A A+ A++

W swym głównym biznesie też płynie na wysokiej fali. Mowa o galaktyce firm produkujących artykuły wyposażenia wnętrz – od sanitariatów (Cersanit), przez deski podłogowe (Barlinek), po wykładziny (Komfort). A także o sektorze chemicznym, którego jądrem jest rozwijana przez Sołowowa od kilkunastu lat firma Dwory z Oświęcimia, do niedawna drugi w Europie i trzeci na świecie producent kauczuku syntetycznego, a także niezbędnego w budownictwie styropianu. I właśnie tu dokonał niedawno największego w historii polskiego biznesu zakupu za granicą.

Covidowy dopalacz

Do niedawna, bo koncern chemiczny Sołowowa właśnie awansował o jedno oczko w kauczukowym biznesie, wyprzedzając niemieckiego potentata BASF. Za sprawą dopinanego od maja, a sfinalizowanego w ostatnich dniach przejęcia innej niemieckiej grupy chemicznej Trinseo z Schkopau w Saksonii. Zapłacona za nią kwota, 460 mln dol czyli niemal 1,9 mld zł, musi robić wrażenie. To jedna z największych, o ile nie największa w historii, akwizycja za granicą dokonana przez prywatną, rdzennie polską firmę.

Ale w tej transakcji nie chodzi tylko o zwiększenie przez Synthos mocy wytwórczych kauczuku syntetycznego, do ponad 800 tys. ton, co ma mu przynieść dodatkowe kilkadziesiąt mln dol zysku rocznie. Przejmując zakład w Schkopau Sołowow staje się właścicielem jednego z najnowocześniejszych na świecie centrów badawczo-rozwojowych tej branży, mających w swym portfolio zaawansowane technologicznie rodzaje kauczuków syntetycznych. W tym takich, które zastosowane w oponach zmniejszają tarcie przy toczeniu, a tym samym zużycie paliwa. Z opon tego typu korzystają powszechnie np. producenci samochodów elektrycznych. Dla firmy z Kielc oznacza to skok technologiczny i jakościowy, a także poszerzenie rynków zbytu.

Znany z uporu i konsekwencji Sołowow planował to największe w swej karierze przejęcie już po pierwszej fali pandemii. A więc w oku cyklonu, bo związane z nią lockdowny i restrykcje dały się Dworom we znaki. Przed poważniejszymi tarapatami uratował ją zdywersyfikowany geograficznie zbyt kluczowego produktu, pomogła też swoista sekwencyjność postępu pandemii. Gdy bowiem zimą pojawiły się kłopoty ze zbytem kauczuku w Azji, zwłaszcza w odciętych lockdownem od świata Chinach, sprzedaż do Europy i USA szła jeszcze bez przeszkód. A gdy Covid-19 zablokował te rynki, Chiny zaczęły już wznawiać zamówienia. W sumie straty Sołowowa w segmencie kauczuku nie były zbyt duże. Podobnie zresztą jak w zakresie produkcji styropianu, farb, klejów czy izolacji, czyli pozostałych filarów działalności koncernu Dwory, bo zapaść wykorzystującego je budownictwa trwała krótko. Aby rychło zmienić się w kolejny boom, z bezprecedensowym wzrostem popytu i cen.

Pożyczka bez prowizji? Kliknij tu i sprawdź szczegóły promocji ING

Pozostaje faktem, że decyzja o potężnej inwestycji w Niemczech, podjęta w okresie gdy większość firm w kraju i na świecie drżała z niepewności i ograniczała wydatki, świadczy o biznesowej odwadze i determinacji Sołowowa. Dla którego, nie po raz pierwszy zresztą w karierze, receptą na problemy jest zwykle ucieczka do przodu, czyli biznesowa kontrofensywa.

A to, że szczęście mu zwykle sprzyja, to inna sprawa. Sam przyznaje, że podczas pierwszej fali pandemii mocno się niepokoił także o inne biznesy. Zwłaszcza te związane z produkcją artykułów „dla domu”, nie było bowiem wiadomo, jak w kolejnych miesiącach funkcjonował będzie handel. Tymczasem fortuna mu sprzyjała. Nie dość, że restrykcje w zasadzie ominęły markety budowlane, w których sprzedaje swe płytki ceramiczne, sanitariaty czy wykładziny i deski podłogowe, to jeszcze miliony rodaków ruszyły od wiosny 2020 r. do remontowania bądź przynajmniej odświeżania wnętrz swych mieszkań i domów.

W efekcie jego firmy z tego segmentu stały się beneficjentami pandemii. Dla Barlinka, będącego nr 1 na świecie w produkcji podłóg drewnianych, zeszły rok był wręcz rekordowy w historii, a ten powinien być jeszcze lepszy. Żniwa przychodów i zysków zbiera też Cersanit, trzeci w Europie producent ceramiki łazienkowej. Ponadprzeciętne wyniki notują też inne jego sieci handlowe z tej grupy, „wykładzinowy” Komfort, Homla z meblami i dekoracjami czy wyposażeniowy dyskont Nexterio.

I jak tu nie wierzyć w ludowe porzekadło, że „bogatemu i diabeł dzieci kołysze”. Może i tak to ostatnio u Sołowowa wygląda, ale nie urodził się bynajmniej w rodzinie krezusów i największy dziś prywatny biznes nad Wisłą budował przez kilka dekad, zaczynając praktycznie od zera.

Od warsztatu do budowlanki

W domu rodzinnym się nie przelewało. Jako nastolatek mył szyby w samochodach, ale też mocno eksploatował „malucha” matki w amatorskich wyścigach. Tuż po maturze zdobył licencję rajdową II kategorii, jednak marzenia o własnym, mocnym wozie i karierze rajdowca musiał odłożyć na długie lata.

Większą – jak na czasy siermiężnego PRL-u kasę, około 10 tys. marek – zarobił na saksach w niemieckim warsztacie. Na ten wyjazd i ponadroczną pracę, zdecydował się po ostatnim roku studiów na Politechnice Świętokrzyskiej, ale jeszcze przed obroną pracy magisterskiej.

Gdy wrócił, akurat wchodziły w życie reformy Wilczka, otwierające drzwi dla przedsiębiorczych. Sołowow, już inżynier-mechanik, założył więc w 1988 r. firmę budowlaną Mitex. Wybrał tę branżę, bo w „mieszkaniówce” widział duży potencjał, w dodatku kieleckie było wtedy jednym z jej mateczników, miał więc kogo podpatrywać. Zlecenie na budowę hotelu w Ostrowcu Świętokrzyskim spadło mu jak z nieba. Tyle że nawet w niebie nie mógł zamówić niezbędnego cementu, wtedy równie deficytowego jak cukier czy schab. Opowiadał, jak czekał godzinami przed gabinetem dyrektora cementowni Małogoszcz, który w końcu obiecał mu go pod warunkiem, że wybuduje też osiedle mieszkaniowe dla pracowników.

Zbudował je, a potem kilka kolejnych. Popyt na usługi budowlane był ogromny, rentowność mieszkaniówki sięgała 50 proc. i po kilku latach Mitex stał się jednym z głównych graczy na tym rynku, a Sołowow człowiekiem zamożnym. Zaczął inwestować w kolejne biznesy. W 1993 r. założył spółkę PLI, która rozwinęła sieć sklepów Nomi – „dla domu i ogrodu” – oraz marketów spożywczych Max. Jako jedna z pierwszych rdzennie prywatnych firm weszła na giełdę, wkrótce po niej trafiło tam też Echo Press z wydawanym przez Sołowowa dziennikiem „Echo Dnia”. Dzięki GPW biznesmen zyskał dostęp do pieniędzy inwestorów. I ruszył do szarży inwestycyjnej.

Skupując akcje firm, grał tak ostro, że niekiedy porównywano go z Gordonem Gekko, słynnym rekinem giełdowym z filmu „Wall Street”. Do legendy przeszła jego potyczka pod koniec lat 90. z Witoldem Zaraską, twórcą kieleckiego Exbudu. Sołowow miał duży apetyt na przejęcie firmy, chcąc ją połączyć z Miteksem. Skupił spory pakiet akcji Exbudu i prowadził do konfrontacji z Zaraską, którego chciał zmusić do zmiany biznesowej strategii. „Jego metody to drapieżny, XIX-wieczny kapitalizm” – grzmiał prezes Exbudu. W końcu, broniąc się przed Sołowowem, sprzedał firmę grupie Skanska, a Sołowow też na tym zarobił kilkanaście milionów, bo Szwedzi korzystnie odkupili jego pakiet akcji.

Konsekwentnie brał na celownik spółki w tarapatach, niedoinwestowane i dlatego nisko wyceniane przez rynek. A przy tym pasujące do jego biznesowych puzzli – zorientowanych na budowę i wyposażanie mieszkań, zwłaszcza odkąd w 1996 r. jego wydawnicze Echo Press zmieniło się w Echo Investment i weszło w sektor nieruchomości.

Rok później Sołowow zaczął skupować akcje Cersanitu Krasnystaw, wówczas produkującego tylko płytki ceramiczne i pozostającego w cieniu krajowego potentata, Opoczna. Przejął nad nim kontrolę, zrestrukturyzował, poszerzył asortyment, a potem konsekwentnie zwiększał jego moce produkcyjne, przejmując ostatecznie Opoczno i inwestując dobre ćwierć miliarda euro w fabryki w Rosji i na Ukrainie. Przemyślana strategia, podobnie jak w przypadku kupionego w 1999 r. od państwa podupadającego kombinatu drzewnego Barlinek, dziś jednego z największych w Europie producentów desek i paneli podłogowych.

Jednocześnie w kilka lat pozbył się większości tworzonych dekadę wcześniej biznesów, i to z dużym zyskiem. Sieć Nomi sprzedał brytyjskiemu Kingfisherowi, sklepy Max wziął holenderski Ahold, Mitex trafił do francuskiego Eiffage’a. Producenta opakowań Ultra Pack sprzedał grupie Mondi już po czterech latach od zakupu. Najdłużej, poza Echo Investment, był wierny… prasie. Bo choć sprzedał swe pierwsze kieleckie dzienniki, „Echo Dnia” i „Słowo Ludu”, a także kupiony w 1999 r. tygodnik „Przekrój”, to „Życie Warszawy” trzymał w portfelu do 2007 r. z ambicjami przekształcenia stołecznego dziennika w ogólnopolski. Ostatecznie sprzedał je Presspublice, gdy straty na tym przedsięwzięciu przekroczyły 120 mln zł. – Czasem trzeba się przyznać do błędu i ja to robię – mówił.

Pasja rajdowca

Był już wówczas miliarderem. I dopiero wtedy opuścił wraz z rodziną odziedziczone po babci mieszkanie w Kielcach, przeprowadzając się do dużego domu w nieodległym Masłowie.

No i powrócił – po trwającej ponad dekadę przerwie – do swej rajdowej pasji. Przed czterdziestką kupił od kolegi Mitsubishi Lancer Evo VI i zaczął nim szaleć na torze w Miedzianej Górze pod Kielcami. W 2001 r. wystartował w Rajdzie Barbórki i wkręcił się w rywalizację na dobre. Po kilku latach startów przyszły sukcesy. Od 2006 roku pięć razy stawał na podium mistrzostw Europy, kolekcjonując też tytuły w kraju. Bywały sezony, że do pracy wpadał w przerwach między rajdami. Ale biznesu nie zaniedbywał. – Tam też jestem w pracy – tłumaczył. – Wyłączam telefon dopiero wtedy, gdy ruszam w trasę, bo wtedy walczę o życie. Swoje, ale też pilota.

Czasem łączył to na styk. Spektakularną transakcję z Hiszpanami, od których Echo Investment kupiło w lipcu 2014 r. 4,5-hektarową działkę w centrum stolicy pod miliardową inwestycję, Sołowow dopinał tuż po przedwczesnym, po dachowaniu, powrocie z Rajdu Polski. A dwa tygodnie po transakcji startował już na szutrach w Rajdzie Finlandii razem z Robertem Kubicą. Twierdził, że rywalizacja w rajdach pomaga mu się pozbyć biznesowego napięcia, bo większy stres przykrywa ten mniejszy.

