni” J. R. R. Tolkiena)
Jeszcze bardziej kłopotliwy prezent. To już nie książka o mechatronice, potworny pejzaż albo brzydki sweter – to złowrogi artefakt. Na początku wydaje się atrakcyjny – zapewnia niewidzialność, jest bardzo ładny i złoty – ,,jaki tam kłopotliwy!”, myślimy sobie, ,,to cudowne połączenie luksusowej biżuterii z czapką niewidką to najlepszy prezent na świecie”. Zmienimy zdanie, kiedy podczas bezsennych nocy zaczniemy słyszeć szepty w Czarnej Mowie. Tak, w dłuższej perspektywie to prezent, który uzależni nas od siebie i pomalutku przemieni w małego, zasuszonego upiora. Będziemy mieszkać w jaskini, żywiąc się surowymi rybami i małymi orkami – chyba że jesteśmy bardzo potężną osobą o wielkiej mocy, bo wtedy zamienimy się we Władcę/Władczynię Ciemności (co jest dużo bardziej prestiżowe, ale ostatecznie też nieprzyjemne).
3. Koń trojański (,,Iliada” Homera)
Bardzo kłopotliwy prezent – podstępny darczyńca daje nam go niby w dobrej wierze, ale tak na prawdę chce nas (za pomocą prezentu) zniszczyć i pokonać! Powiedzmy, że kochamy neoliberalizm i dostajemy od swojej lewicowej siostry ,,Wolny rynek – przyczynek” – tom z wybranymi myślami Friedmana, Thatcher i Korwina-Mikkego. Nareszcie przejrzała na oczy, cieszymy się, lecz jest to radość złudna: nie wiemy, że chytra siostra ukryła w okładkach ,,Wolnego rynku” obszerne fragmenty ,,Kapitału” Marksa, ,,Kapitału” Piketty’ego i biuletynu Inicjatywy Pracowniczej. Nigdy nie przeczytalibyśmy tego z własnej woli, ale teraz oszukani, czytamy, i po raz pierwszy zaczynamy myśleć, że no dobra, uspołecznienie środków produkcji to może przesada, ale jakaś sensowna progresja podatkowa… Bezlitośni Grecy plądrują już Troję.
Ilustracja konia trojańskiego w manuskrypcie Vergilius Vaticanus (ok. 400 n.e)
Fot.: Domena publiczna
4. Kamienica (,,Lalka” Bolesława Prusa)
Prezent bardzo hojny, bardzo pomocny, bardzo się nam przydaje – na czym więc polega kłopotliwość? Cóż, jeśli go dostajemy, oznacza to, że ktoś – dużo bogatszy od nas, ale z klasy uznanej za niższą społecznie od naszej – naprawdę nas uwielbia, i teraz możemy się poczuć zobowiązani, żeby z wdzięczności jakoś zadbać o jego uczucia. Absolutnie tego nie róbmy! Prezentu i tak już nam nie zabierze, więc dalej sytuujmy darczyńcę w dającej zwodniczą nadzieję friend zone (do języka angielskiego jeszcze za chwilę wrócimy,) wykorzystujmy (poczciwiec zawsze chętnie pomoże) i okazjonalnie upokarzajmy razem z przyjaciółmi. Trzeba tylko uważać z obgadywaniem go przy nim w obcych językach, na przykład po angielsku, bo może się okazać, że wszystko zrozumie i bardzo się zdenerwuje.
5. Skrzynka wina Asti (,,W stronę Swanna” Marcela Prousta).
Kłopot z tym prezentem polega na tym, że nikt nam za niego nie podziękował (a przynajmniej tak się nam wydaje). Tytułowy bohater książki Prousta, Karol Swann, człowiek światowy i wytworny, przesyła ciotkom narratora, Florze i Celinie, skrzynkę wina Asti. Ciotki postanawiają mu podziękować, ale w sposób delikatny, tak żeby nie urazić go (ani siebie) przesadna bezpośredniością. W efekcie robią to mocno aluzyjnie – mówiąc o niejakim Vinteuille’u i stwierdzając, że nie tylko on ma miłych sąsiadów. Czyli w zasadzie nie jest to nawet aluzja, tylko raczej aluzja do (możliwej) aluzji do (ewentualnej) aluzji. Zacytujmy zresztą Prousta:
,,No i co, widzicie, nie podziękowałyście mu za Asti — dodał dziadek, zwracając się do szwagierek.
— Jak to nie podziękowałyśmy? Zdaje mi się nawet, żem to przemyciła dosyć zręcznie — odparła ciotka Flora.
— Tak, bardzoś to ładnie ujęła, podziwiałam cię — rzekła ciotka Celina.
— Ale i ty miałaś moment bardzo szczęśliwy.
— Tak, byłam dość dumna z mego zwrotu o miłych sąsiadach.
— Jak to, więc wy to nazywacie podziękować! — wykrzyknął dziadek. — Słyszałem, ale niech mnie czarci porwą, jeżelim wiedział, że to się odnosi do Swanna. Możecie być pewne, że on nic nie zrozumiał.” (przeł. Tadeusz Żeleński-Boy)
Okładka ,,Mrs Dalloway” zaprojektowana przez Vanessę Bell
Fot.: Domena publiczna
6. Kwiaty (,,Pani Dalloway” Virginii Woolf)
To prezent, który trochę nie jest nawet prezentem, przynajmniej jeśli przyjmiemy tradycyjną klasyfikację, że kupuje się kwiaty i prezent (w wersji oszczędnościowej: kwiaty albo prezent). W dodatku – jak wiemy z pierwszego zdania powieści Woolf – te kwiaty kupujemy sami/same. Krótko mówiąc – nie jest najlepiej.
Obyśmy zamiast tego typu prezentów-problemów dostawali/dostawały same prezenty nie-kłopotliwe!
Czytaj też: Premiera „Matrix: Zmartwychwstania”. Czy warto wybrać się do kina? [RECENZJA]
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS