Radomiak to największa niespodzianka sezonu. Zespół Dariusza Banasika jako beniaminek kończy rok na czwartym miejscu, nie przegrywając żadnego z ostatnich 11 meczów, na koniec ogrywając Legię na jej boisku 3:0. Trener Banasik zapowiada w Sport.pl, że to nie jest jeszcze ostatnie słowo jego zespołu.
Jakub Seweryn: Kończy się rok 2021. Czy mógł być lepszy dla Radomiaka?
Dariusz Banasik: Na pewno był bardzo udany. Wiadomo, że zawsze może być lepiej, ale wszyscy jesteśmy zadowoleni. Najpierw awans, potem wspaniała gra i wysokie czwarte miejsce w ekstraklasie. To był naprawdę udany rok, co nas bardzo cieszy.
Gdyby ktoś panu latem powiedział, że będziecie kończyć rok zwycięstwem 3:0 przy Łazienkowskiej i serią ośmiu meczów, w których zaliczyliście siedem wygranych i remis, uwierzyłby pan?
– Nie. Ja też, podobnie jak nasz klub, jestem debiutantem w ekstraklasie, długo pracowałem na ten sukces. Wróciliśmy do najwyższej klasy rozgrywkowej po 36 latach. Myślę, że kilka miesięcy temu nikt by nie uwierzył w taki scenariusz, ale piłka nożna jest taką dyscypliną, w której nie zawsze pieniądze są najważniejsze. Czasami właśnie ważniejszy okazuje się team spirit i myślę, że w tym roku właśnie poszliśmy w tym kierunku. Atmosfera, zgranie sprawiły, że z meczu na mecz byliśmy lepsi. Gdy wywalczyliśmy dwa, trzy zwycięstwa z rzędu, uwierzyłem, że skończymy bardzo wysoko.
Mecz z Legią musiał być dla pana wyjątkowy. Oprócz wydarzeń na boisku i zwycięstwa 3:0 wiele działo się także po spotkaniu. “Żyleta” skandująca pańskie nazwisko.
– To był dla mnie ogromny komplement, bo spędziłem 12 lat w tym klubie. Przeszedłem w Legii praktycznie wszystkie szczeble z wyjątkiem pierwszej drużyny. Najmilej wspominam rozgrywki Młodej Ekstraklasy, w której zdobyłem dwa mistrzostwa i dwa wicemistrzostwa Polski, a wielu zawodników poszło wyżej, jak Rybus, Wolski, Furman, Borysiuk, Łukasik czy Żyro. To było dla mnie fantastyczne miejsce pracy jako trenera, ale nigdy nie udało mi się trafić do pierwszej drużyny.
Moim atutem z pewnością jest to, że pracowałem na praktycznie każdym szczeblu rozgrywkowym w Polsce. To doświadczenie teraz procentuje. Myślę, że kibice doceniają to, że doszedłem do tego ciężką pracą, a ja im za to dziękuję, bo to było dla mnie wspaniałe uczucie.
To może prezes Dariusz Mioduski powinien spojrzeć w kierunku Dariusza Banasika, a nie Marka Papszuna?
– O to już trzeba by było spytać prezesa Mioduskiego.
A pan chciałby kiedyś poprowadzić Legię?
– To marzenie każdego trenera. To największy klub w Polsce, ze wspaniałym stadionem i świetnymi kibicami. Ale już kiedyś mówiłem, że aby pracować w Legii, trzeba zjeść zęby na piłce. Tam nie można się uczyć czy eksperymentować, bo tam nie ma miejsca na błędy. Trener musi być kompletny.
Przez te lata podpatrywałem tam wielu trenerów, widziałem ich wzloty i upadki, a także wspaniałe mecze i te dużo gorsze. Oczywiście, że moim marzeniem jest, aby kiedyś poprowadzić Legię, ale wcale mi się do tego nie śpieszy.
Jak pan patrzy na to, co się dzieje obecnie w Legii?
– Jest mi smutno. Mieszkam w Warszawie, cała moja rodzina kibicuje Legii. Powiem tak – gdy w Legii się wpadnie w kryzys, bardzo trudno z niego wyjść. Przy praktycznie każdym kryzysie trener zostaje zwolniony, zaczyna się też nagonka medialna i naprawdę nie jest łatwo. Nie pamiętam jednak aż tak słabego okresu w tym klubie i wydaje mi się, że na to złożyło się wiele czynników.
Jakich?
– Myślę, że to nie jest tylko wina trenerów, sztabu czy dyrektorów. Składa się na to także liczba meczów, kontuzji, a i nie zawsze też klub potrafi wyjść z takiego kryzysu. W sporcie każdy prędzej czy później przeżywa kryzys. Legia ma duży problem, ale wierzę, że wyjdzie z tego kryzysu. Może nie uda się tego zrobić w pół roku, ale wierzę, że w kolejnym sezonie to znów będzie zespół, który będzie walczył o mistrzostwo.
Radomiak kończy rundę na czwartym miejscu. Co pańskim zdaniem jest kluczem do tych dobrych wyników? Jak latem rozmawialiśmy, żartował pan, że najmocniejszym punktem Radomiaka jest trener.
– Ha, ha, to tak się mówi, że to właśnie trener jest kluczowy. Nie da się ukryć. Zakończyliśmy rundę w bardzo dobrej dyspozycji. Wszystko musi się złożyć na dobre wyniki – trener, sztab, zarząd, zawodnicy, transfery… Nie chcę też za bardzo przytaczać sprawy Miłosza Kozaka, ale odkąd opuścił naszą drużynę, wiele się zmieniło i zaczęliśmy wygrywać. Czasami jednak jeden minus wystarczy, aby wpłynąć na wszystko inne. Szkopuł tkwi w szczegółach, a my budujemy ten zespół już czwarty rok. Z każdym rokiem jesteśmy mądrzejsi i nabieramy doświadczenia. Co więcej, techniczni zawodnicy, których sprowadzaliśmy, miewali problemy w pierwszej lidze, a już w ekstraklasie radzą sobie naprawdę dobrze. Kluczem do tego jest odpowiednia wizja klubu, ale też odpowiedni sztab szkoleniowy.
Ale zanim rozpoczęliście tę wspaniałą serię, mieliście inną – ośmiu meczów ligowych bez zwycięstwa, w tym siedem remisów. I odpadliście z Pucharu Polski.
– Ale to też nam pomogło. Wyciągnęliśmy wnioski, zmieniliśmy ustawienie i mniej więcej od października zaczęło to funkcjonować naprawdę dobrze. Na początku sezonu, co pokazywały także statystyki, mieliśmy dużego pecha. Obijaliśmy słupki i poprzeczki, a gdybyśmy wykorzystywali to, co sobie stwarzaliśmy, mogliśmy mieć o kilka zwycięstw więcej. Ale to, czego wtedy zabrakło, później los nam oddał. Staliśmy się dużo bardziej skuteczni.
Jeśli chodzi o politykę transferową, latem poszliście w kierunku portugalsko-brazylijskim.
– Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że wcale nie tak wielu z tych zawodników odgrywa większą rolę. Maurides od połowy rundy stał się bardzo ważnym ogniwem naszego zespołu. Machado też miewał różne momenty, ale był raczej zawodnikiem podstawowym. Felipe Nascimento i Raphael Rossi są u nas od stycznia, czyli jeszcze od pierwszej ligi. Nasz skład się tak naprawdę mocno nie zmienił, choć warto jeszcze wspomnieć o zmianie bramkarza na Filipa Majchrowicza. Większość składu to zawodnicy jeszcze z pierwszej ligi, doszło może dwóch, trzech nowych.
Pozostali wchodzą z ławki i też dają jakość, jak Mario Rondon czy Tiago Matos. Nasz zespół jest przede wszystkim zgrany. Poznałem ich, wiem, czego mogę od każdego z nich oczekiwać. W ten sposób tworzy się całokształt, ale nie można powiedzieć, że opieramy się tylko na obcokrajowcach, bo Leandro jest z nami od trzeciej ligi, gra bardzo dobrze i ma obywatelstwo polskie. Są też Angielski, Abramowicz, Kaput, Majchrowicz, Jakubik czy Cichocki, który rozgrywa najlepszy sezon w karierze. Oni wszyscy pracują ze mną już od jakiegoś czasu.
A co powinien zrobić Radomiak, aby uniknąć tego, co dzieje się obecnie z Wartą Poznań?
– Nie obawiam się tego. Już w pierwszej lidze mówiono nam, że po udanym sezonie w roli beniaminka [Radomiak awansował wówczas do baraży – red.] drugi będzie dużo trudniejszy. A my zrobiliśmy awans do ekstraklasy, więc ta teoria obala się sama. Wydaje mi się, że beniaminek właśnie w pierwszym sezonie ma najtrudniej. Spójrzmy na Bruk-Bet Termalicę i Górnika Łęczna. Gdy beniaminek w pierwszym roku się utrzyma, to później jest o ten sezon mądrzejszy. Poznamy stadiony i rywali, którzy do teraz byli dla nas niewiadomą. Dlatego uważam, że następny rok może być dla nas jeszcze lepszy.
Czy po tej rundzie pan również czuje się swobodniej w ekstraklasie?
– Jak się nie przegrywa żadnego z 11 meczów i wygrywa aż siedem z nich, to pewność siebie wzrasta. Jestem zdecydowanie pewniejszy siebie przy kolejnych wypowiedziach czy decyzjach. Ale i Radomiak dał mi tę pewność. Dostałem duże zaufanie ze strony klubu i miasta oraz niemałe możliwości. Być może nie takie jak w Rakowie trener Papszun, który decyduje o wszystkim, ale wszyscy bardzo liczą się z moim zdaniem. Gdy trener czuje wsparcie kibiców, władz i zespołu, to przekłada się to także na jego pewność siebie. Dlatego też fantastycznie mi się pracuje w Radomiu.