Laurów było jednak z biegiem czasu coraz mniej, sporo za to pecha. Z Rajdu Finlandii wykluczył go defekt samochodu, w lutym 2015 r. wylądował w rowie podczas Rajdu Szwecji, potrącając przy tym, na szczęście niegroźnie, stojącego na poboczu fotoreportera. I na tym zakończył karierę rajdowca. Choć nadal twierdzi, że ściganie śni mu się po nocach i tego, że kiedyś jeszcze wystartuje w jakimś rajdzie absolutnie nie wyklucza.

Michał Sołowow podczas Rajdu Finlandii w 2014 r.


Michał Sołowow podczas Rajdu Finlandii w 2014 r.

Fot.: Marek Wicher / PAP

Biznesowy zakręt

W sumie jednak uwolnienie się Sołowowa z rajdowego kieratu wyszło na dobre jego interesom, na które przeznaczył większość czasu poświęcanego wcześniej treningom i startom. Także przeprowadzka do Szwajcarii, uznawana w środowisku biznesu za chęć zejścia z oczu władzy PiS, która rzekomo zagięła na niego parol, pozwoliła mu spojrzeć na funkcjonowanie swych firm z szerszej perspektywy.

Poza konsolidacją i poprawą rentowności kluczowych biznesów, zwłaszcza w sektorze wyposażenia wnętrz, zaczął też inwestować w branże, wcześniej omijane szerokim łukiem. Mowa zwłaszcza o energetyce niekonwencjonalnej i energii odnawialnej, którą zaczął wręcz uznawać za priorytet swych poczynań. Koledzy z biznesu oraz eksperci nie mogli wyjść ze zdumienia, gdy ten skoncentrowany na ciężkim, energochłonnym i paliwożernym przemyśle przedsiębiorca zaczął publicznie perorować o konieczności ekologicznej transformacji energetyki, jedynym tą drogą ratunku dla planety i zagrożeniach związanych z nadmierną emisją CO2.

Od paru lat za tymi słowami idą konkretne działania. Ale Sołowow nie byłby Sołowowem, gdyby podejmował je głównie w trosce o środowisko. Decydowała raczej trzeźwa ocena ewolucji realiów gospodarczych, na czele z drożejącą u nas na potęgę energią elektryczną oraz galopującymi kosztami emisji CO2. Stanowiącymi coraz większą pozycję w bilansach jego firm, bo przecież produkcja kauczuku czy płytek ceramicznych należą do najbardziej energochłonnych branż przemysłu. Transformacja energetyczna była więc dla Sołowowa nie tyle wyborem, co koniecznością.

Najmocniej jak dotąd wszedł w fotowoltaikę, przejmując połowę udziałów w firmie Corab, działającej już w tej branży od dekady i będącej jednym z jej liderów. Biznesowy nos nie zawiódł tu Sołowowa, bo trafił w nakręcający się na tym rynku boom, zwłaszcza konsumenckich instalacji, wspartych państwowymi dotacjami. Zasilony jego kapitałem Corab ma już ponad jedną trzecią udziału w tym rynku, a jego przychody z produkcji i dystrybucji paneli fotowoltaicznych, inwerterów czy systemów montażowych, przekraczają 800 mln zł rocznie, przy bardzo godziwej marży.

Biznes Sołowowa korzysta na tym nie tylko finansowo, bo Corab buduje też farmy słoneczne na potrzeby jego grupy. Pierwsza powstała koło zakładów Synthosa w Oświęcimiu. Pod kolejną, dużo większą, wykupił ponad 10 ha ziemi koło fabryki Barlinka. Docelowo chce je mieć obok wszystkich zakładów produkcyjnych konglomeratu. Łączna moc ma wynieść setki MW. Sołowow, który taką mikroinstalację ma również koło własnej posiadłości, już podkreśla różnicę w rachunkach za prąd. Pytanie, na ile jego wspólny biznes z Corabem ucierpi na ostatniej, niekorzystnej dla tego sektora zmianie przepisów wprowadzonej przez rząd Morawieckiego.

Fakt, że powodzenie większości planowanych przez niego poczynań w zakresie transformacji energetycznej zależy od tego, czy i kiedy władze zapalą mu na to „zielone światło”. A o to nie jest łatwo. Widać to choćby w zakresie energetyki wiatrowej, gdzie Synthos podjął współpracę ze szwedzkim Vattenfallem, koncernem z dużym doświadczeniem w tej branży. Celem jest stawianie farm wiatrowych na Bałtyku. Teraz muszą czekać na koncesję oraz na decyzję lokalizacyjną dla pierwszej, potężnej instalacji o mocy 800 MW. Urzędnikom się nie spieszy.

Sołowow i elektrownie atomowe

Jeszcze większym wyzwaniem są rzecz jasna nagłaśniane przez Sołowowa od ponad roku plany wejścia w energetykę jądrową. Jego pomysł to instalowanie w Polsce, także przy największym obiektach przemysłowych jego grupy, małych reaktorów modułowych (SMR), o mocy 300 MW każdy. – Wierzę, że energetyka atomowa stanie się fundamentem światowej energetyki na wiele dekad a reaktory SMR są jej przyszłością – zapewnia.

Zdaje sobie sprawę, że solo niewiele tu zdziała, niezależnie nawet od kosztów liczonych w miliardach zł. Od strony technologicznej wesprzeć ma go koncern GE Hitachi Nuclear Energy, dostawca reaktorów typu BWRX-300. Zawarł też porozumienie z mającym podobne plany Zygmuntem Solorzem, chcącym postawić kilka takich reaktorów na terenach wyeksploatowanych kopalni węgla brunatnego grupy ZE PAK.

Kilka miesięcy temu na współpracę w zakresie SMR namówił Daniela Obajtka, szefa Orlenu, który miałby objąć połowę udziałów w koncentrującej się na nowoczesnej energetyce spółce Synthos Green Energy. Bo Sołowow wie aż za dobrze, że bez państwowych regulacji prawnych dla tego typu energetyki, ale też bez zgody władz na jej rozwój z udziałem prywatnego biznesu, nie posunie się w swych planach nawet o krok.

Póki co, szuka alternatyw dla spalania węgla. Z jednej strony jest to rozpoczęta już budowa bloku gazowo-parowego w Oświęcimiu, inwestycja warta prawie pół miliarda zł. Ale wszedł też w spółkę HT z prof. Tadeuszem Uhlem z krakowskiej AGH, specjalizującą się w technologii wodorowej. Jej prace nad ogniwem, które będzie spalać wodór celem produkcji energii elektrycznej i cieplnej, są już ponoć na ostatniej prostej.

Apetyt Sołowowa na tańszą, niekonwencjonalną energię to nie wszystko. Wśród jego nowych pasji i wyzwań, które eksplodowały po zakończeniu kariery rajdowca, jest także biotechnologia i medycyna, w którą chce w sumie zaangażować do 150 mln dol. Zaczął parę lat temu od inwestycji w spółkę OncoArendi Therapeutics, specjalizującej się w lekach stosowanych w terapii chorób nowotworowych i zapalnych. Najnowszy projekt w którym uczestniczy od końca zeszłego roku jest jeszcze bardziej na czasie. Chodzi bowiem o technologię mRNA, stosowaną w szczepionkach na Covid-19, którą rozwija warszawska spółka ExploRNA. – Jesteśmy bardzo podekscytowani inwestycją w tę unikalną firmę a przede wszystkim unikalną technologię – nie kryje entuzjazmu Sołowow.

Nie sposób przesądzać, czy biznesmen z Kielc, a teraz szwajcarski rezydent, będzie miał okazję finansować powstanie szczepionki na nowe typy wirusów, które mogą się pojawić na świecie w nadchodzących latach. Jako biznesmen przeszedł jednak długą drogę. Od typowego przedsiębiorcy do inwestora w innowacyjne branże gospodarki. Nie wiadomo dokąd go ta droga jeszcze zaprowadzi.

Czytaj więcej: Upadek Ryszarda Krauze. Kiedyś mówiono o nim cesarz. Dziś ścigają go wierzyciele, a jego biznesowej perełki nie stać nawet na bankructwo

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDodatkowe polowanie zbiorowe w zw. z ASF
Następny artykuł„Gdy milkną oklaski” – rzecz o weteranach polskiego sportu