Największą rewelacją rundy jesiennej w Ekstraklasie jest bez dwóch zdań Radomiak Radom, beniaminek ten tytuł zapewnił sobie – przynajmniej naszym zdaniem – już po zwycięstwie z Lechem Poznań. No ale trzeba przyznać też, że Stal Mielec do końca rundy dzielnie walczyła o to, by brać ją w tej klasyfikacji pod uwagę. Dość powiedzieć, że po dzisiejszym remisie w Gliwicach zespół Adama Majewskiego skończył granie z pięcioma punktami przewagi nad Piastem, a my nie mamy poczucia, że nie zasłużył na takie górowanie nad zespołem, który ma przecież aspiracje sięgające czołówki.
A przypomnijmy, że mówimy o drużynie, która w lidze utrzymała się psim swędem i dlatego, że akurat spadał tylko jeden zespół. O klubie, który miał (dalej ma?) problemy natury finansowo-organizacyjnej, innymi słowy – bałagan do posprzątania po poprzednich władzach. O zespole, który przed sezonem nagle stracił trenera, a zatrudnił na to stanowisko osobę bardzo nieoczywistą – zaletą Adama Majewskiego był brak wielkich oczekiwań (i finansowych, i w stosunku do budowania drużyny), bo też trudno je mieć, gdy do tej pory ze średnim skutkiem na wyższym poziomie pracowałeś tylko w Stomilu Olsztyn.
W końcu mówimy też o kadrze, która do Ekstraklasy zaczęła trochę bardziej pasować dopiero pod koniec okna, gdy przyszli Piasecki, Hinokio czy Wrzesiński, a i z tymi nazwiskami żadnego szału przecież nie ma.
Spory wyczyn. Biorąc pod uwagę powyższe, 28 punktów to świetna runda.
Piast Gliwice – Stal Mielec. Solidny występ mielczan
Dziś może i Stal niczego wielkiego nie zagrała, w ostatnich tygodniach w wielu meczach wyglądała znacznie lepiej, ale cierpliwie czekała na swoje okazje, jednocześnie ciągle pilnując tego, by być w grze. I o ile w pierwszej połowie w kluczowym momencie zawiódł Sitek, bo walnął prosto w Placha, o tyle już w drugiej części gry Hinokio zachował zimą krew i skorzystał z podania Piaseckiego oraz głupiego zagrania Hateleya. Anglik zachował się tak, jakby jego głowa była zbyt ciężka, żeby tak ją sobie często podnosić i próbując wycofać piłkę do bramkarza, wykreował gościom świetną okazję.
Piast miał – jak to się ładnie mówi – więcej z gry, lepiej operował piłką, ale w sumie co z tego – ani nie było to aż tak fajne granie, byśmy mieli powody do wychwalania, ani nie przełożyło się to na potrzebną do wygrania liczbę bramek. Gospodarze podkręcili tempo w końcówce pierwszej połowy i efektem tego był gol Michała Chrapka, który skorzystał z wrzutki Damiana Kądziora. Skrzydłowy tym samym został najlepszym asystentem jesieni (a przynajmniej w tej chwili prowadzi w tej klasyfikacji, mając na koncie siedem podań zamienionych gole), ale przychodząc do Piasta, chyba raczej spodziewał się, że częściej będzie brał udział w akcjach drużyny, która wygrywa mecze.
Całościowo, nie ma co kryć, Piast jest rozczarowaniem. I dziś, bo z czasem uszło z gospodarzy powietrze, i patrząc pod kątem całej rundy.
Jedyna rzecz, która może działać jako częściowe usprawiedliwienie dla Piasta jest taka, że w końcówce pierwszej połowy Daniel Stefański chyba powinien wyrzucić z boiska Czorbadżijskiego z drugą żółtą kartą. Arbiter odgwizdał faul po tym, jak Bułgar bez pardonu wpakował się w rywala, ale potem zamiast sięgnąć do kieszeni, urządził klub dyskusyjny i uciął sobie z oszczędzonym piłkarzem długą pogawędkę. Nie mamy pewności, że Piast w przewadze nie wypuściłby z rąk prowadzenia, ale jednak szanse miałby trochę większe.
CZYTAJ TAKŻE:
Fot. newspix.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS