A A+ A++

Czechy dzieli absolutnie poważny spór: bezpieczeństwo i prosperity mają zapewnić republice Zachód czy raczej Chiny?

Jeszcze do niedawna najgłośniejszym przykładem chińskich wpływów w Czechach były miliony juanów w Slavii Praga. Prezes tego klubu futbolowego Jaroslav Tvrdik (były minister obrony) przyznał, że z całego budżetu 700 mln koron (około 27 mln euro) Chińczycy płacą Slavii około 300 mln rocznie. W praskich derbach nienawidzący Slavii kibice Sparty Praga do tradycyjnego wyzywania konkurentów od Żydów dodali wymachiwanie pałeczkami do jedzenia ryżu. „Nawet luksusowa kolacja nie smakuje tak dobrze, jak chińszczyzna z Vrszovic” – brzmi jedna z nowych przyśpiewek kibicowskich. W dzielnicy Vrszovice znajduje się Eden – stadion Slavii. Dziś jednak sprawa chińskich wpływów nad Wełtawą wygląda już dużo poważniej.

Chińskie kont(r)akty

W listopadzie prezydent Milosz Zeman po raz kolejny pojechał do Chin. Wyprawie towarzyszyły tradycyjne zapewnienia o ściąganiu chińskich inwestycji. Z prezydentem poleciała grupa biznesmenów, w tym bliski Zemanowi Petr Kellner – najbogatszy człowiek w kraju. Należy do niego m.in. telekomunikacyjny gigant PPF, który kontroluje dwóch największych operatorów komórkowych w Czechach.

Otóż w Chinach, w obecności prezydenta republiki, Kellner podpisał z firmą Huawei deklarację o wzajemnej współpracy technologicznej i budowie w Czechach nowoczesnej sieci internetowej 5G. A półpaństwowy energetyczny koncern CzEZ tego samego dnia zawarł z Huawei potężny kontrakt na dostawy technologii informatycznych. Podobną umowę podpisała już całkowicie państwowa Dyrekcja Autostrad i Dróg.

Informacje o tych transakcjach trafiły tylko do fachowej prasy, Zeman wrócił do Pragi i sprawa przycichła – na dwa tygodnie. W grudniu przed firmą Huawei i jej inwestycjami w Czechach oficjalnie przestrzegł Narodowy Urząd ds. Bezpieczeństwa Cybernetycznego i Informatycznego (NUKIB). Jego dyrektor Duszan Navratil ostrzegł rząd i organizacje publiczne przed używaniem technologii produkowanej przez Huawei. Nakazał też kontrolę 160 państwowych instytucji i firm pod kątem cyberbezpieczeństwa.

Prasa podkreśla, że NUKIB prawdopodobnie nie działał z własnej inicjatywy. Przed Huawei od dawna ostrzegają zachodni sojusznicy Czech, głównie Amerykanie.

Czesi z kwestiami bezpieczeństwa cybernetycznego są już nieźle zaznajomieni. W 2016 r. tamtejszy kontrwywiad BIS odkrył i ujawnił, że za pośrednictwem sieci e-mail rosyjscy hakerzy dostali się do baz danych czeskiego MSZ. Nie sposób do dziś określić, jakie obszary zostały spenetrowane. Atak trwał prawie pół roku. Kilka miesięcy później – ku zaskoczeniu opinii publicznej – pod obrady rządu wpłynął dokument zalecający ministerstwu spraw wewnętrznych skorzystanie z usług informatycznych Huawei. Wtedy publicyści przypomnieli sobie, że przed tą firmą BIS ostrzegał publicznie już od dawna. Stąd oburzenie na najwyższe władze. „Wschód czy Zachód? Dyktatura czy demokracja? Wolność czy cenzura?” – pytają dziś czescy publicyści, którzy nie kryją, że poruszyły ich działania najwyższych władz, a w szczególności prezydenta Zemana.

Tęsknota za Breżniewem

Zeman z Pekinem przyjaźni się w sposób demonstracyjny. Kiedy wiosną 2016 r. do Pragi przyjechał prezydent Chin Xi Jinping, miasto było udekorowane jak przy okazji wizyt Breżniewa w latach 70. W trakcie samej wizyty doszło do serii skandali. Studenci, którzy protestowali przeciw wizycie dyktatora, zostali zaatakowani przez grupę Chińczyków, którzy pojawili się tam nie wiadomo skąd. Napastnicy wyrwali im z rąk tybetańskie flagi. Policja wykazała się przy tym kompletną biernością, a po incydencie spisała i ponoć nawet pobiła jednego z protestujących. Do dziś nie wiadomo, kim byli napastnicy, bo policja ich zachowanie zignorowała.

Sam Zeman traktował Xi jak gościa specjalnego i opowiadał o błogosławieństwie chińskich inwestycji. – Pragnę, aby Czechy stały się dla Chin bezpiecznym portem w Europie – mówił podczas uroczystej kolacji. W trakcie wizyty chińska telewizja wyemitowała wywiad z Zemanem. Głosił tam, że dopiero teraz – pod jego przywództwem – Czechy stały się krajem naprawdę niezależnym, bo „nie ulegają naciskom USA i UE”. Te ostatnie słowa sprawiły, że publicznie i bardzo ostro zaprotestował ówczesny premier Bohuslav Sobotka. „Jesteśmy politycznie niezawiśli i wolni od 1989 r. Nie ma żadnego nacisku USA czy UE. Chiny nie nadają się na gwaranta naszego bezpieczeństwa i gospodarczego powodzenia” – grzmiał premier.