Wróciło też to, z czego pan w pewnym stopniu słynął w pierwszej lidze, czyli liczne uwagi do pracy sędziów, czego przykładem jest konferencja po ostatnim meczu z Piastem (2:2).
– Nie no, myślę, że to jest tylko osoba pana Frankowskiego, który półtora roku temu sędziował nam ten nieszczęsny baraż z Wartą, przegrany 0:2 po dwóch rzutach karnych. Działo się wówczas bardzo wiele, mieliśmy sporo pretensji do tych jedenastek i niesmak pozostał do dziś.
Jedna, druga zła decyzja i to napięcie rosło. Myślę, że ten mecz sędziemu nie wyszedł. Część osób mówiła, że powinien być dla nas rzut karny, a część, że nie. Przepis się zawsze obroni. Przyznaję, trochę się zdenerwowałem i mnie poniosło, bo gdybyśmy ten mecz wygrali, mogliśmy mieć nawet serię ośmiu zwycięstw z rzędu i podium na zimę. A ja jestem człowiekiem bardzo ambitnym i wszyscy byli zadowoleni z tego remisu, tylko nie ja. Myślę jednak, że moja postawa też spowodowała, że zespół na Legii zagrał tak odważnie i wysoko wygrał. Gdybym jako trener był zadowolony po remisie u siebie, to uważam, że nie tędy droga. Chcemy wygrywać!
Trener Michał Probierz kiedyś wypowiedział o sobie w tym kontekście w wywiadzie z “Piłką Nożną” takie słowa: “Czasem oglądam swoje mecze, patrzę i myślę – co za pajac”. A jak pan odbiera swoje zachowanie, gdy emocje już opadną?
– Na pewno nie uważam się za pajaca, traktuję pracę bardzo poważnie. Czasem naprawdę trzeba próbować wejść w skórę takiego trenera. Wiele zależy też od temperamentu – jeden trener reaguje bardziej nerwowo, inny mniej, ale gdy trenerzy przegrywają, to się ich zwalnia, a gdy sędzia robi pomyłki, to często sędziuje ponownie za tydzień bez większych konsekwencji. Nie można się nam dziwić. W niższych ligach zbierałem te kartki, teraz w ekstraklasie jest inaczej. Jeszcze nie zdarzyło się, żebym wyleciał na trybuny, a przecież ostatnio nawet zdarzyło się to trenerowi Fornalikowi, który po raz pierwszy od 400 meczów obejrzał czerwoną kartkę. Każdy ma swoje granice, a ja na pana Frankowskiego jestem trochę wyczulony i tak to się wszystko złożyło.
A gdzie macie największe rezerwy? Planujecie jakieś zimowe wzmocnienia?
– Myślę, że nasze rezerwy tkwią głównie w pewności siebie. Teraz zespół jest na tyle pewny swego, że może wygrać z każdym w ekstraklasie, ale nie zawsze tak było i wciąż może być jeszcze lepiej. Mamy też kilku zawodników, którzy nie pokazali jeszcze pełni możliwości, jak Luan, Thabo Cele czy Tiago Matos. Oni mają duże umiejętności, ale wciąż potrzebują czasu. Mamy jeszcze rezerwy.
Ponadto myślę, że zimą pojawią się u nas trzy, cztery nowe nazwiska. Trzeba jednak pamiętać, że mamy zgrany zespół, który jest na fali. Nie chcemy tego zaburzyć, ale też wiemy, że wzmocnienia nam się przydadzą, aby jeszcze podnieść nasz poziom gry i rywalizacji w zespole. Szukamy „dziesiątki”, młodzieżowca, bocznego obrońcy i zapewne bramkarza, gdyż Mateusz Kochalski najpewniej odejdzie na wypożyczenie do ekstraklasy lub pierwszej ligi.
Wiosną wcale nie musimy grać gorzej. Ba, możemy grać nawet lepiej. Mamy też całkiem korzystny kalendarz – w lutym gramy aż trzy mecze u siebie. Jeśli zdobędziemy w nich sporo punktów, to do końca powinniśmy bić się o najwyższe cele.
To jest wasz cel na przyszłą rundę? O mistrzostwo pewnie będzie trudno, ale po takiej jesieni możecie myśleć o grze w europejskich pucharach.
– Gdybyśmy znów wygrali sześć czy siedem meczów z rzędu, moglibyśmy i o mistrzostwo powalczyć. Ale mówiąc poważnie, to jeśli zespół pozostanie na tym poziomie, który prezentuje obecnie, to będziemy grali o najwyższe cele.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS