A A+ A++

fot.domena publiczna Wiadomość o tym, że pierwszy arktyczny lotnik żyje i ma się dobrze, stała się w Polsce sensacją.

Polak Jan Nagórski (1888-1976) był jednym z pierwszych pilotów w carskiej Rosji i pierwszym na świecie pilotem polarnym. W Związku Radzieckim i posowieckiej Rosji nigdy nie zapomniano o jego zasługach dla rozwoju lotnictwa, ale we własnej ojczyźnie ten wybitny człowiek popadł w zapomnienie na długie lata.

7 sierpnia 2021 roku, dokładnie w 107 rocznicę lotu Jana Nagórskiego, rosyjscy piloci Siergiej Czurkin i Siergiej Kostariow wzbili się w powietrze, by przebyć trasę, którą podążył Nagórski. Lotnicy byli podekscytowani faktem, że mogli ujrzeć te same krajobrazy, co ich legendarny poprzednik. Oni także przywieźli dużo zdjęć i materiałów filmowych, które zostaną wykorzystane w filmie dokumentalnym o Janie Nagórskim.

Żądza przygód

Nagórski urodził się we Włocławku w rodzinie właściciela niedużego gospodarstwa ziemiańskiego. Jak to się stało, że Polak z zachodnich rubieży Imperium Rosyjskiego znalazł się na biegunie północnym? Otóż po powstaniu styczniowym oficerowie – Polacy z Królestwa Polskiego – nie mogli pełnić służby w ojczystych stronach, zaś młodzi ludzie nie mieli prawa do studiowania w szkole oficerskiej w Warszawie. Dla nich otwarto ścieżkę kariery w Cesarstwie. Jan skorzystał z tej możliwości.

W 1909 roku Nagórski ukończył oficerską szkołę piechoty w Odessie i w stopniu podporucznika, z własnej woli, wybrał służbę w pułku stacjonującym w Chabarowsku na Dalekim Wschodzie, a nie w którymś z wielu miast europejskich. Jak przyznawał w swoich wspomnieniach, za tą zaskakującą decyzją stała żądza przygód:

“[…] niewielu wiedziało o tym, że nie potrafię zrezygnować z okazji poznania czegoś nowego, ciągnęło mnie w świat niezwykły, w kraj wiecznych śniegów. Uczucie to było potężne i nie potrafiłem mu się oprzeć”.

Młody Jan Nagórski

fot.domena publiczna Młody Jan Nagórski

Już w Chabarowsku młody oficer ekscytował się zamieszczanymi w tamtejszej prasie artykułami o wyczynach rosyjskich i zagranicznych pilotów, ale nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek będzie mógł spróbować swoich sił w lotnictwie.

W lipcu 1911 roku, wyjeżdżając na studia techniczne do Petersburga, Jan miał spełnił swoje kolejne, wielkie marzenie. Na dworcu kupił kilka gazet. W przedziale zapadł się w sen. Obudził go współpasażer – stary Sybirak przeglądający gazety Polaka i głośno komentujący artykuł prasowy pt. “Człowiek uleciał w przestworza” o locie nad Kanałem La Manche: “Panie, czy to możliwe? Zdaje się, że znów coś nakręcili w tych gazetach”. Jak po latach przyznawał Nagórski, słowa tego mężczyzny zapadły mu w pamięć:

“Monotonia obrazu nastrajała do marzeń. I tak nie wiem, kiedy pomyślałem o lotnictwie po raz pierwszy poważnie. A gdybym tak ja spróbował?. Przestraszyłem się tej myśli. Co będzie ze szkołą inżynierską. z nauką, z dyplomem. Nie. To nie jest możliwe”. Myśli o lotnictwie nie opuściły go aż do końca podróży.

W Petersburgu Jan zdecydował się rozpocząć naukę latania. Gdy usiadł obok instruktora i po raz pierwszy wzniósł się w powietrze, poczuł się spełniony i szczęśliwy. Już po trzech miesiącach Nagórski samodzielnie zasiadł za sterami.

Czytaj też: Gdyby nie odwaga polskiego pilota, ta „latająca bomba” spadłaby na Londyn. Archeolodzy znaleźli fragmenty pocisku V1

Na biegunie północnym

W 1913 roku otrzymał licencję pilota wraz z dyplomem Szkoły Inżynierów Morskich. Podjął pracę w Głównym Zarządzie Hydrograficznym Ministerstwa Marynarki w Petersburgu. Na początku 1914 roku rząd rosyjski zlecił Ministerstwu Marynarki zorganizowanie operacji polegającej na odnalezieniu śladów zaginionej ekspedycji Gieorgija Siedowa, celem której było dotarcie bieguna północnego. W II połowie 1912 roku jego statek wyruszył na Ziemię Franciszka Józefa, stamtąd wraz z nastaniem wiosny wypłynął w kierunku bieguna, gdzie planowano poczynić obserwacje naukowe. Potem Siedow i jego ludzie mieli wrócić na Ziemię Franciszka Józefa albo iść w kierunku Grenlandii. Cel nie został osiągnięty, ślad po ekspedycji zaginął.

Wodnosamolot Farman MF.11 Nagórskiego

fot.domena publiczna Wodnosamolot Farman MF.11 Nagórskiego

Wiosną 1914 roku admirał Żdanko, szef Nagórskiego, zlecił mu przygotowanie do udziału w akcji poszukiwawczej. W jej ramach Nagórski napisał do wybitnego badacza polarnego Roalda Amundsena, który podzielił się z pilotem swoją wiedzą. Jan pojechał do Francji, gdzie zamówił dwuosobowy wodnosamolot Maurice Farman MF-11 z silnikiem Renault o mocy 70 KM dostosowany do wodowania i lądowania na polach lodowych.

Poszukiwania zaginionych badaczy postanowiono przeprowadzić w okolicach Nowej Ziemi, tj. w miejscu, w którym było wiadomo, że ekspedycja Siedowa na pewno przebywała. W sierpniu 1914 ekipa poszukiwawcza, w składzie której znajdowała się Nagórski, wypłynęła z Oslo. W skrzyniach przewożono rozmontowany samolot. W Murmańsku do ekipy dołączył doświadczony mechanik Jewgienij Kuzniecow, który miał zostać pokładowym obserwatorem. Gdy ekipa poszukiwawcza znalazła się wyspie Pankracego, Nagórski i Kuzniecow zmontowali samolot. Polak wykonał próbny lat: zrobił kilka okrążeń i wylądował. Jan czuł się w powietrzu pewnie, a maszyna działała bez zarzutu. Wówczas statek, który przywiózł Nagórskiego i Kuzniecowa, odpłynął w kierunku Nowej Ziemi i miał wrócić za 10 dni.

Lotnik i jego mechanik zostali sami. Zamieszkali przy samolocie, w chatce podobnej do tych budowanych przez Samojedów. Wokół rozpościerała się okryta śniegiem, ogromna przestrzeń, a mróz sięgał kilkudziesięciu stopni. Już następnego dnia Nagórski i Kuzniecow jako obserwator rozpoczęli poszukiwania. Wykonali 5 lotów, przelecieli prawie 1,5 tys. km nad lądem i Morzem Barentsa. W powietrzu spędzili ponad 11 godzin. W trakcie jednego z lotów Polak osiągnął pozycję około 1100 km na północ od koła polarnego.

Niestety na wyspie Pankracego nie udało się natrafić na ślady poszukiwanej ekspedycji. Znaleziono jedynie metalowy pojemnik z raportem Siedowa do Ministerstwa Marynarki oraz jego dziennikiem. Nagórski i Kuzniecow spędzili na wyspie Pankracego 10 dni, następnie po nich przypłynął statek, witający ich przeciągłym rykiem syreny, który Jan zinterpretował jako “oznakę uznania szacunku za nasze trudy i radości, z okazji ponownego widzenia się”. Mimo iż próba odnalezienia Siedowa nie powiodła się, Polak zanotował: „Wracaliśmy jako zwycięzcy”.

Po powrocie do Petersburga, w październiku 1914 roku, Polak sporządził raport dla Mikołaja II i dołączył do tego dokumentu projekt lotów na biegun północny. Cesarz zaaprobował przesłane sprawozdanie, a Nagórski został nagrodzony Orderem św. Anny III stopnia.

Czytaj też: Na Antarktydzie znaleziono ważną pamiątkę po polarniku, który zginął w wyścigu o pierwszeństwo w zdobyciu bieguna południowego

Dalsze losy

W listopadzie Jan rozpoczął służbę w eskadrze lotnictwa morskiego w Rewlu i wykonywał loty bojowe nad Bałtykiem. Potem objął dowództwo eskadry. W listopadzie 1916 roku samolot Polaka został zestrzelony, uratowała go rosyjska łódź podwodna.

W 1919 roku, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, Jan wrócił do ojczyzny. Niestety, nie przyjęto go do Wojska Polskiego, a to dlatego, że przez kilka miesięcy walczył po stronie bolszewików. Co prawda, nie wstąpił do Armii Czerwonej dobrowolnie, lecz został wcielony tam na siłę (odmowa dołączenia do “czerwonych” skutkowała śmiercią). Kiedy tylko nadarzyła się możliwość, Nagórski porzucił służbę u bolszewików i wyjechał do Polski. Jednak polskie władze wojskowe nie chciały wniknąć w szczegóły położenia Nagórskiego i nie wydały zgodę na służbę Jana w armii polskiej.

Grób pierwszego na świecie lotnika polarnego Jana Nagórskiego (1888-1976) na Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie

fot.Mateusz Opasiński/CC BY-SA 3.0 Grób pierwszego na świecie lotnika polarnego Jana Nagórskiego (1888-1976) na Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie

Po II wojnie światowej pilot popadł w zapomnienie. Interesował się jednak lotnictwem i chodził na odczyty związane z tą tematyką. Jeden z wykładów prowadził znany podróżnik Czesław Centkiewicz, który wspomniał o rosyjskim pilocie Nagórskim zaginionym podczas I wojny światowej. Po zakończeniu spotkania lotnik podszedł do prelegenta i powiedział: „Pan pozwoli, że się przedstawię. Jestem Jan Nagórski, ten lotnik zmarły ponoć w 1917 roku. Jak widać, żyję. Jeśli pan nie wierzy, to proszę dotknąć”.

Wiadomość o tym, że pierwszy arktyczny lotnik żyje i ma się dobrze, stała się w Polsce sensacją. W 1956 roku Jan został zaproszony do Związku Radzieckiego, gdzie spotkał się z kolegami z czasów I wojny światowej. Ku jego zaskoczeniu, okazało się, że w 1936 roku jego imię („Nagurskaja”) nadano radzieckiej stacji na Ziemi Franciszka Józefa. Z kolei w 1947 roku pojawiło się tam lotnisko im. Jana Nagórskiego. W 2007 roku jego imieniem nazwano lotnisko należące do rosyjskich wojsk pogranicznych.

Źródła:

  1. Oficjalne komunikaty Ministerstwa Obrony Federacji Federacji Rosyjskiej
  2. Nagórski J., Pierwszy nad Arktyką. Warszawa, 1958
  3. Wiernicka V., Polacy, którzy zadziwili Rosję. Warszawa, 2020
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSemka: Ewidentnie to widać. Złej woli jest tutaj bardzo dużo
Następny artykułTym razem Putin może nie blefować