Podejrzenia wobec Huawei nie zostały nigdy precyzyjnie opisane. Firma wyrosła w latach 80. XX w. na potrzeby jednostek saperskich chińskiej armii i z jej strukturami nadal jest powiązana. Eksperci od cyberbezpieczeństwa ostrzegają, że w swoich produktach Huawei może instalować oprogramowanie, które potem pozwala na tajną i zdalną kontrolę tych urządzeń przez producenta – czyli Chińczyków. „To jest tak, jakbyśmy kupili od Chin bombę atomową, a jednocześnie pozostawili im w rękach narzędzia, które pozwalają tę bombę w dowolnym momencie odpalić” – napisał publicysta zajmujący się bezpieczeństwem Jaroslav Spurny.

W jednym z wywiadów dyrektor NUKIB mówił, że zwykły śmiertelnik nie musi się bać używania telefonu Huawei na prywatne potrzeby. Jednocześnie ostrzegł, że urzędnicy wyższego szczebla, dowódcy wojskowi i pracownicy firm odpowiedzialnych za bezpieczeństwo cybernetyczne w ogóle nie powinni takich telefonów dotykać.

Przy okazji wyszło na jaw, że energetyczny gigant CzEZ posiada całe sieci informatyczne i centra serwerów tej firmy. W technologie Huawei wyposażony jest też Państwowy Urząd Bezpieczeństwa Jądrowego, który kontroluje m.in. elektrownie jądrowe. Dziennikarze pytają, czy dzięki ukrytemu oprogramowaniu Chińczycy byliby w stanie np. w ciągu sekund wyłączyć w całym kraju sieć energetyczną, unieruchomić elektrownie albo w jakiś inny sposób sparaliżować dostawy energii? I czy podobny wariant jest możliwy w wypadku telekomunikacji, kontrolowanej obecnie w dużej mierze przez wspomniany koncern Kellnera PPF?

Wymowne jest tu następujące porównanie: w samych Chinach cały rynek technologii komunikacyjnych i internetowych jest opanowany przez trzy kontrolowane przez rząd firmy. I to te trzy firmy zapewniają Pekinowi cenzurę internetu w kraju. Tymczasem przecieki z NUKIB mówią o 70–80 proc. urządzeń Huawei w czeskich sieciach informatycznych.

Za mały kraj

Do przesilenia wokół Huawei doszło kilka tygodni temu. W tej sprawie spotkali się Zeman i populistyczny premier Andrej Babisz. Później oznajmili, że trzeba poczekać na wyniki trwającej na polecenie NUKIB kontroli. O ile jednak Zeman straszył chińskim odwetem na czeskiej gospodarce, o tyle Babisz jasno powiedział: o przyszłości firmy Huawei w Czechach zdecyduje Unia Europejska. „I słusznie – napisał Jaroslav Spurny. – To nie jest decyzja premiera. To droga, której nie unikniemy. Huawei to problem, na którego rozwiązanie Republika Czeska jest za mała”.

Ekspert ds. cyberbezpieczeństwa Vladimir Smejkal twierdzi, że w tym splocie wydarzeń kraj wszedł w nową erę. „To będzie era, w której praktycznie niemożliwe będzie analizowanie bezpieczeństwa struktur IT, poszukiwanie słabych punktów systemów, wykrywanie tajnego oprogramowania. Stajemy przed sytuacją, w której będziemy zmuszeni wybierać, do którego systemu mamy zaufanie, bo po prostu nie będziemy nadążać z analizami”.

Czeskiego premiera prasa bardzo ostro krytykuje za finansowe machinacje, za populizm. Ale tym razem został pochwalony, bo jednoznacznie opowiedział się po stronie Zachodu. Krótko po oświadczeniu Babisza rzeczniczka firmy PPF rozesłała do wszystkich redakcji mail z oświadczeniem, że memorandum o współpracy podpisane w listopadzie „nie jest w żaden sposób zobowiązujące”.

Spór o Huawei pokazuje, jak w Pradze przebiegają podziały w sprawie Chin. Zeman zachowuje się chwilami jak ich gubernator, politycy pozostałych partii (poza wpływowymi komunistami) są wstrzemięźliwi i ostrożni, a w całym kraju działają spore grupy aktywistów, którzy nie życzą sobie podejrzanych sojuszy z Pekinem. Nad nimi unosi się duch Vaclava Havla, który przez całą karierę polityczną, nie bacząc na nerwowe reakcje dyplomacji i biznesu, regularnie i demonstracyjnie spotykał się ze skonfliktowanym z Pekinem Dalajlamą. Dziś kogoś takiego w Pradze ewidentnie brakuje. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPodpisujmy apel w sprawie ŚDŚ dla dorosłych osób z autyzmem
Następny artykułCzy przez konflikt w rodzinie może się rozlecieć firma? | Rysy na szkle