A A+ A++

Jakiś czas temu Xavi stwierdził, że kiedyś Bayern Monachium chciał grać  jak Barcelona, a teraz to Dumie Katalonii powinno zależeć na nawiązaniu do poziomu Bawarczyków. Trafna diagnoza jak w mordę strzelił. Śledząc wydarzenia boiskowe, można się było zastanawiać, który zespół jest z Hiszpanii, a który z Niemiec, bo ewidentnie świat stereotypów został przewrócony do góry nogami.

Bayern Monachium – FC Barcelona: Śnieg pada, śnieg pada, cieszy się Bayern

Aura tego meczu nie była szczególnie sprzyjająca grze na najwyższym poziomie, bo i trybuny puste, bo i śnieg prószył, bo i zimno. Warunki bardziej przypominały scenerię ostatniego sparingu przed startem rundy wiosennej Bundesligi niż ostatnią kolejkę Ligi Mistrzów i mecz o być albo nie być dla Barcelony. Trzeba oddać Dumie Katalonii, że jest powtarzalna. Po raz kolejny na starcie siada na rywala, próbuje gry wysokim pressingiem, ale im dłużej trwa pierwsza część spotkania, tym gorzej. Po prostu puchną, leży doskok. Reakcja po stracie i po przejęciu piłki też pozostawia wiele do życzenia.

Warto podkreślić, że stałym punktem programu Barcelony są błędy w stylu ŁKS-u z czasów Ekstraklasy. Kultywowanie tradycji rozpoczął Marc-Andre ter Stegen. Przy próbie wyprowadzeniu piłki sprawił, że futbolówka trafiła pod nogi Roberta Lewandowskiego. Tym samym wsadził na konia Sergio Busquetsa. Pomocnikowi Barcelony wyświetliły się dwie opcje. Wiedział, że albo sfauluje Polaka, albo Barca straci gola. Nie brał pod uwagę, że może odebrać futbolówkę Polakowi i ciężko mu się dziwić. Raz, że Lewy stał przodem do bramki, a dwa, że Busquets nie słynie ze zwrotności bez piłki. W konsekwencji żółta kartka, którą otrzymał za przewinienie, była zasłużona. Siła złego na jednego? A jak! Za moment Hiszpan otrzymał bombę na głowę po strzale z rzutu wolnego Leroya Sane.

Barcelonie zdarzały się ofensywne podrygi, ale gospodarze nie mieli prawa czuć się zagrożeni. Bayern sprawiał wrażenie zespołu, który jest przekonany, że i tak strzeli bramkę. Przepaść pomiędzy zespołami była aż nadto widoczna. Bawarczycy sprawili, że Barcelona była bezsilna, słaba i bezbarwna. I to nie jest tak, że Bayern ciągle grał na najwyższych obrotach. Zawodnicy Juliana Nagelsmanna wiedzieli, kiedy i jak podkręcić tempo. Tylko tyle i aż tyle.

Bayern Monachium – FC Barcelona: Sabotażysta w akcji

Tytuł odwróconego Midasa wędruje do Oscara Minguezy. Odkąd zmienił Jordiego Albę, problemy Barcelony zaczęły narastać. Na powitanie został ograny przez Kingsleya Comana. Jednak pierwsze, a zarazem ostatnie ostrzeżenie nie pomogło. Kilka minut później zawinił przy bramce na 1:0 dla Bayernu. Lewandowski co prawda zabawił się z Gerardem Pique, ale to, co się potem stało woła o pomstę do nieba. Mingueza nie przykrył Thomasa Mullera pomimo wskazówek Clementa Lengleta. Francuz nawet ręką wskazał, gdzie ma stanąć Hiszpan. Ten ewidentnie olał wytyczne starszego kolegi, pewnie pomyślał – despacito – to trzeba na spokojnie.

Bayern się nie zatrzymywał i szybko wpakował drugiego gola. Z dystansu uderzył Leroy Sane. Niemiec wykorzystał bierność piłkarzy Barcelony i kiepskie zachowanie bramkarza. Ten po raz kolejny w tym sezonie zaliczył interwencje w stylu — można było zrobić więcej. Piłka zatrzepotała w siatce, a ręce opadły piłkarzom Barcelony. Już wtedy można było zauważyć, że dla nich ta edycja Ligi Mistrzów właśnie się zakończyła. Siedem punktów i tylko dwie bramki strzelone w sześciu spotkaniach? Totalna klapa.

Bayern przeniósł luz z końcówki pierwszej połowy na start drugiej. Nie minęły dwie minuty i już gospodarze powinni wpakować trzecią bramkę. Jednak Leroy Sane wcielił się rolę Świętego Mikołaja i zamiast wpakować piłkę do siatki, podał ją bramkarzowi Barcy. Piękny gest niemieckiego skrzydłowego. Trzeci gol był kwestią czasu. Po raz kolejny swoją cegiełkę dołożył Robert Lewandowski. Zagrał długą piłkę do Alphonso Daviesa, a ten wyłożył piłkę Jamalowi Musiali i cyk 3:0.

Barcelona nawet po zmianach, które przeprowadził Nagelsmann, nie była w stanie się przeciwstawić się rywalom. Gospodarze byli lepsi, skuteczniejsi, szybsi, dojrzalsi i konkretniejsi. Z perspektywy polskiego kibica zabrakło jedynie gola Roberta Lewandowskiego, który rozegrał bardzo dobry mecz, choć nie zdobył w tym spotkaniu gola. Asysta i podanie, które przyspieszyło akcję na 3:0, muszą mu wystarczyć. Na dobrą sprawę dla Polaka i jego drużyny Liga Mistrzów rozpocznie się wiosną. Awans do 1/8 finału był formalnością. Dopiero teraz mogą natrafić na poważną przeszkodę. Na kogo trafią? Przekonamy się trzynastego grudnia.

T. Muller 34′, L. Sane 43′, J. Musiala 62′

Czytaj także:

Fot. NewsPix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMały Samorząd Uczniowski zebrał aż 3 360 naklejek w zambrowskiej „Piątce”
Następny artykułŚmiertelne ofiary zatrucia tlenkiem węgla