A A+ A++

Raków Częstochowa lubi nam przypominać, że już od dawna nie jest zagubionym beniaminkiem, który płaci frycowe za brak ekstraklasowego doświadczenia i traci punkty we frajerski sposób w samych końcówkach spotkań. Weźmy ten mecz z Piastem. Już nic tam, że Alberto Toril spokojnie mógł kończyć wieczór z hat-trickiem na koncie. Już pal licho, że Raków niby przeważał, ale absolutnie nie dominował, nie gniótł rywala, a twarde od mrozu boisko spowijała mgła, która znacznie ograniczała widoczność. Dochodziły ostatnie sekundy meczu. Dopiero z akcją szli goście, ale ostatnie słowo należało do Rakowa. Nikt nie spodziewał się fajerwerków. A tu nagle – bach. Jakiś chaos w polu karnym, odbita piłka, Mateusz Wdowiak sam przed bramką, piłka jeszcze zaplątana wokół nóg interweniującego Frantiska Placha i zaraz dzika radość gospodarzy…

Tyle było widać na zbliżeniu. Za protesty po ostatnim gwizdku sędzia Kos ukarał czerwoną kartką Waldemara Fornalika, który nie mógł pogodzić się z tym, że gol na wagę zwycięstwa Rakowa i porażki Piasta padł w takich, a nie w innych okolicznościach.

To nie wydarzyłoby się jeszcze półtora roku temu. I wcale nie chodzi nam o tę mgłę, ona jest tylko pretekstem do większej rozmowy. Zgrabnie podsumował to Damian Kądzior na antenie Canal Plus – „cóż, wiedzieliśmy, że Raków walczy o mistrzostwo”. No tak, dokładnie, sami nie ujęlibyśmy tego lepiej. Takimi zwycięstwami trzymasz się czołówki, takimi zwycięstwami pniesz się w tabeli do góry i utrzymujesz się w walce o mistrzostwo kraju.

Raków Częstochowa-Piast Gliwice. Nieskuteczny Toril, fatalny Ivi

Waldemar Fornalik mógł się awanturować, ale to rozsądny, inteligentny człowiek – wróci do domu, usiądzie przy kominku, zaparzy sobie kawę czy inną herbatę i doda dwa do dwóch: Piast przegrał na własne życzenie. Przeciętny, niezbyt porywający jest to zespół w tym sezonie, ale dalecy jesteśmy od wieszania na nim psów. To nie jest toporna Cracovia z ostatnich trzech rund, to nie jest Legia z ostatnich dwóch miesięcy. Piast ma jakieś swoje pomysły, nie brakuje mu elegancji w ich egzekwowaniu, ale… no: coś tu nie gra. Pewnie to temat na większą rozprawę, ale tego wieczoru odpowiedź na pytanie o przyczyny porażki z Rakowem powinna być dziecinnie prosta – brak skuteczności.

Alberto Toril powinien skończyć ten mecz z dubletem, a spokojnie mógł ustrzelić swojego drugiego hat-tricka na polskich boiskach i wtedy na hiszpańskich plażach mógłby chwalić się, że skarcił trzema bramkami: najpierw mistrza, a potem wicemistrza Polski. Ale cóż, zawiódł go własny celownik:

  • uderzył głową wprost w ręce Vladana Kovacevicia po dośrodkowaniu Kądziora,
  • minął się z piłką na trzecim metrze po wyśmienitym dograniu Kądziora (to była absolutna setka – serio!),
  • Kądzior dorzucił mu piłkę na czwarty metr z głębi pola, Hiszpan walczył, wsadzał nogę przez Tudora, był zaskakująco blisko szczęścia, ale pomylił się o jakiś metr czy dwa,
  • Kovacević wypluł przed siebie jego płaskie uderzenie, a potem nieskutecznie dobijał to jeszcze Vida,
  • próbował wykorzystać błąd Niewulisa i przelobować Kovacecvicia, zrobił to całkiem fachowo i profesjonalnie, ale Bośniak szybkim ruchem ręki wybił piłkę na rzut rożny.

Mało? Kristopher Vida wygrał pojedynek z Ivim Lopezem (kompromitująca reakcja na stratę we własnym polu karnym) i wyłożył Alberto Torilowi na jakiś jedenasty metr, ale Hiszpan trafił wprost w głowę stojącego na linii bramkowej Frana Tudora. Tak nie można. Ale dobra, skoro wspomnieliśmy już o Ivim, innym sympatycznym Hiszpanie, to temu panu też należy się mała krytyka. Tu wspominania sytuacja.

Bezmyślny rajd i strata.

Włączony tryb: „Stojko Stojanov przygląda się, jak zawala bramkę, nawet jeśli jej nie zawala”.

Iviemu nie wychodziło tego wieczoru absolutnie nic.

Raków Częstochowa-Piast Gliwice. Niemrawy Raków

Jakoś w pierwszej połowie Bartosz Gleń, komentujący ten mecz w Canal Plus, bardzo przytomnie zauważył, że Ivi Lopez oswaja się z piłką. Oswajał się się z nią przez cały swój występ – nieskutecznie. Jeden z najlepszych piłkarzy Ekstraklasy wyglądał tego wieczoru, jak student z Hiszpanii w Polsce, którego polscy koledzy wzięli na zimowy meczyk na Orliku. Ivi, oczywiście, widział już nadwiślańską zimę, ale dzisiaj zagrał tak, jakby na usta cisnęło mu się jedno pytanie – „wy tak żyjecie, wy tak gracie?”.

Zresztą, reszta ekipy Rakowa też nie zagrała wielkich zawodów. Marko Poletanović walił w kosmos. Ben Lederman walił w kosmos. Mateusz Wdowiak, zanim strzelił nieco jednak przypadkowego gola na wagę trzech punktów, trochę wcześniej dwa razy nie znalazł drogi do bramki Piasta w dwóch niezłych sytuacjach – najpierw naciął sobie Katranis, ale fatalnie przestrzelił, potem jego strzał głową genialnie wyjął Plach.

Jedynym gościem, któremu wychodziło trochę więcej był Patryk Kun. Motor napędowy zespołu Papszuna. Dośrodkowanie na szczupaka Araka – bardzo fajne. Dośrodkowanie na głowę Wdowiaka – niczego sobie, choć ostatecznie 25-letni pomocnik do niego nie doszedł. Poza tym – duża chęć gry, ambicja, przebojowość, tak powinien grać wahadłowy. No i ostatecznie Raków zainkasował trzy punkty. Trzyma się blisko podium i walczy z widmem mini-kryzysu formy i stylu z ostatnich tygodni. A Piast coraz wyraźniej wpisuje się w szarą strefę ligi.

Czytaj także:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł​GROMDA 7. Rezerwowy wygrał turniej, starcie mistrzów dla “Balboy”
Następny artykułYoung and healthy people suffer TRAGIC side effects of COVID vaccines