To nie jest przypadek, że te wszystkie afery – wyjątkowo obrzydliwe moralnie – miały miejsce za czasów rządów PiS. Gdy Jarosław Kaczyński jest w opozycji, ma usta pełne frazesów o „odnowie moralnej” polskiej polityki, prawie i sprawiedliwości, czy jak mówiła Beata Szydło – pokorze, umiarze i pracy. Za to gdy dochodzi do władzy, nie ma żadnych oporów, by sięgać po takich ludzi jak Lepper, czy Mejza, by tylko zachować większość w Sejmie. Sam Kaczyński wyjawił przed laty Donaldowi Tuskowi modus operandi takiego działania. „Dla mnie partia jest narzędziem robienia porządków w Polsce, a brudną ścierką też można sporo brudu wytrzeć” – powiedział wprost. To oznacza mniej więcej tyle, że Kaczyńskiego nie interesuje moralność w polityce i jakość kadr, które bierze na pokład. Co więcej, jeśli ktoś akceptuje program PiS i będzie za nim podnosić rękę w Sejmie, to może liczyć, że prezes roztoczy nad nim parasol ochronny i jego grzechy nie wyjdą na jaw.
Gorzej, gdy mleko się rozleje, czyli kiedy różne afery polityków związanych z obozem rządzącym zostaną ujawnione przez dziennikarzy – jak seksafera w Samoobronie albo próba naciągania rodziców ciężko chorych dzieci przez Mejzę. Za czasów pierwszych rządów PiS, Kaczyński miał na tyle dużo politycznej siły, by wyrzucić koalicyjną partię Leppera z rządu. Wtedy Kaczyński był młodszy i mógł zakładać, że nawet jeśli straci władzę, to jest nadzieja, że za kilka lat wróci do rządzenia. Tak się stało. Jednak dziś prezes ma 72 lata i wie, że jeśli teraz straci większość w Sejmie i ogłosi wcześniejsze wybory, to z dużym prawdopodobieństwem, graniczącym z pewnością, można przewidzieć, że do władzy już nie wróci. Dlatego zamiast wyrzucić Mejzę z rządu, Kaczyński wysyła go na urlop. To jest sytuacja bez precedensu, żeby polityk zamieszany w próbę oszustwa i inne ciemne sprawy związane z możliwym wyłudzeniem pieniędzy na szkolenia od samorządu województwa lubuskiego w czasach, kiedy był radnym sejmiku lubuskiego, brał urlop z Sejmu. Regulamin pozwala co prawda posłowi wziąć dwa tygodnie urlopu, ale chodzi o sytuacje wyjątkowe, np. problemy rodzinne. Tutaj ten przypadek nie ma zastosowania – Mejza bierze urlop, bo jak mówił mi jeden z polityków PiS – ma zniknąć z radaru mediów do czasu, gdy służby zbadają stawiane mu przez dziennikarzy zarzuty.
Służby powinny prześwietlić Mejzę zanim został on wiceministrem, a nie teraz. Jednak i w służbach widać znają teorię „brudnej ścierki” Jarosława Kaczyńskiego. Być może służby nawet wiedziały o sprawkach Mejzy, wszak politycy PiS ostrzegali kolegów z PSL, kiedy brali oni Mejzę na listy wyborcze w 2019 roku, że coś może być na rzeczy. Wtedy jednak nie ujawniono faktów obciążających młodego polityka. Może PiS wychodzi z założenia, że lepiej gdy na delikwenta są jakiś haki, bo zawsze można ich użyć do próby nacisku.
Jednak dalsze trwanie Mejzy na stanowisku wiceministra jest nie do obrony. To pokazuje, że obóz władzy zżera gangrena, która zaraża kolejne tkanki. Politycy PiS zdają sobie z tego sprawę, bo zaczynają się odcinać od Łukasza Mejzy. Minister sportu Kamil Bortniczuk, który jeszcze kilka tygodni temu bronił swojego podwładnego, dziś mówi: „Nie jest tajemnicą, że gdybym ja dobierał sobie współpracowników, to Ministerstwo Sportu wyglądałoby nieco inaczej. Ja sobie współpracowników w Ministerstwie Sportu sam nie dobierałem – przyznaje bez ogródek. Od siebie dodam, że nie jest tajemnicą, iż za ściągnięciem Mejzy do obozu Zjednoczonej Prawicy stoi Adam Bielan, europoseł i zaufany doradca Kaczyńskiego. To on po wyrzuceniu z rządu Jarosława Gowina kłusował w Sejmie i przeciągał posłów na stronę PiS. Jednak Bielan nabrał wody w usta i zniknął z mediów. Adam Bielan jest doświadczonym politykiem, wie, że za Mejzą ciągnie się coraz większy smród i politycznie jest on nie do uratowania, więc lepiej się trzymać od niego z daleka.
Czytaj również: Mejza na mieliźnie. „Mnie ta cała historia w głowie się nie mieści, jeszcze bardziej sobie zaszkodził”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS