Mary Sue to określenie, które staje się coraz częściej słyszane w popkulturze. Pierwotnie była to satyra na absurdalnie wyidealizowane i odrealnione kobiece postaci w literaturze i filmie. Pierwsza Mary Sue została stworzona w 1972 roku przez Paulę Smith w opowiadaniu “Trekkie’s Tale”. Piętnastoletnia Mary była oficerem floty gwiezdnej (chodzi o Star Trek:) o zniewalającej urodzie, wręcz niemierzalnej inteligencji, którą wszyscy uwielbiają, która ratuje wszechświat. Pierwsza Mary Sue była po prostu zamierzoną parodią, wyśmiewającą ten typ postaci.
Przez pewien czas Mary Sue się nie pojawiały, bowiem każda Mary (oprócz oryginalnej:) jest po prostu wytworem kiepskiego pisarstwa, owocem kiepskiego scenariusza, ośmieszającym dowodem na brak talentu … czymś, czego autorzy bardzo się obawiali. Zatem Mary Sue trafiła do grobu.
A jednak, mimo iż scenarzyści powinni jak ognia unikać tego typu tandety, to w ciągu kilku ostatnich lat doszło do niezwykłego zjawiska – do prawdziwej epidemii MarySueizmu. Związane jest to z dużą aktywnością feminizmu i przejęciem władzy w takich firmach jak Disney. W efekcie czego zjawisko wysypu kolejnych, coraz bardzie okropnych wersji Mary Sue staje się niczym epidemia zombie … feministycznych zombie, których jest coraz więcej i których nie można się pozbyć.
Obecnie najbardziej znaną i niewątpliwie najbardziej reprezentatywną Mary Sue jest oczywiście Rey ze Star Wars, postać całkowicie pozbawiona osobowości …
Mimo iż Rey swoją młodość spędziła jak robot sprzątający Wall-E, to jednak w chwili zagrożenia potrafi obronić się przed gangsterami, obezwładnić wyszkolonego szturmowca, pilotować i naprawić statek kosmiczny, wygrać walkę na miecze świetlne z Jedi, nawet oprzeć się psychicznej mocy Sitha… chociaż żadnej z tych rzeczy wcześniej nie robiła. Jak, do cholery, można było coś takiego wymyślić?
W MCU też mamy już klasyczną Mary Sue. To oczywiście Captain Marvel, która była planowana jako główny superhero, jako numer 1 czwartej fazy, który w zamyśle producentów miał stanąć na czele Avengers … No cóż, nie bardzo się udało:) Pewnie z tego powodu, że jej osobowość była tak samo prawdziwa jak jej wygenerowane komputerowo włosy.
Inną, klasyczną Mary Sue jest oczywiście Mulan (2020), czyli kolejna kobieta z supermocami (chi w tym filmie jest jak supermoc), której jedyna wada to … ukrywanie swej kobiecości. Przez to ukrywanie nie jest w stanie pokonać najsilniejszego wroga (oczywiście też kobiety), ale jak ją tylko odkryje (kobiecość), to … nie ma sprawy:)
W komiksach Marvela zaczynają ostatnio się pojawiać jak grzyby po deszczu kolejne wersje Mary Sue, ewentualnie te już istniejące są bezczelnie marysueizowane … czyli przerabiane (zarażane) na obraz i podobieństwo Mary.
Wyjątkowo paskudną Mary Sue jest Riri Williams, czyli Ironheart, która pojawiła się w komiksie tylko po to, by wejść do filmu i zastąpić Iron Mana. A jak można zastąpić genialnego Tony’ego Starka? Zapewne długo nad tym myśleli – Riri jest tak zwanym supergeniuszem … tzn. nie jest zwykłym, poślednim, byle jakim geniuszem (jak Tony Stark:), ale supergeniuszem, co się też nieustannie podkreśla:) Jest takim supergeniuszem, że tajne służby śledzą ją już od czasów przedszkola … W ogóle termin supergeniusz został stworzony specjalnie dla niej:)
Taką samą, “błyskotliwą” metodę zastosowano, by zastąpić Hulka lepszą od niego She-Hulk. Hulk, czyli bestia o wrażliwym sercu, silnie przemawiał do wyobraźni. She-Hulk, jego żeńska odpowiedniczka, była znacznie mniej popularna. Zatem by zamienić ich rolami, czyli przenieść jego fanów na nią, postanowiono, że She-Hulk przyćmi Hulka w jego hulkowatości. W efekcie tego, zamiast pięknej i uwodzicielskiej kobiety, otrzymaliśmy ogromną i karykaturalną od mięśni postać, w ogóle już nie przypominającą kobiety (człowieka też nie), która znajdowała się w stanie permanentnego stresu … Komiks miał tak fatalne recenzje i tak katastrofalną sprzedaż, że zrezygnowano z tej zestresowanej potworniny i postanowiono wrócić do dawnej She-Hulk.
Jeszcze innym, też durnym pomysłem na Mary Sue, jest planowany nowy, oczywiście żeński Ghost Rider – to Sorcerer Suprime z XIX wieku (Ancient One zapewne zrobił sobie wtedy wolne), postać tak niewiarygodnie potężna, że będzie w stanie kontrolować swojego demona … autorzy tego pomysłu zupełnie nie zrozumieli komiksu i chyba nie byli też zbyt kumaci:)
Bezustanne pojawianie się kolejnych durnych i coraz durniejszych Mary Sue nie jest jedynie efektem koszmarnej nieudolności i braku talentu wiodących ostatnio scenarzystów (częściej scenarzystek) komiksowych i filmowych. Wiele wskazuje na to, że ta taśmowa produkcja jest kolejnym błyskotliwym planem wojowniczych feministek:) Kathleen Kennedy, czyli autorka porażki Star Wars (kosztującej firmę prawie 2 mld dolarów), z pełnym rozmysłem stworzyła postać Rey/Mary Sue, by zmienić strukturę fanów. Kelly Sue Deconnick (zwróćcie uwagę na nazwisko – z Sue się bowiem nie urodziła:), która produkuje takie obrzydliwe zombie raz po raz, jasno powiedziała, że jej komiksy są dla kobiet, nie dla facetów … nawiasem mówiąc, ponieważ jej scenariusze nie słyną z błyskotliwości i są w zasadzie ciągiem porażek, zatem to była obelga dla kobiet:)
Ta druga pani na filmiku to Gail Simone, jedna z najbardziej wpływowych kobiet w przemyśle komiksowym, która właśnie gratuluje Kelly Sue (Kelly Sue = Mary Sue) jej pracy nad komiksem Aquaman … To był taki “sukces”, że te komiks został w ogóle odwołany, tzn. sprzedaż była tak fatalna, że dosłownie przestał wychodzić. “You did it!” Tak, znowu to zrobiła:)
Tak więc ta epidemia zombie jest naprawdę zaplanowana:)
P.S.
Oczywiście istnieje również męska wersja tego typu wyidealizowanych, absurdalnych postaci, nazywana zazwyczaj Gary Stu. Faktem jest jednak to, że bardzo rzadko mieliśmy z jakimkolwiek Garym do czynienia … króluje bowiem niepodzielnie paskudna i nieumarła Mary.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS